Artykuły

Pszoniak "odkurza" Fredrę!

Jeśli w przypływie patrio­tycznych uczuć mamy postu­diować "Polaków portret własny" któż posłuży nam le­piej jak nie imć hrabia Fre­dro. Tyle że niekoniecznie ty­mi studiami będziemy zbudo­wani. Wszakże na osłodę na­szych doznań otrzymamy funt dobrego humoru.

"Dożywocie" Aleksandra Fredry, które wystawił na de­skach Teatru Polskiego An­drzej Łapicki, jest w dorobku dramatopisarza sztuką szcze­gólną: słynny wdzięk Fre­drowskiej frazy przepojony jest tu mocno nutą sarka­zmu. O czymże bowiem opo­wiada "Dożywocie"? Ano o pieniądzach - a tu naturę swoją obnażamy bezpardo­nowo. Jak dawniej tak i te­raz.

Fortel Łatki, głównego bohatera sztuki, oparty jest na operacji nam, współcze­snym, nieznanej, ale w nie­przyzwoitej pogoni za zy­skiem wrócimy może i do tych praktyk naszych dzia­dów. Otóż posiadacz przyno­szącej niezłe zyski kamieni­cy, przy tym sprytny li­chwiarz, niesyty bogactwa, utyskujący jak to w takich sytuacjach bywa na "nędzę", wykupuje potajemnie prawo do dożywotniej renty zadłu­żonego lekkoducha, przy całkowitej jego nieświado­mości. Gorzej że hulanki owegoż Birbanckiego pro­wadzą do niechybnej utraty zdrowia, więc stres Łatki, by swego "żywiciela" utrzymać jak najdłużej przy życiu, się­ga szczytu. Dalsze perypetie bohaterów można obejrzeć w spektaklu, którego magnesem jest gościnny występ na­szego, ostatnio głównie eks­portowego aktora, Wojcie­cha Pszoniaka.

Pszoniak w roli Łatki omal nie rozwala przedstawienia. Z wrodzoną sobie ambicją aktor postanowił, nieco wbrew wizji reżysera, zagrać postać nad wyraz współcze­śnie, bardziej refleksyjnie rjiż komediowo, by wyciągnąć z Fredry akcenty tyleż aktualne, co dramatyczne. Cała zaś reszta zespołu, z rozmiłowa­nym w wierszu Fredry An­drzejem Łapickim - który sam wielokroć wcielał się z powodzeniem we Fredrow­skie postacie - pozostaje w konwencji, do której przy­zwyczaiła nas tradycja. Do niej nawiązywali poprzedni odtwórcy Łatki, od Ludwika Solskiego poczynając, przez Jacka Woszczerowicza, na Tadeuszu Łomnickim koń­cząc.

Z zapasów na deskach Te­atru Polskiego pomiędzy "so­listą" - Pszoniakiem a zespo­łem i reżyserem zwycięsko wychodzi oczywiście sam Fredro. Dziś, gdy padamy ofiarą małych i większych oszustów, w kraju gdzie "ani prawo ważą, ani sprawiedli­wość ma miejsce, a wszystko złotem kupić można", nad czym przed Panem Aleksan­drem ubolewał już mistrz z Czarnolasu, dobrze jest się przez chwilę połudzić, że wszystko zakończy się szczę­śliwym finałem. Może dlate­go spektakl otrzymuje grom­kie brawa, bo co by nie mó­wić, Wojciech Pszoniak pre­zentuje aktorstwo przednie. A inne rodzynki w tym cie­ście to między innymi Ewa Konstancja Bułhak, w jedy­nej roli żeńskiej, córki omal nie sprzedanej przez ojca za długi. Aktorka jest laureatką nagrody młodych, co jak na świeżo upieczoną absolwent­kę szkoły teatralnej rokuje jak najlepiej.

W ciekawie zarysowanej roli Twardosza oglądamy Ignacego Gogolewskiego. Również reszta zespołu przy­czynia się do teatralnej zaba­wy, dobrej zwłaszcza dla tych, którzy poszukują w te­atrze nawiązania do tradycji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji