Artykuły

Podsumowanie sezonu operowego 2012/2013

Sezon 2012/2013 w operze podsumowuje Tomasz Flasiński w serwisie Teatr dla Was.

NAJLEPSZA REŻYSERIA: Andrzej Chyra ("Gracze" w Gdańsku - na zdjęciu), Tomasz Konina ("Falstaff" w Poznaniu).

NAJLEPSZA SCENOGRAFIA: Justin C. Arienti ("Cyberiada" w Poznaniu).

DEBIUT ROKU: reżyserski - Andrzej Chyra w Operze Bałtyckiej pokazał pazur w "Graczach" Szostakowicza, wprowadzając krytyków i publiczność w jednomyślny zachwyt. Zrobił to tak dobrze, że pewnie długo żadnej podobnej propozycji nie dostanie.

Inauguracja Opery Podlaskiej nie dostanie ode mnie nagrody w tej kategorii, bo okazała się falstartem: kto normalny instaluje w nowym gmachu zaawansowane technicznie ekrany akustyczne, by wszystko było jak najlepiej słychać, po czym ich nie testuje i w konsekwencji źle ustawia?

ŚPIEWAK ROKU: Jacek Laszczkowski. Dwie wyborne wokalnie i aktorsko role: Ichariew (w "Graczach") w Gdańsku oraz tytułowa partia w "Królu Edypie" w Poznaniu. Jeśli grudniowy Czertkow w poznańskim "Portrecie" Mieczysława Weinberga dorówna tamtym kreacjom (a dlaczego nie miałby?) to choćby dla niego warto jechać do gmachu pod Pegazem.

SKANDAL ROKU: tryb narzucenia nowego dyrektora Warszawskiej Operze Kameralnej oraz "Ruchowi Muzycznemu" i to niezależnie od poziomu merytorycznego obu kandydatów.

W przypadku WOK już chyba wszyscy wiedzą, że głównym atutem Jerzego Lacha w oczach komisji "konkursowej" była umiejętność doniesienia zaświadczenia o stanie zdrowia na właściwszym formularzu niż pozostała dziesiątka kandydatów. Atutem drugim - fakt, że jako dotychczasowy p. o. dyrektora mógł bez większych problemów sporządzić "program naprawczy" dla opery, bo np. miał dostęp do niezbędnych w tym celu danych o przychodach i rozchodach. Innym ów dostęp utrudniano: gdy jeden z kandydatów, Warcisław Kunc, przyjechał specjalnie do Warszawy, by zobaczyć odpowiednie dokumenty (odmówiono mu wersji elektronicznej), łaskawie pozwolono mu je zobaczyć, ale z zastrzeżeniem, że kopii nie otrzyma, może tylko robić notatki ołówkiem

W przypadku "Ruchu Muzycznego", w którym dotychczasowy redaktor naczelny Olgierd Pisarenko osiągnął wiek emerytalny, Instytut Książki (dokładniej szef tegoż, Grzegorz Gauden) nie bawił się w takie podchody, tylko otwarcie zignorował rekomendacje redakcji co do osoby nowego naczelnego i przesunął na to stanowisko zaprzyjaźnionego z sobą Tomasza Cyza (ten przedtem szefował "Dwutygodnikowi"). Ma się to wiązać z oszczędnościami na wydawaniu pisma - np. przez zrobienie z niego stustronicowego miesięcznika zamiast dotychczasowego 48-stronicowego dwutygodnika (na czym więc chcą oszczędzić? na okładce?). Tu więcej informacji.

NADZIEJA ROKU: jednak Jerzy Lach w Warszawskiej Operze Kameralnej. Abstrahując od chorego trybu jego wyboru, okazał się dyrektorem kompetentnym, otwartym na nowe i mądre inicjatywy (koprodukcje, utworzenie Sceny Młodych, przetworzenie nic dotąd nie robiącego kwartetu smyczkowego zatrudnionego w WOK na etacie w regularnie koncertujący, poszerzający repertuar obiecujący zespół), zdolnym do maksimum gospodarności przy minimum środków finansowych. Dodatkowy plus za to, że już pierwszą - i jedyną w tym sezonie - premierą ("Cosi fan Tutte" w reżyserii Marka Weissa) zirytował Temidę Stankiewicz - Podhorecką z "Naszego Dziennika" (która ma teraz dodatkowy powód, by bić na alarm).

STUDENCKA NADZIEJA ROKU: Adriana Ferfecka w tytułowej roli w "Siostrze Angelice" Giacomo Pucciniego (UMFC). Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: ta sopranistka daleko zajdzie.

SUKCES ROKU: przemiany w Operze Poznańskiej. W ciągu jednego sezonu rozpoczętego dwa miesiące po ich nominacji Renata Borowska-Juszczyńska i Gabriel Chmura zdołali podnieść teatr z zapaści czasów Pietrasa i Znanieckiego, przywrócić właściwe proporcje repertuarowe, wystawić fantastyczną "Cyberiadę" Krzysztofa Meyera (którą nie zainteresował się żaden polski teatr od jej powstania w 1970 r.), znaleźć interesujących reżyserów na rok obecny i następne, wywindować na dość wysoki poziom jakość gry orkiestry, wprowadzić porządny system sprzedaży biletów, itp. itd. Yes, we can. Oby tak dalej. Dodatkowy plus za to, że kolejni nowi dyrektorzy nie będą już mieć alibi w stylu "bo my przecież dopiero rok na stanowisku, w operze planuje się z większym wyprzedzeniem".

ZŁOTY KOGUT: dla dyr. Ewy Michnik we Wrocławiu i dyr. Wojciecha Nowickiego oraz Waldemara Zawodzińskiego w Łodzi. Obie dyrekcje doszły do wniosku, że najlepszym sposobem na przetrwanie kryzysu jest wystawianie wyłącznie ogranych hitów i niewyściubianie nosa poza repertuar dziewiętnastowieczny. Od biedy można zrozumieć Łódź, w której publiczność jest dość konserwatywna, zespół dostosowany do jej gustów, a bogatsi melomani i tak mogą się wybrać do odległej o półtorej godziny jazdy Opery Narodowej. Skąd natomiast taka zapaść we Wrocławiu, niegdyś (pod tą samą dyrekcją) najciekawszej opery w Polsce - odgadnąć nie sposób.

NIESPODZIANKA: "Qudsja Zaher" Pawła Szymańskiego. Premierę przekładano tak długo, że zaczęła wzbudzać skojarzenia ze słynnymi defiladami porucznika Scheisskopfa z "Paragrafu 22" no ale wreszcie jest. I nadaje się jak najbardziej do pokazania światu. Co ciekawe, najbardziej spodobało mi się libretto (Maciej Drygas), które akurat większość krytyków spostponowała. W odróżnieniu od tej większości uważam również, że "Qudsja" jest dziełem daleko ciekawszym niż okrzyczany "Projekt "P", nie tylko ze względu na to, że Jagoda Szmytka i Wojtek Blecharz gardzą librettami w klasycznym tego słowa rozumieniu.

ROZCZAROWANIE: Marek Weiss reżyserujący w Gdańsku "Skrzypce Rotszylda" Wieniamina Fleiszmana (w dyptyku z wspomnianymi już "Graczami"). Nie dość, że śpiewacy nie mają pojęcia, co ze sobą zrobić na scenie, a ze scenografii najlepiej zapamiętałem ustawione w rządek znicze, bo podczas końcowych ukłonów jeden z artystów w nie wdepnął, to i muzyka bez ikry

KLAPA: Gerd Schaller dyrygujący "Sprawą Makropulos". Po co Opera Narodowa zaangażowała do polskiej premiery tej arcywybitnej opery trzeciorzędnego niemieckiego kapelmistrza specjalizującego się w innym repertuarze - niewiada.

GODNE UWAGI W NOWYM SEZONIE: w Operze Bałtyckiej (która jak dotąd podała repertuar tylko do końca roku) bez wątpienia "Maria" Romana Statkowskiego, wspaniały utwór zdaniem niżej podpisanego bijący na głowę każdą z oper Moniuszki. Opera Poznańska zmierzy się z "Parsifalem": jeśli jej wyjdzie - a Gabriel Chmura za pulpitem dyrygenckim i Kirsten Dehlholm z duńskiego "Hotelu Pro Forma" jako reżyserka pozwalają żywić taką nadzieję - będzie to pierwszy Wagner w polskiej operze na dobrym poziomie od (zastanowienie) od wielu, wielu lat.

Ambitne plany ma też Opera Śląska w Bytomiu, przymierzająca się do "Salome" Ryszarda Straussa (gdzie te czasy, kiedy w gmachu tym dawano polską premierę jego "Arabelli") w reżyserii Michała Znanieckiego. Może być ciekawie.

W Operze Narodowej warto zwrócić uwagę na prapremierę "Moby Dicka" Eugeniusza Knapika, zarówno ze względu na nazwisko świetnego kompozytora, który regularnie doprowadza do irytacji muzykologicznych postępowców, jak i reżyserię Barbary Wysockiej (jej debiut na dużej operowej scenie). "Diabły z Loudun" w reżyserii Keitha Warnera (tego od nieudanego "Wesela Figara") także zapowiadają się ciekawie. No i "Lohengrin", z szalonym pomysłem obsadzenia Rafała Bartmińskiego w roli głównej parafrazując znane porzekadło, albo go to zabije, albo wzmocni. Trzymajmy kciuki.

Tomasz Flasiński (ur. 1986) - doktorant Instytutu Historii PAN, współpracownik "Ruchu Muzycznego". W roku 2012 ukazał się jego debiutancki tomik wierszy "Epikryzy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji