Artykuły

Wojna damsko-męska w Wybrzeżu

"(g)Dzie-ci faceci" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Ni to koncert, ni spektakl muzyczny. Z kilkoma ciekawymi interpretacjami, ale bez pomysłu na spięcie w całość kilkudziesięciu piosenek o potyczkach damsko-męskich. "(g)Dzie-ci faceci" w Wybrzeżu uznać trzeba za wypadek przy pracy.

Miało być dowcipnie, z przymrużeniem oka o kryzysie męskości i schyłku patriarchatu. Wyszło nijako i bez polotu. Bez obejrzenia spektaklu "(g)Dzie-ci faceci" w reżyserii Adama Orzechowskiego i z muzyką w opracowaniu Tomasza Krezymona spokojnie da się żyć.

Aktorzy Teatru Wybrzeże nie są wirtuozami wokalu, choć piosenki wykonują poprawnie i z dużą starannością. Jednak, żeby przez ponad dwie godziny trzymać widza w fotelu, każąc mu słuchać trzydziestej drugiej, trzydziestej trzeciej i czwartej piosenki, trzeba mieć naprawdę ważny powód. Ja tego powodu nie widzę, niestety.

Niczego nowego nie dowiedziałam się ani o świecie, ani o człowieku, z którym żyję, ani o sobie. Bo przecież większość utworów, które słyszymy ze sceny, znamy prawie na pamięć. O tym, że sprawy sercowe zawiłe są, a współczesny świat przechodzi kryzys męskości, wie każde dziecko. Natomiast ważkie pytanie "Gdzie te chłopy!?" padło z estrady już bodaj 40 lat temu.

Nie potrafię też zrozumieć klucza, którym reżyser Adam Orzechowski kierował się przy doborze piosenek. I skąd w spektaklu poświęconym potyczkom damsko-męskim takie tytuły jak "Inżynierowie z petrobudowy" czy "Zbudujemy nową Polskę", które kompletnie rozbijają i tak już mocno niekonsekwentny pomysł na całość spektaklu. Jeśli do tego dołożymy motyw Matki Boskiej Częstochowskiej, husarza ze skrzydłami - wychodzi zupełny chaos na scenie.

Trzeba mieć dużo determinacji, by mając za miedzą Teatr Muzyczny w Gdyni z wytwornymi wokalistami, iść w stronę gatunku muzycznego. Trójmiejski widz wie, jak powinien wyglądać spektakl muzyczny z wyższej półki i nie da mu się wmówić, że do szczęścia wystarczy ośmioro aktorów na zmianę wykonujących znane piosenki w konwencji "wesela bez wesela", jak określają to realizatorzy. Zwłaszcza jeśli reżyser decyduje się nawet cytować gdyńskie spektakle (motyw z musicalu "Chicago" czy efekt "zwolnionego tempa", który wiele razy pojawiał się na gdyńskiej scenie).

Przyznać trzeba, że aktorzy Wybrzeża robią, co mogą, by ratować całość. Małgorzata Brajner w piosenkach "Chociaż raz powiedz nie" czy "Filozofii małżeńskiej", Anna Kociarz w utworze "Niestety to nie ty", Dorota Androsz jako niedoszła panna młoda - zapadają w pamięć. Dużo słabiej wypadają panowie, którzy zdają się pełnić w tym projekcie rolę raczej dekoracyjną.

Stylistycznie całość świadomie brnie w groteskowy kicz: panowie przebrani za panie, sztuczne maki, biały miś... Publiczność na premierze bawiła się hecnie. Ja nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji