Artykuły

Czarownice krzyczą po polsku

- Staraliśmy się osiągnąć w inscenizacji ponadczasowość, nie definiować także miejsca akcji, nie ciąć transparentami i sztandarami po oczach, nie wykrzykiwać niepotrzebnych haseł - mówi reżyser ADAM NALEPA przed premierą "Czarownic z Salem" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Przemysław Gulda: Po spektaklach: bardzo mocno gdańskim "Blaszanym bębenku", niemieckim "Kamieniu" i arcypolskiej "Nie-boskiej komedii", tym razem bierzesz się za klasykę amerykańską. Skąd taki wybór?

Adam Nalepa [na zdjęciu]: Prawdę mówiąc, zaskoczyłeś mnie tym pytaniem, bo przez ułamek sekundy musiał do mnie znowu dopiero dotrzeć fakt, że to amerykański dramat. Jakoś tak się złożyło, że bardzo szybko przyswoiliśmy i tekst, i nazwiska postaci, i całą problematykę sztuki Millera dla siebie, a to, co było na początku moją troską - nie zrobić spektaklu o jakichś tam procesach w Nowej Anglii 300 lat temu - okazało się już po kilku dniach prób bezpodstawną obawą. Zresztą samemu Millerowi nie zależało przecież stricte na opowiedzeniu historii z Salem, bo potraktował ją jedynie jako alegorię na nagonkę na komunistów w czasie panującej w Ameryce w latach 50. ubiegłego stulecia paranoi makkartyzmu, której ofiarą sam był. Ja także od początku rozumiałem to jako alegorię, bo chciałem opowiedzieć historię o nas samych, o dzisiaj, o Polsce. I tak naprawdę jest to ten wielki wspólny mianownik dla wszystkich moich gdańskich inscenizacji, bo i "Blaszany bębenek", i "Nie-boska komedia" były raczej analizą dzisiejszego społeczeństwa niż brnięciem w historię, a "Kamień", który w oryginale rozgrywa się w Dreźnie, dla mnie ideowo rozgrywał się tutaj. "Czarownice z Salem" zawsze mi się podobały, tylko że jest tyle świetnych innych sztuk, które mi się podobają, że w życiu nie zdążyłbym ich wyreżyserować, gdybym nie kierował się przy ich wyborze przede wszystkim pytaniem: "Co one nam dzisiaj mówią?". A "Czarownice z Salem" aż krzyczą. I do tego po polsku...

O polowaniu na jakie czarownice chcesz opowiedzieć?

- Właśnie. Nie chciałbym tego dopowiadać. Chcę raczej zaufać inteligentnemu widzowi. A myślę, że każdy wyniesie z tego przedstawienia coś dla siebie. I coś o sobie. Staraliśmy się za wszelką cenę osiągnąć w inscenizacji jakąś ponadczasowość, nie definiować także miejsca akcji, nie ciąć transparentami i sztandarami po oczach, nie wykrzykiwać niepotrzebnych haseł. Jeżeli bawiliśmy się jakimis "znakami", to bardzo subtelnie - można, ale nie trzeba ich zrozumieć, by zrozumieć wypowiedź sztuki. A czy ktoś odczyta u nas nawiązania do aktualnej politycznej sytuacji w kraju czy do sytuacji lat minionych, czy przeczyta

sztukę jako generalną analizę słabości człowieka, jego lęków przed czymś nieznanym, obcym, dziwnym, czy też zadowoli się odniesieniem do "własnego podwórka", czyli małych walk i wojenek w sąsiedztwie - to już jego sprawa.

Znany jesteś gdańskim widzom z tego, że do kanonu podchodzisz bez uprzedzeń, a klasykę lubisz rozmontowywać. Czy równie rewolucyjnych gestów należy się spodziewać po twoim podejściu do tekstu Millera?

- Są olbrzymie skróty. To przede wszystkim. Mimo to i tak przedstawienie trwa prawie 150 minut. Ograniczona jest także liczba postaci - niektóre połączyliśmy ze sobą, bo zależało nam na postaciach z krwi i kości, które opowiadałyby swoje własne kompletne historie. Trochę z Kubą Roszkowskim uaktualniliśmy język, żeby nie brzmiał dziwnie, nie dodając tak naprawdę niczego od siebie, czyli ufając Millerowi. No i jak zawsze odsłaniam kulisy teatru, bo w końcu jesteśmy w teatrze i nie ma co udawać, że tak nie jest. To chyba już mój styl inscenizowania. No i tych kilka innych typowych rzeczy. I fajni aktorzy, którzy wiedzą, co grają. I kładą mnie emocjonalnie na łopatki. Ja przynajmniej nie mogę się na nich napatrzeć. Czy to jest rewolucyjne - nie wiem, ale co rewolucyjnego było w moich wcześniejszych gdańskich spektaklach? To, że wydawały nam się tak bardzo na czasie?

Jaka jest rola w tej realizacji Jakuba Roszkowskiego? Czy obecność dramaturga przy tym projekcie oznacza, że tekst sztuki trafi do widzów w mocno zmodyfikowanej postaci? Jeśli tak - na czym te modyfikacje będą polegały?

- Jakub Roszkowski jest dla mnie per definitionem dramaturgiem w niemieckim znaczeniu tego słowa. Czyli przede wszystkim partnerem do rozmów. Przy każdej inscenizacji. Od pierwszego mojego pomysłu kontaktuję się z nim, konfrontuję i kłócę. Jeśli się ma tysiąc pomysłów na minutę, to dobrze jest mieć kogoś, kto trochę racjonalniej patrzy na to wszystko i pilnuje, żebym się nie zagubi! i nie wylądował w ślepej uliczce. Znamy się od lat i każda rozmowa z Kubą jest dla mnie ekscytująca - na ogół są one bardzo inspirujące, ale zdarza się, że Kuba łamie mi skrzydła i wtedy przekonując go do moich racji, sam się w nich utwierdzam. W Polsce bardzo często reżyser oddaje adaptację tekstu dramaturgowi, żeby zrobił mu skróty, uaktualnił język itd. Ja nie mógłbym sobie tego wyobrazić. Siedzimy więc od początku razem nad tekstem i analizujemy go, mając przed oczyma to, co ma na końcu być wypowiedzią inscenizacji, potem Kuba bierze ze mną udział na próbach stolikowych i razem z aktorami dyskutujemy i rozwiązujemy problemy interpretacyjne. No a później od czasu do czasu wpada na próby i świeżym okiem patrzy na to, co zrobiliśmy, bo ma zdrowy dystans, gdyż nie jest zaślepiony codziennym przebywaniem z zespołem i kontroluje, czy przypadkiem nie zmienił nam się kierunek myślenia, czy po drodze nie potraciliśmy tego, co miało być wypowiedzią sztuki. Jakub Roszkowski jest więc doradcą, pierwszym widzem, inspiracją, często psychoterapeutą i najlepszym lekarstwem, kiedy stoimy w miejscu i nie wiemy, co dalej. Zresztą dotyczy to także reszty teamu, bo najczęściej obradujemy w komplecie - czyli ze scenografem Maćkiem Chojnackim i kompozytorem Marcinem Mirowskim, zasypujemy się pomysłami, dopingujemy się nawzajem, sprawdzamy nowe rozwiązania. Kiedy ich nie ma na miejscu, staję się trochę nerwowy, bo wtedy nie wiem, do kogo pójść o trzeciej w nocy z jakimś nowym pomysłem, który mi akurat strzelił do głowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji