Artykuły

Pasjans z życia

- Dziś, niestety, na planie panuje troszkę za dużo pośpiechu i tym samym bylejakości - mówi EWA WIŚNIEWSKA, aktorka Teatru Ateneum w Warszawie.

Zagrała w dziesiątkach filmów, z czego największą popularność przyniósł jej serial "Doktor Ewa".

Ma także na swoim koncie wiele kreacji królowych i heroin stworzonych na deskach warszawskich teatrów. Występowała w komediach i dramatach, a za swe filmowe osiągnięcia otrzymała Złotą Kaczkę - nagrodę tygodnika "Film".

Potrafi być stanowcza, wyniosła, apodyktyczna, ale też pełna ciepła i wyrozumiałości, jak w serialu "Miasteczko". Była okrutną Beatrice Cenci i silną królową Lwicą Calanthe w świecie elfów i krasnoludów w filmowym "Wiedźminie". Koledzy aktorzy mówią o niej: "Jest jak rączy koń, żywokrwista, narowista. Niełatwa w pracy, bo ma silną osobowość, jasno sprecyzowane poglądy i potrafi walczyć o własną wizję granej postaci. Ale praca z nią to prawdziwa przyjemność, jak z każdym rasowym aktorem". Jest szalenie wytworna, o nieskazitelnych manierach, a przy tym serdeczna, promieniejąca uśmiechem i poczuciem humoru. Nie liczy kalori i przybywających lat. Uwielbia wykwintne jedzenie. Lubi zapalić papierosa, wypić szklaneczkę whisky lub piwa. Z kosmetyków używa wyłącznie kremu nivea i toniku własnej produkcji. Jest bardzo przesądna i nienawidzi udzielać wywiadów. Ewa Wiśniewska [na zdjęciu] - piękna kobieta, a przede wszystkim świetna aktorka.

- Nie lubię mówić o sobie, bo wolę sluchać, co inni o mnie sądzą. Nie czuję się też gwiazdą i wręcz nie życzę sobie, by tak o mnie mówiono czy pisano. To słowo zostało dziś tak wyświechtane, że już nic nie znaczy. Jeśli o młodym człowieku, który nie wie, co na scenie zrobić z rękami i nogami, pisze się, że stworzył kreację i jest gwiazdą - to ja wolę pozostać tylko aktorką.

Anegdota o Ewie Wiśniewskiej mówi, że aktorstwo wybrała z uwielbienia dla Wieńczysława Glińskiego. Aktorka traktuje tę opowieść półżartem, choć przyznaje, że zawsze podziwiała pana Wieńczysława. Uzdolnienia artystyczne odziedziczyła prawdopodobnie po rodzicach: ojcu - skrzypku

i matce - choć z wykształcenia prawniku - pięknie tańczącej i śpiewającej. - Od dziecka obracałam się w świecie sztuki, stąd też planowałam zarówno studia aktorskie, jak również dekorację wnętrz w ASP. Moją miłością były jednocześnie równania algebraiczne z wieloma niewiadomymi i milionami nawiasów. Do dziś pozostała we mnie ciekawość niewiadomych. Zapewne dlatego lubię stawiać pasjanse. One pozwalają mi bezustannie rozwiązywać życiowe zagadki i wyzwalać się z chaosu, w którym tkwię na co dzień.

Czy potrzebuje harmonii w życiu?

- Wyłącznie, bo z niej czerpię siły do walki z codziennością. Zawód aktora powoduje potworne spustoszenie psychiczne; jesteśmy potencjalnymi kandydatami do "czubków", bo nasza psychika jest wciąż rozwibrowana. Dlatego staram się żyć w miarę higienicznie.

W ten psychicznie rozwibrowany zawód Ewa Wiśniewska weszła bardzo wcześnie, bo mając zaledwie 17 lat. Dwa lata później była już mężatką, a w wieku lat 20 została matką. Nie bała się, że macierzyństwo skomplikuje jej karierę już na starcie, bo o karierze w ogóle wtedy nie myślała. - Bóg jeden wie, jak to się stało, że wówczas nie utonęłam. Myślę, że dzisiaj nie potrafiłabym wystartować na nowo w takich okolicznościach. Dzieckiem zajmowałam się z doskoku - na co dzień była z nim niania - i mam z tego powodu wyrzuty sumienia do dziś. No cóż, w życiu jest coś za coś. Zawodowo zawsze byłam bardzo aktywna, a w życiu codziennym - okrutnie leniwa. Te sprzeczności targają mną bezustannie.

Artystyczny start pani Ewa miała wspaniały. Zaraz po studiach dostała angaż do Teatru Nowego w Warszawie, gdzie przez sześć lat powierzano jej duże i trudne role. - "Warszawianka", "Opera za trzy grosze", "Nie igra się z miłością", "Cyrano de Bergerac" - to były spektakle - poligony, w których grałam role, o których marzy każda młoda aktorka. Bardzo szybko też zaczęłam występować w Teatrze Telewizji i w filmie. Dziś wiem jedno: w zawodzie wypracowałam sobie wszystko sama. Nie byłam nigdy żoną reżysera czy dyrektora teatru, który ustawiłby mnie zawodowo. Jestem z tego bardzo dumna.

W czasach Teatru Nowego pani Ewa była też aktorką śpiewającą, znaną z wielu telewizyjnych rewii. Wraz z Ireną Kwiatkowską, Ireną Santor i Sławą Przybylską tworzyły zgrany zespół, w którym przygotowywały kabaretony, collage muzyczne i wyruszały w świat: do Stanów Zjednoczonych i Kanady. W szarych czasach komunistycznych zagraniczne wyjazdy do "krain szczęśliwych" stanowiły nie lada atrakcję i wywoływały niemałą ekscytację. - Te wyjazdy powodowały reakcje wręcz szokowe, choć ja byłam już nieco oswojona z blichtrem Zachodu, bo spędziłam półtora roku we Włoszech ze swoim drugim mężem - dziennikarzem. Pamiętam, jak z tych amerykańskich wyjazdów przywoziłam do Polski co się dało: od papieru toaletowego i szczotek do zębów po ubrania i perfumy, żeby w domu było pachnąco i kolorowo.

Czy lubi piękne i wygodne życie?

- Mój dom jest moją lisią jamą. W nim spotykam się z przyjaciółmi, robię wspaniałe nalewki z pigwy, wiśni, orzechów i tarniny - opowiada.

W karierze Ewy Wiśniewskiej był też swego czasu Teatr Kwadrat, gdzie przez półtora roku grała wyłącznie w farsach. Szybko jednak poczuła potrzebę zmiany. - Warunki ślicznej blondynki zaczęły mnie wkurzać, bo nigdy nie czułam się jednowymiarową amantką. Wróciłam do "Nowego", gdy dyrekcję objął Mariusz Dmochowski. Grałam dużo, a potem nastał czas teatru Ateneum, któremu jestem wierna do dziś.

Mimo zawodowych sukcesów aktorka zdecydowała się na pewien czas porzucić teatr i wyjechać do Włoch, do męża. Ten okres wspomina ze średnim sentymentem, gdyż poza tym, że była osobą bardzo majętną, żyjącą w luksusie - zawodowo nic nie robiła. Stąd też nie potrafiła znaleźć swojego miejsca w tamtym świecie. - Dlatego wróciłam równie szybko, jak wyjechałam. Spakowałam walizkę, zabrałam dziecko, nianię i "do widzenia". Wszystkie moje życiowe burze tak się kończyły. Po powrocie od razu zagrałam w filmie "Tylko umarły odpowie", a w teatrze Laurę w "Zawiszy Czarnym" Słowackiego. Tak jak wskoczyłam w życie zawodowe z dzieckiem pod pachą, tak też do niego wróciłam, a moja nieobecność przez wielu nie została nawet zauważona.

Mimo podejmowania tak zdecydowanych życiowych kroków aktorka nie uważa się za ryzykantkę. Swoje ówczesne decyzje nazywa raczej "radosną bezmyślnością młodocianej kobiety". Nie narzeka też na los uważając, że raczej jej sprzyjał. Po powrocie z Włoch znów weszła w zawód, i to z pełną parą. Posypały się propozycje teatralne i filmowe. - Moje początki filmowe były bardzo zabawne. Gdy byłam studentką, z grupą kolegów, podczas wakacji, wybrałam się na plan, żeby trochę zarobić. Koledzy statystowali w tłumie, a mnie reżyser Janusz Nasfeter z tego tłumu wyłonił i dał drugą rolę w "Zbrodniarzu i pannie" obok Ewy Krzyżewskiej i Zbigniewa Cybulskiego. Czyż to nie opatrzność czuwała nade mną?

Aktorka z dużą szczerością i krytycyzmem ocenia swoje filmowe początki. Wówczas uczyła się dopiero pracy z kamerą. Największą i najlepszą szkołę przeszła podczas zdjęć do "Doktor Ewy", serialu, który przed laty śledziła niemal cała Polska. - Przez jedenaście miesięcy ciężko pracowałam i wszystkiego się uczyłam. Serial zdobył ogromną popularność, ale na szczęście nie przylgnęła do mnie etykietka dr Ewy, bo w tym samym czasie w Teatrze Telewizji emitowano sporo spektakli z moimi rolami dramatycznymi, m.in. w "Don Carlosie", "Zamku w Szwecji", i w ten sposób bilans się wyrównał.

Pani Ewa stworzyła też znakomitą kreację Róży, kobiety pełnej zmiennych nastrojów i nieustannej niepewności w filmie "Cudzoziemka" według powieści Marii Kuncewiczowej. Za tę rolę otrzymała nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Niestety, film nie został wypromowany i przeszedł niemal bez echa. Dla Ewy Wiśniewskiej było to gorzkim zawodem. - W trakcie zdjęć miałam pełną świadomość środowiskowych konfliktów, które sprawiły, że film, choć zgłaszany na prestiżowe festiwale w Ameryce, nie został tam nigdy pokazany. Kiedy byłam w Stanach ze "Skizem", pan Broniarek powiedział mi z rozżaleniem, że wszyscy czekali tam na kopię filmu, która nie dotarła. Po prostu nie wypuszczono jej poza Polskę wskutek interwencji ważnych osób ze środowiska. Ale o sprawach smutnych nie warto mówić. U pani Marii Kuncewiczowej w jej domu w Kazimierzu spędziłam cudowne chwile. Byłam zauroczona jej gościnnością i rozmowami z tą prawdziwą damą i wspaniałą pisarką. Do dziś nie zapomnę jej w brązowej peruce, którą co dzień zakładała i z elegancją nosiła.

Ewie Wiśniewskiej nieobce są zarówno role postaci historycznych, jak i kobiet współczesnych. W jednych i drugich czuje się znakomicie, czego dowodem są m.in. takie filmy, jak: "Lata dwudzieste, lata trzydzieste", "Halo, Szpicbródka", "Paciorki jednego różańca", "Ucieczka z kina Wolność", "Ogniem i mieczem" czy "Stara baśń". W tym ostatnim dzięki znakomitej charakteryzacji była niemal nie do rozpoznania w roli Jaruchy. - Zostałam ubrana w dziwny kostium zrobiony z baraniego futra. Na ciele miałam tatuaże znamionujące wiarę w jakiegoś bożka. Byłam po prostu wiedźmą, ale dobrą, leśną czarodziejką, która pomaga ludziom. Najzabawniejsza była charakteryzacja mojej twarzy. Marszczyłam ją, a fachowcy malowali mnie pędzlem na brązowo, bym wyglądała na zakopconą. Zakładano mi sztuczną szczękę, która szalenie utrudniała mówienie, nie wspominając już o krzyku. No i zdarzyła się zabawna historia. W trakcie kręcenia sceny najazdu wikingów miałam głośno krzyknąć i... wydmuchnęłam tę nieszczęsną szczękę. Szczęśliwie złapałam ją w locie i nie uległa zniszczeniu.

Ostatnio można panią Ewę oglądać na małym ekranie w serialu "Egzamin z życia", zaś w Teatrze Narodowym gra gościnnie w "Błądzeniu" - spektaklu wyreżyserowanym przez Jerzego Jarockiego na kanwie życia i twórczości Witolda Gombrowicza. - To była niezwykle interesująca praca, zagrałam bowiem cztery postaci: Ciotkę Hurlecką z "Ferdydurke", Królową z "Iwony, księżniczki Burgunda", Hrabinę z "Operetki" i Śmierć. Co łączy te postaci? Podobny stosunek autora do kobiet: nieco złośliwy, ironiczny, nawet karykaturalny. W przeciwieństwie do mężczyzn, których traktuje w sposób łagodny i przyjazny. Jestem zadowolona z tych ról, choć muszę przyznać, że po tylu latach obecności na scenie człowiek staje się coraz bardziej krytyczny wobec własnych dokonań. To się na pewno łączy z coraz większym poczuciem odpowiedzialności, które towarzyszy wiekowi dojrzałemu.

Z kolei w macierzystym teatrze Ateneum pani Ewa zagrała Madame de Montreuil w spektaklu "Markiza de Sade" Mishimy. - Pani de Montreuil jest przeciwwagą wobec zła, które niesie ze sobą Makiz de Sade. Jest postacią waiczącą ze skażonym, skorumpowanym i zdemoralizowanym światem. I już jesteśmy u siebie w domu, na współczesnym podwórku.

Ewa Wiśniewska podkreśla, że mimo iż zagrała dziesiątki ról filmowych, to jednak przede wszystkim czuje się aktorką teatralną i teatr zawsze był u niej na pierwszym miejscu. Tym bardziej że filmów kręci się obecnie niewiele. - Kiedy grałam Różę w "Cudzoziemce" czy Kniachinię w "Ogniem i mieczem", rolę miałam przygotowaną od a do z. Nie wbiegałam na plan w ostatniej chwili, by coś zaimprowizować. Dziś, niestety, na planie panuje troszkę za dużo pośpiechu i tym samym bylejakości. Dlatego tak bardzo cenię sobie współpracę z Teresą Kotlarczyk przy serialu "Egzamin z życia", którą cechuje zawodowa rzetelność. Spotykam się w nim z wieloma młodymi, bardzo utalentowanymi ludźmi, również po krakowskiej PWST.

Jak powszechnie wiadomo, siostrą Ewy Wiśniewskiej jest Małgorzata Niemirska, również aktorka. Aż dziw bierze, że nikt do tej pory nie wpadł na pomysł, by obie panie obsadzić w jednej produkcji. Tym bardziej że są do siebie podobne. - Nigdy też nie wykorzystano faktu, że przez wiele lat Małgosia, ja, Marek Walczewski i Krzysztof Kowalewski byliśmy rodziną. Można było pomyśleć o wykorzystaniu aktorsko-rodzinnego kwartetu.

Kiedy pytam panią Ewę o najbliższe plany zawodowe, słyszę kategoryczną odpowiedź: - Przecież wie pani, że jestem przesądna, więc nic się nie da ze mnie wydusić. Powiem tylko tyle: szykuje się bardzo interesująca rola w dwuosobowej sztuce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji