Artykuły

Ała, czym jest teatr?

Z bolącą głową trudno jest się zastanawiać nad jakością sztuki, nad tym, co jest hitem, a co kitem - o performansie Krzysztofa Garbaczewskiego i Marcina Cecki "herb brecht" w Komunie//Warszawa pisze Magdalena Osińska z Nowej Siły Krytycznej.

Żółw na smyczy wyciągnięty zza pazuchy. Jezioro łabędzie tańczone przez chłopaków w śmierdzących skarpetkach. Motyw muzyczny z Koziołka Matołka. Komuna Warszawa usiłowała rozpieprzyć system w dzień święty, w niedzielę.

Istotą instalacji teatralnej Krzysztofa Garbaczewskiego i Marcina Cecki "herb brecht" - jak zapewniają autorzy - jest refleksja nad relacją scena - widz. Punktem wyjścia do pogłębienia tej refleksji jest umowa, że wszystko, co rozgrywa się wobec widowni, to teatr. Twórcy ogłaszają na stronie internetowej repertuar, przychodzi tak zwane środowisko, przychodzą ludzie ciekawi eksperymentu, płacą za bilet 15 złotówek (studenci wchodzą za dychę), siadają na ławeczkach i czekają. Na scenie są już aktorzy, choć lepiej byłoby wstawić to słowo w cudzysłów, mając na myśli ludzi uznawanych - zgodnie z warunkami umowy - za aktorów. A więc na scenie są już "aktorzy" i robią "cyrk", "teatr", "iwent", dzieje się to, co wspomniałam w pierwszym akapicie. Nie jest ważne, że tego typu występy odbywają się codziennie od września do czerwca na każdej przerwie na szkolnych korytarzach, gdzie chłopacy odwalają popisówę przed dziewczynami, a dziewczyny dostają głupawki. To jest teatr, bo kontekst jest teatralny, a wszystko legitymizuje UMOWA i świstki biletów. To teoria. Ale jeśli (wyjątkowo, obiecuję!) posłużyć się własnym rozumem, to można dojść tylko do ściany, uderzyć głową w mur i zapytać się, czym - ała - jest sztuka. Zwłaszcza, że z bolącą głową trudno jest się zastanawiać nad jakością sztuki, nad tym, co jest hitem, a co kitem.

Twórcy zmontowali instalację teatralną (gatunek typu "nie mam pomysłu, ani pieniędzy na realizację, ale mam wenę") w konwencji demonstracyjnej antysztuki. Czyniąc z autoteliczności i antysystemowości fetysz, zapomnieli jednak, że wszystko, co było do zburzenia, zostało zburzone. Ten niedzielny wieczór będzie można wspomnieć co najwyżej jako anegdotę, choć będzie ona ustępowała pierwszeństwa historii na przykład o muszli klozetowej Marcela Duchampa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji