Artykuły

Jak ze śpiewaka operowego zrobić bezdomnego

Małżonkowie mieszkają w pustym domu. Złożyli zawiadomienie o przestępstwie do Prokuratury Rejonowej w Grodzisku. Twierdzą, że podstępnie, za pomocą kłamstw i sfałszowanych dokumentów zostali pozbawieni dorobku życia. Państwo Tesarowiczowie zdecydowali się ujawnić nazwisko w nadziei, że nastąpi przełom. Lista wykiwanych przez Wiśniewskiego jest długa - pisze Bożena Dunat w Nie.

Romuald Tesarowicz, światowej sławy bas, śpiewał od Mediolanu po Nowy Jork, wyśpiewał więc znaczny majątek, m.in. olbrzymi dom (1000 m kw.) w Milanówku. Adoptowane dzieci wyfrunęły z gniazda, śpiewak z żoną Grażyną uznali zatem, że wolą mniejsze przestrzenie zlokalizowane w przyjaźniejszym klimacie Zielonej Góry, z której pochodzi Tesarowicz. Na decyzję mogło mieć wpływ niefortunne podżyrowanie pożyczki dla zaprzyjaźnionych bizn smenów, które zakończyło się koniecznością spłacenia kredytu w wysokości 1,3 mln zł oraz rosnąca cena opału.

- Byłem po operacjach, na lekach. Żyliśmy bardzo skromnie, a za dom można było dostać kilka milionów złotych - mówi Tesarowicz.

Solista na scenie

Przed Wielkanocą w 2012 r. Tesarowicz spotkał swego dentystę, który podpowiedział, że na takie kłopoty najlepszy jest Mieczysław Wiśniewski, rzeczoznawca budowlany, pośrednik od nieruchomości, z ministerialnymi licencjami i sercem na dłoni.

O Wiśniewskim pisałam w "NIE", pisały "Dziennik" i "Rzeczpospolita", portretowała go też red. Elżbieta Jaworowicz w "Sprawie dla reportera". Wiśniewski miał niefart, bo z przedstawianych historii wyziera twarz ustosunkowanego oszusta. Wątpliwe transakcje, zrujnowane życiorysy ludzi, z którymi robił interesy, łzy. Piszę to na okrągło, bo Wiśniewski zwykł się procesować z ofiarami i dziennikarzami.

- Wiśniewski zrobił na mnie znakomite wrażenie - nie kryje śpiewak. - Wpadał na pogawędki, przynosił domowe wędliny, roztkliwiał się, że taka sława jak ja żyje w okropnych warunkach. One nie były złe, ale cięliśmy koszty, bo nam się nie przelewało. Zrezygnowaliśmy z internetu, i tak nie lubiłem siedzieć przy komputerze.

Pewnego dnia Wiśniewski przywiózł piękny mebel sprzed wojny.

- W prezencie - powiedział.

- Zaprzyjaźniliśmy się, miałem do niego zaufanie - wspomina artysta. - Poradził, żeby wycofać ofertę sprzedaży Milanówka z biur nieruchomości, bo on załatwi temat. Tak zrobiłem. Podpisałem mu kilka pełnomocnictw o szerokim zakresie. Zechciał pomóc odzyskać pieniądze, które utopiłem w kredycie znajomych. Miałem weksel, twierdził więc, że to nie jest trudne, ale po co mam się włóczyć po sądach.

Śpiewka o dużych pieniądzach

Czas mijał, kupca nie było, małżonkowie zadzwonili zatem do Wiśniewskiego, że jednak będą sprzedawać Milanówek przez biura nieruchomości. Wkrótce pojawił się z 200 tys. zł w gotówce.

- To zaliczka, mam kupca - radośnie oznajmił.

Po jakimś czasie jego pracownica przywiozła kolejne 50 tys. zł. Bas pokwitował ratę. Tesarowiczowie w marzeniach mieszkali już w małym domku w zachodniej Polsce i stać ich było na wszystko.

Pewnego dnia znów wpadł Wiśniewski.

- Pożycz 100 tysięcy - poprosił. - Mam na oku dobry biznes, wszedł w to dentysta.

Śpiewak dał pieniądze, zapomniał podsunąć pokwitowanie.

Pieśń pożegnalna

28 sierpnia 2012 r. wydali z żoną przyjęcie pożegnalne. Następnego dnia mieli jechać do Zielonej Góry. Miecio to, Miecio tamto - zachwalał Tesarowicz, aż wywołał ciekawość gości. Wiśniewski nie przyszedł, choć był zaproszony.

- Mów, jaki Miecio? Każdy ma jakieś pokręcone sprawy do uporządkowania, przyda nam się taki namiar - zażądali przyjaciele, Tesarowicz zdradził więc szczegóły.

Popłakali się ze wzruszenia, wycałowali, pożegnali. Tesarowiczowie byli sami, gdy zadzwonił telefon. Na linii świeżo pożegnana przyjaciółka.

- Przyjeżdżajcie do mnie. Natychmiast! - zażądała.

Posadziła ich przed komputerem i pokazała, co gazety pisały o Wiśniewskim. Śpiewak omal nie zemdlał. Następnego dnia, zamiast wsiąść w samochód i ruszyć do nowego życia, obleciał notariuszy, aby unieważnić pełnomocnictwa, wydział meldunkowy, aby zakazać meldowania w Milanówku, banki. Bał się, że ludzie Wiśniewskiego mogą w jego imieniu wziąć jakiś kredycik.

Wrócił do domu, w którym królował Wiśniewski. Jako najszczerszy przyjaciel nadzorował pakowanie dobytku na wynajętego do przeprowadzki tira.

- Czy to wszystko prawda, co o tobie piszą? - zapytał Tesarowicz. - Cofnąłem pełnomocnictwa.

Spodziewał się, że może tamten powie, że jest uczciwym człowiekiem, ale Wiśniewski wkurzył się, rzucił mięsem i wyjechał.

Wyładowany tir poturlał się do Zielonej Góry, Tesarowiczowie zaś zostali w Milanówku w chałupie bez mebli, bez ubrań, jedynie z tym, co mieli na grzbiecie, aby pilnować resztek majątku. Jak wkrótce odkryli - zostało im niewiele.

Okazało się, że dom w Milanówku ma nowych właścicieli i stosowne wpisy są juź w księgach wieczystych. Właścicielem jest firma zaprzyjaźniona i powiązana rodzinnie z Wiśniewskim.

Tesarowiczowie mieli wziąć za dom 900 tys. zł. Przysięgają, że dostali tylko 150 tys. zł. Wyszło też na jaw, że Wiśniewski ściąga kasę od znajomych Tesarowiczów, za których spłacili kredyt. Pieniądze bierze dla siebie, bo... odkupił od Tesarowiczów wierzytelność w wysokości 1,3 mln zł za ok. 50 tys. zł.

Przyśpiewka bankrutów

- Kłamią! - denerwuje się śpiewak.

Niektórym posunięciom Wiśniewskiego udało się przeszkodzić. Próbował wziąć kredyt w wysokości 7,5 min zł, zabezpieczeniem miała być chałupa w Milanówku, ale udało się nie dopuścić do obciążenia hipoteki.

- Bylibyśmy ugotowani - mówi Tesarowicz.

Sytuacja i tak jest nie do pozazdroszczenia. Małżonkowie mieszkają w pustym domu. Złożyli zawiadomienie o przestępstwie do Prokuratury Rejonowej w Grodzisku. Twierdzą, że podstępnie, za pomocą kłamstw i sfałszowanych dokumentów zostali pozbawieni dorobku życia.

- Śledztwo się ślimaczy, grafolog bada podpisy na umowach. Toczy się spór, czy pracownik Wiśniewskiego mógł podejmować w naszym imieniu czynności prawne, skoro wiedział od nas o cofnięciu pełnomocnictwa, ale poczta nie doręczyła jeszcze stosownego dokumentu - relacjonuje artysta.

Tesarowicz autoryzował to, co wyżej. Naturalnie można mu nie wierzyć.

- Sprawa jest w toku, na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów - informuje szefowa Prokuratury Rejonowej w Grodzisku.

Dzwoniłam do Wiśniewskiego. Rozmówca najpierw przytaknął, że tak, nazywa się Mieczysław Wiśniewski. Gdy upewnił się, z kim rozmawia, oświadczył, że artysty nie zna. Potem przypomniał sobie, że jednak zna, lecz nie prowadzi z nim interesów. To znaczy prowadził, ale 10 lat temu. Wreszcie zbył mnie stwierdzeniem: - Dziecko, to na pewno nie chodzi o mnie, zresztą ja mam całkiem inaczej na imię, nie Mieczysław.

Skądinąd wiem, że Mieczysław Wiśniewski nie zasypia gruszek w popiele. Pozwał Tesarowiczów do sądu, bo nie wydali willi, wkrótce odbędzie się rozprawa.

Za kurtyną

Państwo Tesarowiczowie zdecydowali się ujawnić nazwisko w nadziei, że nastąpi przełom. Lista wykiwanych przez Wiśniewskiego jest długa. Są na niej osoby różnych profesji, również pani prokurator i doktor prawa. Bo wybitni fachowcy ze swoich dziedzin nie muszą znać się na sprzedaży nieruchomości i wekslach. Zwłaszcza że nie oddają swoich spraw byle komu. Wiśniewski jest rzeczoznawcą, stoi za nim autorytet państwa.

O pierwszych ofiarach Wiśniewskiego pisałam 14 lat temu. Gdyby Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej zareagowało, zbadało zarzuty i wyciągnęło wnioski, może nikt nie zostałby już oszukany. Sprawdzam dzisiaj na ministerialnej liście. Nasz bohater ma ważne uprawnienia, numer 2066.

Adwersarze

Romuald Tesarowicz - wybitny polski bas, solista oper w Paryżu i Rzymie, Teatro alla Scala w Mediolanie. Śpiewał w operach Boita, Czajkowskiego, Pucciniego, Donizettiego, Wagnera, Verdiego, Rimskiego-Korsakowa, Mozarta, Musorgskiego, Strawinskiego i Pendereckiego. W Polsce śpiewa na scenach Teatru Wielkiego w Warszawie i Opery Śląskiej w Bytomiu. Gra! Warłama w filmowej adaptacji "Borysa Godunowa" reżyserowanej przez Andrzeja Żuławskiego

Mieczysław Wiśniewski - rzeczoznawca, przedsiębiorca budowlany z Łomianek. Do niedawna reklamował swoje usługi w internecie, ale już tego nie robi. Po wklikaniu nazwiska Google jako pierwszy wyrzuca artykuł Anny Marszałek i Macieja Szulca "Oszust z koneksjami i darem przekonywania" z 13 października 2007 r. Tytuł ostatniego rozdziału: "Kto następny?".

Pisałam:

"Bank rabuje siebie", "NIE" nr 23/2005;

"Reporter ma sprawę", "NIE" nr 39/2010

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji