Artykuły

Doktor Jekyll i pan Hyde polskiego teatru

Śmiertelnie poważny dramat w trzech aktach, czyli wszystko, co chcielibyście wiedzieć o nowych dyrektorach Starego Teatru w Krakowie - JANIE KLACIE i SEBASTIANIE MAJEWSKIM.

Buntownicy rządzą sceną narodową. Za ich dyrekcji nie będziemy się nudzić

Osoby dramatu: Jan Klata - reżyser, dyrektor naczelny i artystyczny Narodowego Starego Teatru, Sebastian Majewski-dramaturg, zastępca dyrektora NSTds. artystycznych, Dziennikarka., Dziennikarz. Akcja dramatu (z wyjątkiem Epilogu) rozgrywa się w gabinecie dyr. Jana Klaty.

AKT I. DYREKTORSKIE ATRYBUTY, CZYLI ROWER, HULAJNOGA I PIŁKA Gabinet urządzony w mieszczańskim stylu, ale oszczędnie. Pod ścianami ustawione meble: sekretarzyk (na którym znajdufesię płyta winylowa, "Instinct"Iggy'ego Popa),pusty kredens (wyjątkiemjest mydło, które leży na jednej z pólek),parawan, stolik, krzesła, biurko. Na tle tego klasycznego wnętrza wyróżnia się duża gumowa piłka służąca do ćwiczeń.

KLATA: Wkrótce zajdą tu spore zmiany. Muszę pozbyć się paru rzeczy. Wyleci na pewno sekretarzyk, parawan, a na ścianie obok obrazu Heleny Modrzejewskiej zamierzam powiesić plakat Igg'ego Popa.

Dziennikarz: Szacunek do tradycji pozostał.

KLATA: Nie wyobrażam sobie tego gabinetu bez portretu Modrzejewskiej, której biografia stanowi w ostatnim czasie przedmiot naszych głębokich analiz.

DZIENNIKARKA: Modrzejewska czymś Panów zaskoczyła?

KLATA: Jakby zeszła z pomnika. Patrząc na jej zdjęcia, dostrzegam dziś zupełnie inną kobietę - ikonę mody i stylu, która mogłaby inspirować wielu projektantów. Proszę spojrzeć na stroje, w których ją portretowano. Prezentuje wyszukany, wiktoriański styl, z którego czerpie przecież Alexander McQueen czy John Galliano.

KLATA: (podchodzido sekretarzykay.A tu mamy inną ikonę. Znają Państwo Igg'ego Popa? (i nie czekając na odpowiedź, pokazuje winyl "Instinct"). Tytuł ma znaczenie.

DZIENNIKARZ: A to mydło w kredensie? Skąd się wzięło?

KLATA: To prezent. Otrzymałem je od współpracowników, kiedy rozpoczynałem pracę w Starym Teatrze.

DZIENNIKARKA: Symboliczny prezent?

KLATA: Napis na mydle - "Titan" - mówi sam za siebie. Czeka mnie tu tytaniczne zadanie. (Bohaterowie dramatu przechodzą do stolika. Siadają)

KLATA: Mam nadzieję, że nie będzie państwu przeszkadzało, jeśli będę siedział na piłce i na niej skakał?

DZIENNIKARZ: Nie ma sprawy! Zawsze Pan tak przyjmuje gości?

KLATA: Od niedawna, kiedy zacząłem prowadzić siedzący tryb życia. Dbam w ten sposób o zdrowie i samopoczucie. Zastanawiam się, czy nie wymienić wszystkich krzeseł na piłki.

MAJEWsKI: To nie jest chyba najlepszy pomysł. Wyobrażasz sobie ministra Zdrojewskiego, który rozmawia z tobą, skacząc na piłce?

KLATA: Może udało by się go przekonać?

DZIENNIKARKA: (do Majewskiego):Pan nie skacze?

MAJEWSKI: Nie, to nie dla mnie. Nie mógłbym się skupić.

DZIENNIKARZ: (doKlaty): A Pan może?

KLATA: Oczywiście. Nie wiem jednak, jak reagowałbym, gdybym to nie ja, a mój rozmówca odbijał się na piłce. Może się przekonamy? Mógłby pan usiąść na piłce i skakać w trakcie naszej rozmowy?

DZIENNIKARZ: Jasne, (skacząc, pyta) I jak? Nie rozprasza to Pana?

KLATA: Ani trochę. A ciebie Sebastian?

MAJEWSKI: (z zażenowaniem, nie patrzy w stronę Dziennikarza): Jakoś to zniosę.

KLATA: Nie odnosisz się do tego z entuzjazmem. Co innego, gdyby tu była hulajnoga, prawda? Muszą państwo wiedzieć, że to ostatnie odkrycie Sebastiana Majewskiego, który jest antycyklistą i generalnie nie uprawia żadnych sportów.

MAJEWSKI: Generalnie wolę chodzić.

DZIENNIKARKA: Nie próbuje Pan przekonać swojego zastępcy do roweru?

KLATA: Próbuję, ale nie jest to wcale takie proste. Unika sportu jak ognia.

MAJEWSKI: Wyjątkiem jest hulajnoga.

DZIENNIKARKA: Wyobrażam sobie, jak pędzą Panowie przez krakowski Rynek. To możliwy scenariusz?

KLATA: Dlaczego nie! MAJEWSKI: Urządzilibyśmy wyścigi.

AKT II. ZA KULISAMI NOCNEGO ŻYCIA DYREKTORÓW

KLATA: Nie bójmy się przyznać, że niektóre pobliskie knajpy, jak na przykład Bomba, to lokale utrzymywane z pieniędzy ministra kultury. Mają z czego żyć, dzięki naszym aktorom, którzy często tam przesiadują. Ale my to w życiu knajpianym raczej nie uczestniczymy. DZIENNIKARZ: Przełamujecie stereotyp artystów imprezujących całymi nocami.

KLATA: Gustuję w innych rozrywkach. Wolę biegać, jeździć na rowerze, a kilka skoków ze spadochronem dostarczyło mi wystarczająco dużo adrenaliny. Nie potrzebuję dodatkowych wrażerń jakich dostarcza nocne szaleństwo. Nigdy dużo nie imprezowałem, nie to co Sebastian.

MAJEWSKI: Ale ja też stronię już od nocnego życia. Pracuję przecież często do późnych godzin.

KLATA: No tak, on nawet przytargał dogabinetu materac. Śpi w teatrze.

DZIENNIKARKA: Nowe miasto nie zachęca do wychodzenia, poznawania?

MAJEWSKI: Na razie nie było na to czasu. Zresztą, nie mam tu swoich miejsc. I chyba ich nie znajdę. Nie chcę siedzieć przy kawie w Bunkrze Sztuki i plotkować z aktorami i ludźmi z tzw. środowiska. To ich przestrzeń. Bez obaw mogą tam obgadywać kierownictwo, narzekać na pracę, bez obaw, że ich obserwujemy.

DZIENNIKARZ: Czyli życie bez artystycznych ekscesów. Wieje nudą.

KLATA: Śpiewam przy ludziach... to dla mnie prawdziwy eksces. {Klata ma na myśli występ w zaimprowizowanym chórze złożonym z twórców Starego Teatru, śpiewających pieśń na przywitanie widzów podczas premiery "PKP, czyli Poczet Królów Polski". Tak na marginesie - Klata wziął udział tylko wjednej próbiej.

DZIENNIKARZ: A największy eksces Sebastiana Majewskiego?

MAJEWSKI: Muszę pomyśleć.

DZIENNIKARZ: ...albo chociaż marzenie?

MAJEWSKI: Chciałbym, żeby Wrocław był bliżej.

DZIENNIKARKA: Tęsknota?

MAJEWSKI: Wychowałem się w innej architekturze, innych przestrzeniach. W Krakowie mi po prostu ciasno. Czuję, jak skupiają się na mnie spojrzenia innych ludzi.

KLATA: Na mnie też się patrzą.

DZIENNIKARZ: Może rozpoznają dyrektorów Starego Teatru.

KLATA: Nie. Nie jesteśmy celebrytami. Patrzą na nas jak na dziwaków.

DZIENNIKARKA: Cóż. Nie wyglądacie jak przeciętni mieszkańcy miasta. Odróżnia Was ubiór. Moda Panów fascynuje?

KLATA: Nie. (Wygląda jakby przed chwilą zszedł z wybiegu - aksamitna marynarka,filuternie zawiązanyszal,fioletowa koszula; odbiega od stereotypowego obrazu reżysera w wyciągniętym swetrze)

MAJEWSKI: Mnie też nie. (I on wygląda jak z żurnala, nosi fantazyjne spodnie, świadomie dobiera kolory, łączy klasykę z nowoczesnością, nie boi się podejmować modowego ryzyka; ma na sobie stylową czerń).

DZIENNIKARKA: Nie wierzę.

KLATA: Ależ to prawda. Nie jesteśmy fanatykami mody, a jedynie wyrażamy siebie poprzez strój. A właśnie (zwraca się d oMajewskiego), pamiętasz, że obiecałeś pokazać mi sklep, w którym się ubierasz?

DZIENNIKARKA: Chodzą Panowie razem na zakupy?

MAJEWSKI: To wyjątek. Ale wiele rzeczy robimy wspólnie.... Na przykład... jemy.

KLATA: (wybucha śmiechem) Co ty opowiadasz? Przecież ty nic nie jesz!

DZIENNIKARKA: Widzę, że nie dogadali się Panowie. Zawsze się tak różnicie?

KLATA: Dobrze, że sięróżnimy,bo w wielu sprawach możemy się uzupełniać.

DZIENNIKARKA: Różnice doprowadzają jednak bardzo często do konfliktów.

KLATA: Nie w naszym przypadku. Jesteśmy jak dwa przeciwległe bieguny, egzystujące jednak wciąż na jednej planecie.

MAJEWSKI: I zwykle różnimy się tylko w szczegółach.

KLATA: Ale Dolce i Gabbana polskiego teatru to my nie jesteśmy.

DZIENNIKARKA: Doktor Jekyll i pan Hyde bardziej pasuje?

KLATA: Może coś w tym jest. Sebastian z pewnością jest jaśniejszą twarzą naszego duetu. Miły, sympatyczny i szarmancki. Lgną do niego wszyscy. To cechy, których mu zazdroszczę, bo zwykle jestem chamski, brutalny...

MAJEWSKI: I okrutny, ale także zdecydowany, konkretny, precyzyjny i uparcie dążysz do wyznaczonych celów.

DZIENNIKARKA: To musi być przyjaźń.

KLATA i MAJEWSKI: Tak!

DZIENNIKARZ: Ale taka szorstka, męska?

KLATA: Raczej aksamitna. Trwa już prawie siedem lat, odkąd wspólnie zrealizowaliśmy "Transfer" we Wrocławiu. Do tego miejsca doszliśmy wspólnymi siłami i z pewnością nie zdecydował o tym przypadek. Pracowaliśmy na to ciężko. Nie widzę powodu, by traktować nas jak niedoświadczonych gówniarzy.

DZIENNIKARKA: Młodzieńcza fantazja już Panów nie ponosi?

KLATA: Miewamy raczej ułańską, a nawet sarmacką fantazję. (Klata i Majewski napożegnanie byłego dyrektora Starego Teatru -Mikołaja Grabowskiego, wystąpili w kontuszach, zszabelką u boku,po sarmacku. Minister Bogdan Zdrojewski, który miał się później z nimi spotkać w gabinecie, z obawą spoglądał, czy zabierają te szabelki ze sobą. Obecni na widowni dyrektorzy innych krakowskich teatrów wyciągali telefony komórkowe, kręcili filmy, zaskoczeni zachowaniem dyrektora tak szacownej instytucji. "Film na pewno jest już na YouTube" - mówiMajewski).

AKT III. DWÓCH DYREKTORÓW I JEDEN JELEŃ NA STATKU

DZIENNIKARZ: A co, kiedy zamykacie za sobą drzwi teatru? Przyjaźń po godzinach? Składacie sobie imieninowe życzenia?

KLATA: Nawet nie wiem, kiedy masz.

MAJEWSKI: Nie przejmuj się.

DZIENNIKARKA: Skoro nie obchodzicie imienin w swoim towarzystwie, to może chociaż słuchacie razem muzyki?

KLATA: (zaczyna recytować) "Wizje chodźcie do mnie i zostańcie w mojej głowie jak najdziksze sny". Znają to państwo? (dziennikarze rozkładają ręce). To tekst piosenki Budki Suflera. Namiętnie słuchamy tego z Sebastianem, kiedy potrzebujemy zastrzyku energii. DZIENNIKARKA: Żartują Panowie.

KLATA: Ależ skąd. Tak sobie myślę, że od słów tej piosenki mogłyby się dziś zaczynać "Dziady" Mickiewicza albo "Wyzwolenie" Wyspiańskiego. (Jedną z pierwszych decyzji dyrektorów było zerwanie zasłon wiszących w witrynach budynku teatru przy pl. Szczepań-skim; teraz każdy może zajrzeć przez wielkie szyby do dawnego muzeum teatralnego-obecnie tzw.Strefa BE, gdzie toczą się wydarzenia towarzyszące spektaklom).

DZIENNIKARZ: Sebastian Majewski opowiadał mi niedawno, że zamierza namówić Pana do częstszego przebywania w Strefie BE. Czy do rozmowy doszło?

KLATA: (do Majewskiego) Odpowiedz.

MAJEWSKI: Przebywamy tam niemalże codziennie; rozmawiając o nowych pomysłach na teatr.

DZIENNIKARKA: A jelenia ukoronowanego przez dyrektora dokarmiacie? (Mowa o zwierzęcej figurze, która stoi w witrynie Starego Teatru)

MAJEWSKI: Bałem się, że zalęgną się myszy, zrezygnowaliśmy więc z marchewek. One zresztą jakieś takie genetycznie modyfikowane były, skurczyły się.

KLATA: Widać, że się nie znasz. To właśnie dowód na to, że nie były genetycznie modyfikowane. Gdyby były, do tej pory nie straciłyby nic ze swego świeżego wyglądu.

(Kiedy marchewki niezmodyfikowane genetycznie kurczyły sięz dnia na dzień, media obiegła informacja, że grupa aktorów Starego Teatru wycofała się z udziału w spektaklu, PKP"ze względu na niekonwencjonalną formę przedstawienia).

KLATA: Nie mamy pretensji do artystów, którzy opuścili statek, bo czuli, że nie płynie on w kierunku,wktórym się spodziewali (Milkne na chwilę). Nie! Statek nie jest dobrą metaforą. Bo statek to cały Stary Teatr. Ale jakoś nikt na razie nie rzucił się szalupami do ucieczki. Zgrzyty i starcia między załogą to normalne następstwo procesu artystycznego.

MAJEWSKI: Wpowszechnej świadomości pokutuje jednak przekonanie, że wszystkie wielkie spektakle z przeszłości powstawały w zgodzie i wzajemnym zrozumieniu. Tak jednak nie było. Wystarczy wspomnieć o wydarzeniach z czasów Jarockiego czy Grzegorzewskiego, a co o Wajdzie opowiadali aktorzy. To dopiero było.

KLATA: Największym zagrożeniem nie jest to, że ktoś się obrazi, że ktoś komuś za przeproszeniem dupę obrobi w jednym z tysięcy lokali. Największym zagrożeniem jest śmiertelna cisza, nuda zalegająca w rzemieślniczym teatrze zawodowym. To największym zagrożenie tego budynku.

MAJEWSKI: Nie mów "tego budynku", bo przecież mamy jeszcze naszą kolonię na ulicy Starowiślnej.

KLATA: Kolonia, teren zamorski - tak nazywamy Scenę Kameralną.

DZIENNIKARZ: To stąd ta metafora teatru jako statku?

KLATA: Trafna. Płyniemy do kolonii przez Rynek Główny zalany ludźmi, przedzierając się przez rwący nurt codziennego tempa miasta. Kolonia jest dla nas bardzo ważnym miejscem, to dlatego nasza pierwsza premiera odbyła się właśnie tam.

EPILOG

(Późnym wieczorem, po rozmowie z Dyrektorami, Dziennikarz udaje się do jednej z knajp na Kazimierzu. Rozglądając się po lokalu, jego uwagę przykuwa rozwichrzona fryzura wysokiego mężczyzny w okularach. Zajęty rozmową, odwraca nagle głowę. To Majewski!)

MAJEWSKI: No tak... nigdy więcej nie będę się zarzekał w rozmowie z dziennikarzem, że czegoś nie robię. (Majewski i Dziennikarz porozmawiali chwilę, poplotkowali. Czyli zrobili to, czego-podobno -Majewski nie robi.)

MAJEWSKI: Proszę pamiętać-mnie tu nie było. (Iznika.)

DZIENNIKARZ: (do Barmana): Jak często przychodzi tu ten facet z rozwichrzoną czupryną, w okularach?

BARMAN: Który?

DZIENNIKARZ: No ten, który przed chwilą tu był.

BARMAN: Nie było tu nikogo takiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji