Artykuły

Mój "Dzienniczek Polski"

W ramach odrabiania zaległości dwie tuż po sobie wizyty w Starym Teatrze. Najpierw zatonąłem po uszy w poezji Zbigniewa Herberta. "Przyjaciele odchodzą", czyli "Przesłanie z ostatniego peronu wszechświata" to montaż. Jakże źle najczęściej kojarzy się to słowo, przywołując na myśl okolicznościowe składanki, szkolne akademie itp. Ale to, co pod wodzą Tadeusza Malaka zrobili Zbigniew Wiktor Kaleta, Edward Linde-Lubaszenko i Jacek Romanowski, zapiera dech i wyciska łzy. Przez kilkadziesiąt minut karmią nas słowem, jakiego dzisiaj nigdzie nie uświadczysz, zapoznają z mądrością antycznego filozofa i maestrią wielkiego znawcy metafor.

Bierzemy więc udział w wieczorze autorskim, podczas którego poeta przewrotnie i z poczuciem humoru odpowiada na banalne często pytania, słuchamy pięknych fraz związanych z jego dzieciństwem, rodziną, nauczycielami i mistrzami, poznajemy prywatny Dekalog, czyli Dziesięć ścieżek cnoty. A gdy cichnie wiersz, rozbrzmiewa muzyka, którą Stanisław Radwan opatrzył owe strofy, unosząc je delikatnie, z pietyzmem, dodając lirycznej zadumy. I śpiewają czterej dżentelmeni te wspaniałe songi, a ja wiem, że na pewno jeszcze raz muszę to usłyszeć i zobaczyć. Absolutnie obowiązkowe dla wszystkich, którzy pielęgnują jakąkolwiek wiarę w słowo.

Także obligatoryjna, choć z innych zupełnie powodów, powinna być obecność na spektaklu "Damy i huzary". Hrabia Aleksander Fredro popełnił ramotę - kto wie, czy nie najsłabszy ze swych scenicznych utworów. Trudno zatem spodziewać się zawiłej Szekspirowskiej intrygi lub erupcji dowcipu najwyższej próby, ale wizytę na tym przedstawieniu zalecam wszystkim, rozkochanym w aktorskim kunszcie. Idźcie podziwiać Annę Polony, Annę Dymną, Elżbietę Karkoszkę, Jerzego Trelę, Tadeusza Huka, jak cudownie bawią się tą komedyjką, jak podają tekst, jak operują gestem. To niezapomniana lekcja rzemiosła, którego w sitcomach i mydlanych serialach próżno szukać.

Bawiłem także w Żarach, gdzie odbył się uroczysty noworoczny koncert z udziałem krakowskich artystów Piwnicznych, wspartych dodatkowo przez Hanię Banaszak i niżej podpisanego. Ale ja o czymś innym. Otóż z zachodnimi terenami naszej ojczyzny wiąże się rodzinna anegdota. W Żaganiu przyszła na świat moja małżonka. Fakt nastąpił 12 lipca, tak zanotowano w papierach i tak zostałoby pewnie, gdyby nie przypadek. Otóż spotkany kilka lat temu rodak mojej połowicy (także potomek greckich emigrantów politycznych) powiedział, że posiada zdjęcie dwóch szczęśliwych matek - mojej teściowej i jego rodzicielki z niemowlętami w objęciach i datą 12 czerwca, więc o miesiąc wcześniejszą niż oficjalnie przyjęta.

Zaintrygowani zaczęliśmy sprawdzać i szukać przyczyn rozbieżności. Udało się przez znajomych dotrzeć do żagańskiego szpitala, gdzie czarno na białym stoi czerwiec. Tak więc poślubiłem niewiastę starszą o miesiąc niż myślałem, zodiakalnego Bliźniaka, a nie Raka, jak wciąż się powtarzało. I kto mi teraz powetuje poniesione straty?

Przy okazji Owsiakowej kwesty na zamku w Niepołomicach udałem się do podziemi kamiennej części zbudowanej przez Kazimierza Wielkiego. Nasz władca położył pod fundament kamień węgielny przywieziony z Wawelu z kaplicy św. Gereona, będącej miejscem słynnego czakramu. Badania naukowe potwierdzają ponad wszelką wątpliwość, że także w Niepołomicach występuje promieniowanie elektromagnetyczne o ekstremalnie niskiej częstotliwości, podobnie jak na wzgórzu wawelskim. Stanąłem więc na parę chwil w miejscu wskazanym przez gospodarza obiektu, by nabrać sił witalnych potrzebnych w zmaganiach ze starszą niż dotąd myślałem małżonką. Pomogło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji