Artykuły

Jeżycki melanż

"Jeżyce Story. Posłuchaj miasta! - Lokatorzy i Buntownicy" Romana Pawłowskiego i Marcina Wierzchowskiego w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Joanna Targoń, członkini Komisji Artystycznej XIX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Jeżycki melanż

Nie, nie chodzi mi o obecne rozumienie słowa melanż, tylko o to staroświeckie - mieszanka, misz masz. Takim melanżem są dwa pierwsze odcinki "Jeżyce story. Posłuchaj miasta", serialu poznańskiego Teatru Nowego, mieszczącego się w dzielnicy rozsławionej przez Małgorzatę Musierowicz. Serial (27 kwietnia będzie premiera trzeciego odcinka: "Gracze"; w planach są kolejne) przygotowali Roman Pawłowski (krytyk i dziennikarz, tu w roli dramaturga) i Marcin Wierzchowski (reżyser, współautor scenariusza).

Spektakl sprawia wrażenie, jakby do pojemnych worków z wyrazistymi etykietami powrzucano historie, które jakoś z owymi etykietami się wiążą. Z nadzieją, że owa mieszanka wytworzy szeroką panoramę losów ludzkich, przez którą przemówi do widzów niepowtarzalny klimat poznańskiej dzielnicy. Pawłowski i Wierzchowski zadbali o różnorodność wieku, statusu, doświadczeń i pochodzenia bohaterów, dodali fragmenty wprowadzające inną (zwierzęcą) perspektywę, co miało nieco przełamać dokumentalną konwencję verbatimu, sięgnęli i do historii, i do najnowszych problemów społecznych.

Zrobili wydawałoby się wszystko, żeby spektakl się udał - ale udał się połowicznie. Sądzę, że ciekawszy jest dla poznaniaków, którzy w lot chwytają wszelkie nieczytelne dla obcych subtelności, poza tym mają w pamięci mapę Poznania i Jeżyc (również tę niematerialną, symboliczną). Pawłowski i Wierzchowski nie są co prawda poznaniakami, ale wykorzystane w spektaklu historie aktorzy zbierali wśród autochtonów - bo tak wyglądała verbatimowa praca nad scenariuszem.

Oglądałam dwa odcinki "Jeżyc" jednego wieczoru; najpierw "Lokatorów", potem "Buntowników". W "Lokatorach" tematem wiążącym poszczególne opowieści jest kwestia własności starych willi i kamienic, skutkująca bandyckim procederem "czyszczenia" lokali przez utrudnianie lokatorom życia. Słuchamy więc opowieści prowadzonych z różnych punktów widzenia: córka dawnych właścicieli pięknej kamienicy, zajmująca w niej niewielkie mieszkanie, czuje się osaczona; w dodatku przez niefortunnie kiedyś przeprowadzoną sprzedaż nie ma praw do lokalu. Inaczej widzi sprawę student, który wynajmuje tanio mieszkanie w czyszczonej kamienicy: dla niego jest to wygodne, nie współczuje dawnym lokatorom, poza tym jest tu na chwilę. Jest jeszcze anarchistka ze squatu Rozbrat, pomagająca dręczonym lokatorom, i urzędnik miejski, uważający, że miasto robi dla nich wiele.

Niby więc wszystko jest w porządku (wiele punktów widzenia, starcie różnych poglądów), ale temat wydaje się zaledwie muśnięty; aż chciałoby się go podrążyć, uczynić rzeczywiście głównym tematem, przedstawić choćby poglądy kamienicznika, dotrzeć do innych ludzi. A w tej formie mamy schemat: arogancki urzędnik, nieszczęsna starsza pani, niezainteresowany młodzieniec i anarchistka działająca w słusznej sprawie. Sprawę pogarsza aktorstwo Edyty Łukaszewskiej (anarchistka), nieznośnie wdzięczącej się i wygłaszającej irytującym tonem wyższości swoje przemyślenia na tematy społeczne, przez co bynajmniej nie nabieramy sympatii do ruchu anarchistycznego.

Drugim wątkiem jest historia szczęśliwych lokatorów - starszych państwa profesorostwa (Agnieszka Różańska i Wojciech Deneka), którzy od sześćdziesięciu lat są razem i mimo przeszkód (wojna, okupacja, wysiedlenia, zmiany) udaje im się wciąż mieszkać w jeżyckiej willi. Państwo są uroczy - on poczciwy, ona nieco ironiczna; ich historia ma być chyba kontrapunktem dla tamtych: patrzcie, tak też można żyć na Jeżycach. Agnieszka Różańska jest też znakomita jako gołąb udzielający lekcji przetrwania - nakładając kolejne warstwy sweterków mówi, że trzeba jeść jak najwięcej i znaczyć swoje miejsce.

Lejtmotywem drugiego odcinka, "Buntowników", jest historia słonia imieniem Mały Cohn, który uciekł z cyrku goszczącego w przedwojennym Poznaniu; gdy go już złapano, właściciel podarował go zoo na Jersitz (czyli Jeżycach). Historię słonia buntownika poznajemy z fragmentów starego filmu, punktującego ludzkie historie. W masce z trąbą chodzi też Edyta Łukaszewska, a w finale wygłasza słoniowy monolog o marzeniu o wolności i fruwaniu.

Bunt w tym odcinku jest związany z muzyką i rodziną. Gwiazdą jest tu sławny raper Peja (za sprawą atrakcyjnego tekstu i świetnej, wyrazistej roli Pawła Binkowskiego), syn Jeżyc i szalonych rodziców, pijących, kłócących się i kochających bardzo widowiskowo. Żeby "przetrwać w warunkach domowych", trenował judo. Peja to z jednej strony ostry facet, z drugiej - człowiek wrażliwy i inteligentny; wyleczony alkoholik skłaniający się ku Bogu. Jego historii, opowiadanej dosadnym językiem, ale z talentem narracyjnym i celnymi obserwacjami, słucha się najlepiej.

Drugim muzykiem jest Tomek (Nikodem Kasprowicz), frontman związanego z Rozbratem zespołu Apatia. Jego odejście od rodziny było łagodne - ojciec może niekoniecznie rozumie muzykę syna i jego nieporządne życie (bo przecież trzeba mieć jakieś zabezpieczenie na starość), ale jakoś się z tym godzi. Syn też nie jest mocno zbuntowany, ojca raczej kocha, choć widzi różnice pokoleniowe. Kaśka (nieco uspokojona Edyta Łukaszewska), córka artystów, mieszka w squacie, nie czuje się jednak związana ani z rodziną, ani z miejscem. To raczej przelotny ptak: teraz zawalczy o prawa Romów, potem może wyjedzie w świat.

Jest jeszcze jeden pan od muzyki - dla kontrastu tym razem klasycznej: muzykolog i meloman, którego życie odmieniła usłyszana w młodości V Symfonia Beethovena. Ten odcinek jest bardziej o muzyce niż buncie - nieszczęsny słoń ze swoim pragnieniem pofrunięcia do Indii na wielkich uszach (był już taki u Disneya, nazywał się Dumbo) pasuje tutaj jak słoń do fortepianu.

Gdy ogląda się oba odcinki, widać pewien schemat: dbałość o to, by w odpowiednim miejscu wprowadzić kontrast (choćby starzy-młodzi), twardy realizm podbić elementem, by tak rzec, metafizycznym, sentyment zrównoważyć humorem. Jednak mimo tych zabiegów spektakl nie składa się z całość - jest serią lepiej bądź gorzej zagranych ciekawych albo niezbyt ciekawych historii.

Na zdjęciu: "Lokatorzy" rzeczywi

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji