Artykuły

Kiedy historię czyta się współcześnie...

Chciał tę sztukę wystawić Leon Schiller. Planował jej premierę w roku 1946 Teatr Polski w Warszawie. A jednak dopiero w roku 1966 doczekała się ona scenicznej realizacji w opracowaniu Krystyny Skuszanki we Wrocławiu. I tu dopiero ujawniły się pełne jej wymiary, jej walory ideowe i artystyczne. Aż dziwne, że tak długo trzeba było na to czekać. Słuchając przedstawienia wydaje się nam chwilami, że sztuka napisana została żaledwie wczoraj, najdalej przed kilkoma miesiącami. Tyle w niej aluzji, tyle prawd aktualnych nie mniej w roku 1966, niż w roku 1076 i 1079, 1939 i 1945. A może właśnie dlatego dopiero teraz zabrzmiała ona tak pełnym głosem? Może sy­tuacja historyczna Polski anno 1966, Polski roku Tysiąclecia, rzuciła ostry snop światła na sprawy, które w sztuce Dą­browskiej były dawniej mniej widoczne. Może właśnie dziś wobec sporu między kościołem i państwem spokojny, bezna­miętny głos Marii Dąbrowskiej, jej obiekywne świadectwo da­ne prawdzie już zza grobu, na­brało tak przejmującego wyra­zu? Miała niezwykle szczęśliwą rękę. Napisała sztukę prawdzi­wie przekonującą, która może niejedno wyjaśnić każdemu nie uprzedzonemu widzowi. I kiedy 8 maja obchodzono uroczyście w Krakowie święto Stanisława ze Szczepanowa, we Wrocławiu odbywały się ostatnie próby sztuki, która dowodnie wykazuje, że był on postacią najmniej zasługującą na to, by dźwigać go na piedestał naro­dowej czci i szacunku.

Jaka jest myśl sztuki Dąbrowskiej? Oto dowodzi ona, że biskup Stanisław ze Szczepanowa nie działał wcale w obronie kościoła, czy moralności. Przeciwnie: był wrogiem papieża Grzegorza VII i jego wielkich reform, sprzymierzeńcem cesarza niemieckiego Henryka IV i stronnictwa antypapieża Klemensa. Natomiast arcybiskup gnieźnieński Bogumił realizował wraz z królem Bolesławem politykę papieża, odbudowywał pod patronatem króla zniszczoną po upadku monarchii Chrobrego strukturę kościoła polskiego, obsadzał z woli Bolesława wakujące i nowe biskupstwa duchownymi polskimi, pozbywając się niemieckich książąt kościoła z naszego kraju. Był wiernym sługą kościoła, króla i swego kraju. Związany z ludem, dawny eremita i asceta, występował przeciw symonii i nepotyzmowi, bronił celibatu i surowego trybu życia, pełnego wyrzeczeń. I tym właśnie naraził się możnym duchownym i świec­kim, a wśród nich przede wszystkim Stanisławowi Szczepanowskiemu, biskupowi kra­kowskiemu, niezadowolonemu z reform Grzegorza VII i po­zycji arcybiskupa Bogumiła u boku młodego króla, spiskują­cemu z niemieckim cesarzem, czeskim księciem Wratysławem i młodszym bratem Bolesława, Władysławem Hermanem, ła­komie spoglądającym na tron, z możnowładcami polskimi wreszcie, którzy nieradzi byli mocnym rządom prawnuka Chrobrego.

Zabrakło mi w sztuce Dąbrow­skiej dramatycznej rozmowy mię­dzy Stanisławem i Bogumiłem, któ­ra mogła być kulminacją dramatu. Jest tylko dialog między Stani­sławem i królem. Ale i tak słucha się tego przedstawienia, opowiada­jącego o zdarzeniach sprzed dzie­więciu blisko wieków, jak pasjonu­jącej sztuki politycznej, nie mniej aktualnej w naszych czasach. Prze­grał Grzegorz VII, przegrał Bole­sław i Bogumił. Dąbrowska pokazu­je związek między klęską papieża, króla i arcybiskupa. Poszedł na wygnanie papież Grzegorz i król Bolesław, schronił się do eremu arcybiskup Bogumił, przegnany ze stolicy gnieźnieńskiej przez nie­mieckiego opata Henryka z Weltenburga. Ale racja była po stro­nie tych, którzy wtedy przegrali i przyszłość im ją przyznała. Jasne jest także, że nie chodziło tu o żadne konflikty religijne, lecz o walkę polityczną między dwiema orientacjami, z których jedna by­ła w ówczesnej Polsce obiektyw­nie (jeśli nie subiektywnie) zdradą interesów narodowych, za którą karano w średniowieczu w całej Europie śmiercią.

Krystyna Skuszanka opraco­wała sztukę Dąbrowskiej bar­dzo starannie i sugestywnie.

Idąc za wskazaniami autorki ograniczyła w niej i wyelimi­nowała wszystkie wątki obyczajowo-erotyczne, pozostawia­jąc same procesy i wydarzenia dziejowe. Ostał się więc w jej ujęciu czysty dramat politycz­ny, wielki i tragiczny konflikt młodego, utalentowanego, choć zapalczywego i nieopanowanego króla, wspieranego przez mą­drego arcybiskupa, z możnymi panami, sprzymierzonymi z wrogami Polski. Akcja sztuki rozgrywa się na prawie pustej scenie, obramionej ścianami romańskich budowli, po­krytymi freskami, przypominający­mi najstarsze zabytki z tej epoki. Bardzo piękne, surowe i proste tło spektaklu zaprojektował w swej scenografii ALEKSANDER JĘDRZEJOWSKI. W pośrodku sceny stoi tylko jeden rekwizyt, który raz jest piastowskim tronem, innym razem ołtarzem, to znów ławą, czy nawet cokołem pomnika, na któ­rym Skuszanka ustawia już w bar­dzo ładnej kompozycji przyszły po­sąg Śmiałego. Wielkie są walory intelektualne i wizualne tego nie­zwykle czystego spektaklu, w któ­rym wszystko jest jasne i przej­rzyste.

Ale największy nacisk kładzie Skuszanka na słowo. Trzyma się tu zresztą ściśle uwag Dąbrowskiej, poczynionych na maszynopisie dra­matu: "Za mało skrótów. Za dużo archaizacji". W jej przedstawieniu usunięte zostało ze sztuki wszyst­ko, co zbędne i każde słowo jest zrozumiale, przy zachowaniu mini­mum archaizacji. Że tekst Dąbrow­skiej dociera tak dobrze do wi­dzów jest także wielką zasługą ak­torów tego wyrównanego spektak­lu, którzy mówią i podają go zna­komicie. Nie tylko IGNACY GO­GOLEWSKI, występujący we Wro­cławiu gościnnie w roli króla Bo­lesława, lecz także PIOTR KU­ROWSKI (bardzo dobry w roli szlachetnego arcybiskupa Bogumi­ła), ARTUR MŁODNICKI (pełen godności i pychy, wielki pan i możnowładca Stanisław Szczepanowski), PAWEŁ GALIA (zadziorny i pełen wdzięku błazen królewski Czwańko) i inni. Prawdziwie zespo­łowy, piękny ten spektakl budzi uznanie dla osiągnięć teatru wro­cławskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji