Artykuły

Fredro drapieżny

Wystrzały z moździerza na cześć Anny Polony i Jerzego Treli uhonorowały czterdziestolecie pracy artystycznej znakomitych aktorów Starego Teatru na premierze "Dam i huzarów" Fredry, w których jubilaci wystąpili w rolach Pani Orgonowej i Majora.

Reżyserował Kazimierz Kutz, ostatni Mohikanin, któremu - jak za dawnych dobrych lat 70. - udaje się skutecznie mobilizować zespół Starego do wysiłków. Jego wycieczkę w świat polskiej klasyki komediowej witam z uznaniem. To pierwszy od dziesięcioleci znany mi przypadek wystawienia "Dam i huzarów" bez infantylizacji problematyki utworu na użytek szkolnej dziatwy.

"Ale kiedy dziś zachwalają nam -jak to się wciąż czyni - np. Damy i huzary jako jasny obraz przyszłości, gdy w sercach była poczciwość i wiara, życie proste i zbożne, po czym ujrzymy, jak trzy megiery zahipnotyzowane chciwością, stręczą młodą dziewczynę starszemu od niej o czterdzieści lat rodzonemu wujowi; kiedy widzimy całą oschłość, fałsz i obrzydliwość stosunków rodzinnych, mimo woli oblegają nas refleksje smutne, a niepotrzebne" - pisał w 1932 r. Tadeusz Boy-Żeleński.

I tak właśnie wystawił tę komedię Kutz - nie zawahał się pokazać odwiecznej walki płci nie tylko w jej kusząco żartobliwym, ale i budzącym dreszcze grozy wydaniu. Dopiero ostry kontrast między wojskowym drylem świata mężczyzn a intrygancką naturą kobiet, nie tylko mocniej zarysował efekt komiczny, ale - zarazem - odkrył całą drapieżność sztuki Fredry.

Tytułowe damy w wersji Kutza są uosobieniem żywiołu zniszczenia. Pojawiają się w domu Majora jako jego wylewnie słodkie siostry, ale - równocześnie - jako rozsierdzone furie wobec swoich służących. I, jak w dobrym suspensie, napięcie narasta. Annie Polony (Orgonowa), jak i Elżbiecie Karkoszce (Panna Aniela) role zołzowatych bestii gładko wpasowały się w emploi. Sporym zaskoczeniem było dla mnie powierzenie tego typu postaci Annie Dymnej (Pani Dyndalska). Z niedowierzaniem, ale i podziwem śledziłem jej przemianę w wyszczekane wredne babsko.

Major Treli - osaczony przez cały fraucymer, wbijany w poczucie winy, zaszczuty - od początku miał w sobie rys tragizmu. Tym ciekawiej wypadł w scenach zalotów do osiemnastoletniej siostrzenicy. Jego operetkowo strojny mundur i automatyzm ruchów kojarzyły się z Hoffmanowskim "Dziadkiem do orzechów". Był, jak on, podobnie wzruszający i godny litości.

Kompani Majora najciekawiej wypadli w scenach umizgów: Jerzy Nowak (Grześ) do Fruzi i Tadeusz Huk (Rotmistrz) do Panny Anieli. Drugi plan zabawnie ogrywał Aleksander Fabisiak (Kapelan), szczególnie wzbudzając śmiech jako zapobiegliwy szafarz trunków. Świeżością i wdziękiem młodych zakochanych ujmowali Katarzyna Warnke (studentka krakowskiej PWST) w roli Zofii oraz Piotr Grabowski jako porucznik Edmund.

Trzeba było dopiero Kazimierza Kutza, by nam pokazał mniej poczciwego Fredrę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji