Artykuły

Studium narodzin tyranii z lezginką w tle

"Młody Stalin" w reż. Ondreja Spisaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Kama Pawlicka w serwisie Teatr dla Was.

Najnowsza sztuka Tadeusza Słobodzianka oscyluje między tragedią i komedią, przypowieścią przygodową a operetkę, dramatem i musicalem. To taki teatralny miszmasz, który dobrze się ogląda. Głównie za sprawą zmieniających się jak w kalejdoskopie scen, z których każda dzieje się w innym miejscu.

W czasie spektaklu przenosimy się więc z Tyflisu do Londynu, Paryża, Wiednia czy Krakowa. W każdym z tych miejsc spotykamy młodego Józefa Dżukaszwili, któremu wtedy, w 1907 roku, jeszcze nawet nie świtała w głowie myśl, że w przyszłości zapisze się na kartach historii jako jeden z najkrwawszych władców na świecie. Spotykamy Soso w wieku około trzydziestu lat. Niedoszły duchowny wiedzie gangsterskie życie, napada na banki, kocha się, jeździ po Europie z fałszywym paszportem. Wierzy w idee rewolucji bolszewickiej, popiera działalność Lenina. Ot, jeszcze jeden zapaleniec, który chce zmienić świat.

Słobodzianek z wielką precyzją buduje postać głównego bohatera już od pierwszej sceny. Jest wesele Soso, wokół biesiadnego stołu zgromadzili się zaproszeni goście. Pan Młody wygłasza tradycyjną mowę, która jednak nie okazuje się mową weselną, tylko tyradą przeciwko własnej matce. Dżugaszwili oskarża ją o niewierność, zadaje pytanie, kim był jego prawdziwy ojciec. W monologu Stalin po raz pierwszy pokazuje pazur, którym rani najbliższych do krwi. Wątek matki otwiera i zamyka przedstawienie, jest klamrą spinającą studium narodzin tyranii u młodego Dżugaszwiliego. W ostatniej, finałowej scenie matka przychodzi do Soso, by opowiedzieć mu historię o jego wyzdrowieniu podczas epidemii ospy. Nie rozumiejąc jego bezwzględnego zachowania i tego, że może on zabijać z zimną krwią, matka wyrzeka się syna. Stalinowi jest to na rękę, po co mu matka, która nie akceptuje jego życia

Autor opowiada dzieje młodego Stalina na tle historii Europy początków XX-wieku. Europy, która się bawiła, tańczyła kankana, nieświadoma tego, że pod jej bokiem czają się rewolucyjne zmiany. W Wiedniu Jung i Freud przy porannej kawie rozmawiają o kompleksie Edypa, Hitler przygotowuje się do egzaminów do Akademii Sztuk Pięknych, a młodopolscy artyści w Krakowie nie mają za co napić się wódki. Za to Lenin z Krupską i Trockim nie próżnowali, zjednując sobie w Londynie amerykańskich sponsorów na pokrycie kosztów wprowadzania w życie ich obłędnych idei.

Przedstawienie w Dramatycznym jest momentami ciężkie i nużące. W całości jednak nie sposób odmówić mu poprawności. Bezbarwne aktorstwo ożywiają sceny tańca, kiedy to wreszcie aktorzy pokazują, że stać ich na wykrzesanie z siebie odrobiny emocji. Są jednak wyjątki. Mariusz Drężek i Agnieszka Warchulska zdecydowanie wyłamują się z grona, które nie bardzo wie, co ma grać. Niestety zawiódł głównie Marcin Sztabiński w tytułowej roli. Jest jednostajny, pozbawiony dramatyzmu, iskry szaleństwa w oczach, energii w działaniu. Przypomina kukłę, która bezwolnie "toczy" się przez życie.

Duet Słobodzianek - Spišak tym razem nie dał popisowego koncertu. A szkoda, bo tekst jest znakomitym punktem wyjścia do wystawienia świetnego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji