Artykuły

Panie profesorze, niech mnie pan ratuje!

- Ja żadnemu reżyserowi nie narzucam obsady. A gdy sam reżyseruję, stosuję ostrą selekcję - mówi Jan Englert, podczas gdy Beata Ścibakówna przyznaje, że czasem złościła się, że rolę, którą chciała zagrać, dostawała jej koleżanka. Ale ufa zawodowej intuicji i doświadczeniu męża. Wiele bowiem się od niego nauczyła.

Nie wróżono im małżeńskiego szczęścia. Nie tylko dlatego, że JAN ENGLERT jest starszy od swojej żony, BEATY ŚCIBAKÓWNY, równe ćwierć wieku. Ale także dlatego, że gdy się poznali, on był rektorem i wykładowcą Akademii Teatralnej, ona zaś jego studentką. Mówiono, że to przelotna fascynacja.

Kiedy w pierwszą rocznicę ślubu podarował jej pierścionek, o jakim marzyła, była zaskoczona, że w ogóle pamiętał tę datę.

Ale właśnie mija 18. rocznica ich ślubu, a temperatura ich uczuć jest wciąż tak samo wysoka jak kiedyś. - Twierdzę, że udane związki są wtedy gdy partnerzy są na podobnym etapie rozwoju i psychicznego, niezależnie i od wieku-uważa pan Jan. Wszystko zaczęło się od ,,Pana Tadeusza". - Byłam na III roku studiów, gdy Janek zaproponował mi, żebym zagrała w tym spektaklu - wspomina pani Beata. - Potem zjeździliśmy razem pół świata.

Gdy byli w Australii, przyszła aktorka poszła ze swoim profesorem nad ocean. - Namówiłem ją, żebyśmy skakali przez fale. Nagle wpadliśmy w jakiś dół bez dna i zaczęło się robić niebezpiecznie. Beata zachowała spokój - wspomina pan Jan, a jego żona dodaje: - Wiedziałam, że jak go nie zachowam, to polegniemy. Krzyczałam tylko: panie profesorze, niech mnie pan ratuje! I uratował.

Aktor uważa, że do wszystkiego w życiu trzeba dorosnąć. Do małżeństwa i rodzicielstwa też. Kiedy ze związku z Barbarą Sołtysik urodziło mu się troje dziś dorosłych już dzieci - Tomasz i bliźniaczki Katarzyna i Małgorzata - nie miał dla nich tyle czasu, ile by chciał. Gdy jednak na świat przyszła Helenka, aktor był już mężczyzną dojrzałym, spełnionym zawodowo. Nic musiał już za niczym gonić. Nauczył się godzić wszystkie obowiązki, starał się być oparciem dla żony. Wpadał do domu, kiedy miał choćby chwilę przerwy w pracy po to tylko, by pobawić się z córeczką albo jej poczytać.

- Helenka to dla mnie prezent. Często mówię, że nie każdy umie sobie zrobić od razu... wnuczkę. Po raz pierwszy pomyślałem o śmierci, nie dlatego, że się jej boję. Zacząłem jednak liczyć, ile będę miał lat, gdy Helenka będzie dojrzewała. Czy zdążę na jej maturę. Po raz pierwszy myśli o przemijaniu docierają do mnie z taką siłą - wyznał.

Choć małżonkowie nigdy nie ustalali podziału domowych obowiązków, wszystko ułożyło się w sposób naturalny. Wiadomo, że aktor nie jest przysłowiową złotą rączką, co naprawi cieknący kran, odbierze polecony na poczcie...

- Przyznaję, że oddałem żonie wszystkie sprawy związane z remontami czy rachunkami. Myślę, że to wzięło się z tego, iż było mi wygodnie tego nic umieć. Zajmowanie się śrubkami jest dla mnie nudne - przyznaje się pan Jan.

Ale pani Beata bynajmniej nie ma mu tego za złe. Tym bardziej, że lubi zajmować się domem i chce, by wszystko chodziło jak w zegarku. Uwielbia zmieniać jego wystrój, stale coś upiększać. A męża podziwia na scenie i w życiu za jego pasje, witalność, poczucie humoru. I, jak twierdzi, nie zamieniłaby go na żadnego innego.

- Mądrość wieku dojrzałego zdecydowanie bardziej mnie pociąga niż niestałość młodości. Janek wie, czego chce. Czas wahań ma za sobą. Po męsku podejmuje decyzje. A poza tym wydaje mi się młodszy od wielu moich kolegów. Urzeka mnie jego fantazja, pomysły, poczucie humoru, sposób objaśniania świata, opiekuńczość - wylicza. Ona dla niego nauczyła się gotować nawet jego ulubioną chińszczyznę. Spotykają się w pracy, co szczególnie dla niej bywa trudne, bo nie jest łatwo być żoną dyrektora teatru, w którym się pracuje.

- Ja żadnemu reżyserowi nie narzucam obsady. A gdy sam reżyseruję, stosuję ostrą selekcję - mówi pan Jan, podczas gdy pani Beata przyznaje, że czasem złościła się, że rolę, którą chciała zagrać, dostawała jej koleżanka. Ale ufa zawodowej intuicji i doświadczeniu męża. Wiele bowiem się od niego nauczyła.

- Najważniejszą zmianą, przynajmniej dla mnie, jest zmiana w naszych relacjach. Ja startowałem z pozycji profesora. Teraz czasem robię za... asystenta - śmieje

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji