Artykuły

Zawikłany świat Micińskiego

Wielki Mag, mistyk i poeta, badacz Kabały i tajemnych ksiąg Wschodu, filozof i znawca pradawnych mitów ludzkości, łowca wszystkiego, co niezwykłe i niezbadane - w swej pogoni za niezwykłością przypominający bohatera "A rebours" Huysmansa - przy całej hermetyczności i kosmicznym wizjonerstwie miał Tadeusz Miciński oczy otwarte na współczesne sobie wydarzenia, na przemiany Historii. Widział w nich jednak przede wszystkim znaki mówiące o nadrzędnym - w stosunku do widzialnego - porządku rzeczy.

Po wprowadzonych w poprzednich latach na scenę przez Stanisława Hebanowskiego dziełach dramatycznych Tadeusza Micińskiego ("Termopile polskie" - "Bazylissa Teofanu") - Maciej Prus postanowił sięgnąć po "Kniazia Patiomkina", podtrzymać niejako tradycję wystawiania trudnych, hermetycznych dzieł autora "W mroku gwiazd", stawiającego tyle karkołomnych problemów przed realizatorami - i z tego samego powodu - przy całej świadomości ryzyka - zawsze Ich fascynujących. W swej reżyserii starał się pełnym powagi stylem, rytmem przedstawienia - łączyć to, co w "Kniaziu" realistyczne z tym co wkracza w sferę - nazwijmy to tak "kosmicznej mistyki", metafizyki idei.

Dla widza, przyzwyczajonego do tzw. jednolitości konwencji w dramacie i na scenie - musiało stanowić to nie lada trudność.

Dwa, co najmniej, porządki świata Micińskiego przenikają się tu, współistnieją i wzajemnie pokrywają: domena faktów, realnych wydarzeń i metafizyczna eksplikacja, dla zrozumienia której konieczna jest spora wiedza po stronie odbiorcy, a w każdym razie jakieś, podane w formie komentarza - wtajemniczenie. Jeśli widz nie posiadający literaturoznawczych skłonności uzna ten trud za jałowy - jego odbiór stanie się inny, w sferze jednak teatralnych doznań bynajmniej nie zubożony.

Jest w tym przedstawieniu Prusa wiele scen, przemawiających - ponad ich treścią semantyczną - samą swa teatralnością, będących przykładem "teatru obrzędu". Taką sceną jest niezwykły w swym nastroju końcowy dialog Wilhelma Tona - Lucyfera i lejtnanta Szmidta.

Dwaj antagoniści (choć w gruncie rzeczy "jedni w wielości"), sobą zafascynowani, drążący myślą sprawy ludzkiej egzystencji, zawieszeni wysoko, gdzieś - wydaje się - w przestrzeniach kosmicznych, prowadzą dyskurs, już ostatni. Tonacja tej sceny, to wszystko, co wnieśli swą intuicja aktorzy (myślę tu głównie o Henryku Biście, a "także - Marianie Dworakowskim) - przenosi nas w inny wymiar teatralnych doznań, z rzędu tych które S. I. Witkiewicz określał jako przeżycie Tajemnicy Istnienia.

Zrozumieniu dualistycznego charakteru świata Micińskiego pomaga scenografia Sławomira Dębosza (kostiumy Irena Biegańska), łącząca realizm z metaforą. W części pierwszej - pokazanie inferna patiomkinowców - z otwartych zaworów paleniska bije na widownię ostre, czerwone światło (ogień - tak istotny element w lucyferycznej kosmogonii Micińskiego. Wyższe kondygnacje okrętu, to "innych świat", po który sięgną ludzie z inferna. Na ciemnym tle rozwieszone wanty kojarzą się z siatkę kuli ziemskiej przenoszą, całość w wymiar globu.

W partiach dialogu Tona i Szmidta - konstrukcje stromych, wznoszących się ku górze, pomostów - tak właściwa dla Micińskiego - podkreślająca sięganie ku sprawom "wyższego znaczeniowego rzędu" - symbolika. W to - ciemne przeważnie - tło wtopiona, jak jego organiczna część, wibrująca, niespokojna, zapowiadająca nadchodzące wydarzenia - muzyka Roberta Satanowskiego, odgrywająca w tym przedstawieniu tak ważną rolę.

Za plus poczytuję Maciejowi Prusowi, że nie forsował na siłę aktualizacji, nie "wybijał" ich choć kilka sekwencji zabrzmiało, jak gdyby były dziś napisane. Tak też zostały przez widzów odebrane. Ten szacunek dla autora niezbyt natomiast procentuje przy wstrzemięźliwości w skracaniu. Traci Prus również tam, gdzie wprowadza pewne, skądinąd "chodliwe", tu jednak chyba zbyteczne - efekty.

Jest w tym przedstawieniu szereg dobrze, z pełnym zaangażowaniem zagranych ról. Zarówno i aktorzy, jak i adepci studium, wywiązali się sumiennie ze swych zadań scenicznych. I HENRYK BISTA (Ton) i MARIAN DWORAKOWSKI (Szmidt) i LESZEK OSTROWSKI (Mieszkaniec śmietnika, który w swym kuble i cylindrze wjechał tu prosto ze sztuki Brechta, mijając po drodze "Końcówkę") i PIOTR SUCHORA - Aleksiejew, ALINA LIPNICKA - Ładna, JOANNA BOGACKA - Tina, KRYSTYNA ŁUBIEŃSKA - pułkownikowa, KAZIMIERZ IWOR - Feldfebel, marynarze i in.

Jeszcze raz wracając myślą do tego przedstawienia uzmysławiam sobie, ile ról i scen - z ich niezwykłym nastrojem - utrwaliło się w pamięci. Więc chyba trud wystawienia "Kniazia" nie okazał się daremny?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji