Artykuły

Zostań moim pragnieniem

"Sammy" w reż. Andrzeja Mańkowskiego w Teatrze Miejskim w Gdyni. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Współczesny Londyn, na scenie Sammy Ellerman, muzyk, kompozytor ze słabością do wyścigów konnych. Poznajemy go, gdy koń, na którego postawił przegrał, a ukochana Patsy, właśnie opuściła dla niego męża i z walizeczką czeka w kawiarni, bo nie ma się gdzie podziać. Tymczasem Sammy, w tej roli Rafał Kowal, musi zdobyć dwa tysiące funtów. Niby niewiele, ale pożyczył je od macedońskiej mafii i na ich oddanie ma zaledwie kilka godziny.

Tak zaczyna się sztuka "Sammy" Kena Hughesa, brytyjskiego reżysera, scenarzysty i producenta. Napisał ją w 1958 roku, lecz tekst jest aktualny. I dzisiaj lepiej oddawać pieniądze mafii.

W Polsce sztuka była realizowana dwukrotnie. Po raz pierwszy - w 1962 roku Jerzy Gruza, zrobił teatr telewizji ze Zbigniewem Cybulskim jako głównym bohaterem (krytyka oceniła, że była to jedna z najlepszych ról Cybulskiego). Po latach, w 1990 roku, w Sammy'ego Lee wcielił się równie wielki Roman Wilhelmi.

Zmierzyć się z takimi legendami aktorskimi to nie lada wyzwanie. Rafał Kowal mu sprostał. Jako Sammy wzrusza nas i bawi - z napięciem kibicujemy mu, gdy coraz bardziej przerażony stara się zdobyć pieniądze. Musi szybko tanio kupić i drożej sprzedać 100 lalek mówiących, 45 butelek whisky, dwa tysiące peleryn przeciwdeszczowych i 50 tuzinów perskich kieliszków. Ma jeszcze fotel po mamie - ale to cenna pamiątka... Bohater dwoi się i troi, ścigając z czasem. Rozmawiając przez telefon wciela się w różne postacie. Między jedną transakcją a drugą komponuje piosenkę, którą też w desperacji próbuje zastawić w lombardzie.

Ale nie jest to kryminał, lecz opowieść o samotności i uczuciu. Sammy - to pięknie poprowadzona przez Rafała Kowala postać. Aktor jest swobodny, współczesny w środkach wyrazu, pełen prawdy. Ta rola mieni się wieloma odcieniami.

Reżyser Andrzej Mańkowski starał się uatrakcyjnić spektakl i wymyślił rzecz arcyzabawną - dwóch panów Jockerów. Jest Joe (w tej roli Maciej Wizner) i John (Szymon Sędrowski). Stanowią przerywniki akcji, jakby dowcipny komentarz. Cudownie bawią. Najpierw pojawiają się jako nieco sepleniący sprawozdawcy na wyścigach, potem wzbudzają śmiech na widowni w strojach żeglarskich - jako zespół muzyczny. Czegóż to oni nie wyczyniają!

Pomysłom reżysera dzielnie sekunduje scenograf Sabina Czupryńska, ładnie aranżując pokój Sammy'ego. Z boku sceny wymyśliła pomysłowo niby-okno kamienicy, z którego widać słynny londyński Big Ben. Kiedy okno roleta się odsłania, pojawiają się Jockerzy - Joe i John.

Andrzej Mańkowski prowadzi przewrotną grę z widzem, w lekko żartobliwy nawias biorąc wydarzenia. Stara się uatrakcyjnić tekst, który tak naprawdę jest melodramatem. Opowieścią Sammy'ego o nim samym, o jego miłości do Patsy. Pisząc swoją piosenkę wyznaje: Zatracony, bez drogi, bez celu, w magmie zdarzeń jak ślepiec wciążbrnę, nie umiem znaleźć cię (...) wciąż tonący brzytwy się chwytam (...) Zostań moim pragnieniem, zanim zniknie ten dzień.

"Sammy" to kawałek tradycyjnego teatru, opartego na solidnym aktorstwie. Szkoda tylko, że reżyser zepsuł efekt, wymyślając finał, który rozbija nastrój i wprawia widza w osłupienie. Patsy, ukochaną Samma, zagrała Dorota Lulka - pięknie jak zawsze śpiewając.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji