Sceny małżeńskie
SZTUKA krótka, na scenie maleńkiej, ale należy się temu utworowi dłuższe wprowadzenie. W osobie Franza Xavera Kroetza witamy w naszym teatrze nowego autora zachodnioniemieckiego, który stał się w latach 70-tych najbardziej dyskutowanym zjawiskiem literackim wśród dramatopisarzy niemieckiego obszaru językowego, porównywanym już dziś - choć autor ten ma zaledwie 31 lat - z takimi wielkościami jak Brecht czy Duerrenmatt. Kroetz jest pisarzem niezwykle płodnym, tworzy w ciągu roku po kilka dramatów i słuchowisk, których premiery odbywają się w wielu stolicach zachodnioeuropejskich. Ostatnio wprowadzony został do NRD.
Na Małej Scenie ukazała się sztuka z drugiego, spokojniejszego okresu jego błyskotliwej i burzliwej kariery scenicznej - "Oberoesterreich". Z sytuacji krańcowej zrezygnował Kroetz na rzecz najzwyczajniejszej, nie odszedł jednak - po złagodzeniu opisu - od krytyki społecznej. Autor jest od kilku lat członkiem DKP (Niemieckiej Partii Komunistycznej), z której ramienia kandydował do Bundestagu i w wywiadach swoich manifestacyjnie tę lewicową przynależność podkreśla. Jego utwory także więc uzewnętrzniają to uczulenie społeczne i dialektyczną sprawność myślenia.
"Górna Austria", nazwana nie wiadomo dlaczego przez Teatr Śląski "Scenami małżeńskimi", co niektórych może mylić ze "Scenami z życia małżeńskiego" Bergmana - jest bardziej słuchowiskiem niż scenicznym dramatem, przedstawiającym przeciętne małżeństwo w najprzeciętniejszej sytuacji. Akcji tu nie ma żadnej, wszystko dzieje się w sferze słów, pogaduszek przy telewizorze, w kuchni, w łóżku, ujętych w kilkanaście luźno ze sobą spojonych scen.
Kroetza wprowadzili na naszą scenę dwaj wielcy entuzjaści jego twórczości: Helmut Kajzar, tłumacz trudnego, pisanego dialektem bawarskim tekstu, który z racji swej praktyki teatralnej w Monachium zetknął się bliżej z młodym dramaturgiem oraz Jerzy Kronhold, poeta i reżyser tuż po dyplomie w warszawskiej PWST. A jednak przedstawienie to nie potwierdza sławy, która towarzyszy autorowi na Zachodzie. Krytyka społeczna "tam" i "u nas" - to dwie różne rzeczy. Dylemat "piwo czy dziecko" jest w naszym odczuciu po prostu prostacki i śmieszny, a właśnie młode małżeństwo z "Górnej Austrii", przeważnie nad tym problemem w sztuce debatuje i jeśli ten ich ważny "dramat" bierze w łeb to i cała otoczka spraw towarzyszących przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Spektakl jest zrobiony kulturalnie i potoczysty. Kroetz nie potrzebuje popisów inscenizacyjnych i reżyser ich nie nadużywał. Aktorzy - Zofia Bawankiewicz i Bogdan Potocki - uzyskali tę naturalność, jaka możliwa jest tylko u siebie w domu, w czterech ścianach, wydaje się, iż za chwilę zaproszą nas do siebie na herbatę, na dalszą pogawędkę.
Czego więc brakuje? Prostota dramaturgii Kroetza jest bardzo zwodnicza. Więcej dzieje się u niego w sferze pozajęzykowej niż w rzeczywistym dialogu i trzeba by chyba wyjątkowego, fascynującego aktorstwa, żeby nad tą nową, wyrafinowaną poetyką Kroetza zapanować. Być może w innych sztukach autor ten lepiej nam się sprawdzi.