Artykuły

Opera znów młoda

Niektórzy wyszli po II akcie, inni owacjami na stojąco przyjęli nową pro­pozycję Teatru Wielkiego w Łodzi - polską prapremierę opery Philipa Glassa "Echnaton". Reakcje - tak jak przewidywał reżyser widowiska Hen­ryk Baranowski - były skrajne. I bar­dzo dobrze, bo spektakl wymaga usto­sunkowania się do zupełnie nowej ja­kości estetycznej.

Mamy wreszcie w repertuarze łódz­kiej opery dzieło, które wyrasta cał­kowicie z naszych czasów stylem mu­zycznym, sposobem zaprezentowania libretta, formą realizacji, nawet czarny­mi podkoszulkami orkiestry i dyrygen­ta zamiast wieczorowych fraków. Skomponowany w 1983 r. "Echnaton" jest ostatnią częścią operowej trylogii poświęconej wybitnym jednostkom, które zmieniły stale bądź na historycz­ną chwilę nurt nauki (Einstein), poli­tyki (Ghandi) i religii (Echnaton).

Historia egipskiego faraona - rewo­lucjonisty, staje się w ujęciu Glassa za­dziwiająco żywa i aktualna. Oto wład­ca a zarazem artysta, poeta, człowiek o idealistycznej wizji świata. Siedemnaście lat panowania wykorzysta na próbę jej urzeczywistnienia, znajdując inspirację i oparcie w dwóch niezwy­kłych kobietach - pięknej żonie Nefretete i matce Teje. Zostanie najwyższym kapłanem jedynego bóstwa - tarczy słonecznej Atona, zmieni kanony sztu­ki, wyrzeknie się wojny, doprowadza­jąc do politycznego osłabiania pań­stwa. Przewrót, rozkwit, upadek.

Zanurzamy się w glassowski świat muzyką niezwykłą, dającą wrażenie nieprzerwanego, stałego ciągu, opartą na powtarzalności kilku motywów i jednostajnym rytmie, a jednocześnie pulsującą wewnętrzną zmiennością. Ta pozorna prostota nie pozwala na chwilę odpoczynku czy dekoncentracji.

Morderczy wysiłek dla orkiestry. - Czegoś takiego jeszcze nie wykonywaliśmy - mówił przed premierą Tadeusz Kozłowski, kierownik muzyczny przedstawienia. Ciemne barwy orkiestry bez skrzypiec, nagłośnienie chóru i solistów, do tego cyfrowa synteza dźwięku to dodatkowe elementy nowości.

Mimo obaw (nuty dla orkiestry do­tarły zaledwie kilkanaście dni przed premierą) muzyczna strona spektaklu przebiega na ogół z mechaniczną wręcz precyzją i dużą ekspresją.

A na scenie współczesny Narrator (Dariusz Siatkowski) poprowadzi nas przez meandry libretta (Philip Glass, Shalom Goldman i in.) i zabytkowych tekstów z czasów XVIII dynastii fara­onów. W starożytnym języku egip­skim, akadyjskim, hebrajskim brzmią poetyckie arie, duety, ensamble, mo­numentalne chóry. Pieczołowicie prze­myślane przez Glassa zestawienia barw głosów i sposobów artykulacji sprawiają, że ich siła wyrazu jest za każdym razem ogromna.

Wrażenie nierozerwalnej niemal jedności trójki głównych bohaterów - Echnatona, Nefretete i Teje to przede wszystkim wynik trafnej obsady wo­kalnej. Partia młodego władcy, o nie­określonej orientacji seksualnej wyko­nywana jest przez rzadki, bardzo wy­soki męski głos - kontratenor. Śpiewa­jący gościnnie Tomasz Raczkiewicz umiejętnie nakreślił portret nadwrażliwego młodzieńca i jego symbiotycznego związku z żoną i matką. Na kilkanaście minut przykuł uwagę po­ruszającym hymnem do Atona.

Bardzo blisko Echnatona - psycho­logicznie i rejestrem głosu - przebie­ga partia Nefretete. Monika Cichocka - sopran, zaprezentowała tym razem bardzo rozległą skalę swojego głosu schodząc - bez szkody dla barwy - w niskie rejony altowe. Przepiękna scena miłosna Echnatona i Nefretete w II akcie to, dzięki temu zabiegowi, czyste partnerstwo i zespolenie.

Dominację wieku i poświadczenia Teje, matki faraona przekazuje wyso­ki rejestr sopranu Katarzyny Nowak-Stańczyk. W tym sezonie to chy­ba najbardziej udana kreacja tej śpie­waczki. Ciekawie wypadły trzy męskie postacie przedstawicieli starego po­rządku: Horemhaba (Zenon Kowal­ski), Ai (Piotr Miciński), arcykapłana Amona (Tomasz Madej).

Ogromne uznanie należy się chó­rom i małemu wokalnemu zespołowi Sześciu Córek - bez zarzutu przeka­zane skomplikowane przebiegi ryt­miczne i silny ładunek emocji. Para­doksalnie jednak to wcale nie treść śpiewanych fragmentów chóralnych czy solowych staje się przekaźnikiem rozwoju akcji, ale szereg niezwykle pięknych i wymownych obrazów. Sta­rannie przemyślane od strony reżyser­skiej, scenograficznej (Henryk Bara­nowski, Piotr Szmitke), kostiumowej (Barbara Plewińska) i choreograficz­nej (Iliana Alvarado) stwarzają język tak uniwersalny, że nie są nawet ko­nieczne tłumaczenia staroegipskich tekstów.

Historia Echnatona, Nefretete, Teje znajduje swoje odbicie w sugestywnie interpretowanych partiach tanecznych Krzysztofa Zawadzkiego, Moniki Ma­ciejewskiej i Edyty Wasłowskiej.

Niektórym scenom zespołowym przydałoby się nieco więcej precyzji, ale ta pojawi się wraz z kolejnymi przedstawieniami. Powodem wielu oczarowań jest świetna, nowoczesna scenografia. Zmienia się wraz z echnatonowską rewolucją i nowymi kano­nami w sztuce, odwołującymi się do natury, urody ogrodów, wreszcie prze­nosi widza w smutne, zaśmiecone kra­jobrazy współczesności. Zostaje tęsknota za światem marzy­ciela Echnatona. I poczucie świeżego powiewu w operze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji