Artykuły

Będziemy czujne, nie spoczniemy na laurach

Ten spektakl to prawdziwy łowca nagród: najpierw zebrał sporo wyróżnień lokalnych, a potem wyruszył w Polskę. Najpierw "Amatorki" sprawiły, że zespół gdańskiego teatru Wybrzeże wrócił z tarczą z festiwalu w Szczecinie, kilka dni temu przysporzył mu kolejnych nagród, tym razem - aktorskich. Na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych laury za dwie główne role żeńskie otrzymały Dorota Androsz i Katarzyna Dałek. Czytelnikom "Gazety Wyborczej - Trójmiasto" opowiadają o tym jak powstawał spektakl i co jest w nim dla nich najtrudniejsze - pisze Przemysław Gulda.

Przemysław Gulda: Jak Wam się grało w Kaliszu? Czym ten występ różnił się od spektakli w Malarni?

Dorota Androsz: Kaliska publiczność była powściągliwa w reakcjach, odczuwalna jednak była ta szczególna nić porozumienia między widzem a aktorem, kiedy widz podąża za historią postaci i co, ze względu na sposób, w jaki gramy, czyli nawiązując bezpośredni z nim kontakt, było zauważalne w zaangażowanym słuchaniu, chętnym wchodzeniu w interakcje, błysku oczach widza i oczywiście wspólnym delektowaniem się pysznym ciastem typu brownie. "Amatorki" graliśmy w ostatnim dniu festiwalu, więc publiczność zdążyła już zobaczyć kilka wartościowych spektakli, ze wspaniałymi rolami wielu aktorów, tym bardziej poprzeczkę mieliśmy ustawioną wysoko.

Katarzyna Dałek: Każdy spektakl jest inny... Niby taki sam..., a jednak różni się od wcześniejszych... Jest innym spotkaniem, z inną publicznością, ma swoją własną energię. "Amatorki" to spektakl wymagający aktywnej interakcji publiczności, dlatego też wiele zależy od tego, jak nawiąże się porozumienie pomiędzy aktorami a widzami.

D.A.: Poza scenami, które rozgrywają się między aktorami, i są bardzo precyzyjnie ustawione, powołujemy widza na świadka, rozmawiamy z nim, zachęcamy go, by dopingował do końca spektaklu postać, która najbardziej go zaintrygowała, staramy się zmniejszyć dystans między nami a odbiorcami. Dlatego każde nowe spotkanie, tu na scenie w Malarni, jak i na festiwalach w Szczecinie i Kaliszu jest cenne.

Czy występy dla wymagającej, festiwalowej publiczności są dla was trudniejsze czy raczej mobilizujące?

D.A.: Nie jest najważniejsze, czy spektakl grany jest dla publiczności festiwalowej czy naszej, gdańskiej. Mobilizacja zawsze jest jednakowa, a to, że reakcje publiczności różnią się, jest faktem.

K.D.: Każdy spektakl wymaga ogromnej mobilizacji zarówno psychicznej jak i fizycznej, szczególnie "Amatorki", w których ciało i ruch odgrywają dużą rolę. Nie rozdzielam spektakli na powszednie i festiwalowe. Za każdym razem spotykamy się z nowym widzem i z każdym należy podzielić się, tym samym, z takim samym zaangażowaniem i sercem. Z punktu widzenia widza ten spektakl sprawia wrażenie bardzo wymagającego od aktorów, zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Jak to wygląda z waszej strony? Czy tak rzeczywiście jest? Czy lubicie grać w takich właśnie spektaklach?

K.D.: Tak jak już wspomniałam jest to wymagający spektakl zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Ruchu jest bardzo dużo, potrzeba więc skupienia i dużej koncentracji, czasem chwila nieuwagi lub brak wcześniejszej rozgrzewki mógłby skończyć się nieciekawie. Bardzo lubię spektakle, po których odczuwa się zmęczenie, Amatorki do takich należą. D.A.: Czasami siadamy sobie, ja-Dorota i moja postać Brigitte, i rozmawiamy o tym, co się zdarzyło podczas spektaklu. Ona mi opowiada o Hainzu, o ich trudnej relacji, o jej walce i poniżeniu, wylanych łzach, nieprzespanych nocach i ocieranym pocie z czoła, ja z kolei próbuję przeanalizować reakcje publiczności i wytłumaczyć jej, że "to tylko chwilowe, zaraz będzie dalszy ciąg". Jak widać obie dążymy do osiągnięcia równowagi i pozostania przy zdrowych zmysłach. Cieszę się, że poznałam Brigitte, lubię obcować z jej wyobraźnią i poglądami na świat, mimo, że nie jestem w stanie zaakceptować do końca jej decyzji życiowych. Trochę nie wprost, ale mam nadzieję, że odpowiedziałam na pytanie. Poza tym "Amatorki", z założenia również maja być niekomfortowe dla widza, mają czynić go aktywnym i otwartym na dialog.

Co było dla was najtrudniejsze podczas przygotowań do tego spektaklu i dziś, kiedy gracie go już od kilku miesięcy?

D.A.: W trakcie prób: wchodzenie w sytuacje sceniczne budowane na upokarzaniu kobiety. Teraz: powściąganie chęci wchodzenia w coraz to intensywniejsze interakcje z widzami.

K.D.: Język Jelinek, który jest bardzo specyficzny, ciekawy stylistycznie, ale trudny w użyciu scenicznym. Na co dzień nie mówimy tak skomplikowaną frazą i w trzeciej osobie.

To kolejna nagroda dla tego spektaklu, tym razem - indywidualna nagroda aktorska właśnie dla was. Co dla młodych aktorek oznacza tak prestiżowy laur? Czy spodziewacie się, że może coś zmienić w waszym artystycznym życiu?

K.D.: Ta nagroda jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem i dużą radością. Nie spodziewam się i nie oczekuję żadnych zmian, mam tylko nadzieję, że tak jak do tej pory będę miała szansę pracować nad ciekawym materiałem, z równie ciekawymi ludźmi.

D.A.: Cieszymy się, że spektakl został zauważony, tym bardziej, że była to praca w pełni zespołowa, każda osoba pracująca przy nim dołożyła cenną cegiełkę. Poza tym nasuwa mi się tylko jedna odpowiedź; nagrody oznaczają tyle, że należy być czujnym, by nie spocząć na laurach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji