Artykuły

Człowiek na miarę współczesności?

To doskonały przykład przerostu formy nad treścią - o spektaklu "Życie jest snem" w reż. Kuby Kowalskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

XVII-wieczny dramat Pedro Calderona de la Barca "Życie jest snem" to oniryczna opowieść o złudzeniach i iluzjach. Calderon umieścił akcję w Polsce (czyli "nigdzie", jak później dookreślił Alfred Jarry w "Królu Ubu") - miejscu dla Hiszpanów egzotycznym i obcym. Tym tropem poszli reżyser Kuba Kowalski i dramaturżka Julia Holewińska - twórcy spektaklu, który miał premierę w marcu na sopockiej Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże.

Segismundowi (Michał Jaros), synowi króla Polski, nadworny wróżbity przepowiedział, że zostanie bezdusznym tyranem. Jakby na potwierdzenie tej wróżby podczas porodu umiera jego matka. Król Basilio (Krzysztof Gordon) nie chce dopuścić do spełnienia przepowiedni i zamyka syna w wieży. Strażnikiem Segismunda jest sadystyczny Clotaldo (Michał Kowalski). Według twórców sopockiego spektaklu wieża, w której więziony jest królewicz, to miejsc jego ciągłego treningu - fizycznego i duchowego. To laboratorium, w którym król-naukowiec chce stworzyć doskonałego człowieka. Człowieka na miarę współczesności.

Ze sceny atakują nowoczesne media: głosy z offu, 4 ekrany, niezliczone wizualizacje, które próbują imitować mapping na konstrukcji zajmującej prawie całą scenę, ale niestety nie nakładają się na geometryczne kontury. Ta śnieżnobiałe obudowane materiałem platformy są jednocześnie metaforą wieży, zamku królewskiego oraz umysłu Segismunda.

Bardzo chciałoby się uwierzyć w sceniczny świat i dać się mu porwać, ale jest to po prostu niemożliwe. Przeszkodę stanowi rozdmuchany do niebotycznych rozmiarów patos słowa, wypowiadanego przez aktorów, który zupełnie tu nie pasuje. Z jednej strony jest to powaga, pochodząca z imitacji Rymkiewicza, a z drugiej - kompletnie nietrafione dopisane przez Holewińską wstawki - np. kwestie Clarina, błazna (Piotr Biedroń), który w spektaklu jest transseksualistą-obcokrajowcem, przybyłym do niegościnnej Polski razem z Rozaurą (Justyna Bartoszewicz). Clarin serwuje - z założenia śmieszne, w praktyce zaś żenujące - dowcipy i powiedzenia (np. "turlaj dropsa"). Twórcom nie wyszło przerobienie tekstu Calderona, a dopisane wstawki kojarzą się językiem używanym w serialach. Kiedy bohaterowie wypowiadają długie monologi pełne goryczy i bólu, widownia raz po raz wybucha śmiechem, zaś podczas żywych i "zabawnych" dialogów i intermediów słychać jedynie pojedyncze chichotania. Nie śmieszy slang Clarina, nie śmieszy parodia hymnu polskiego...

Twórcy wpadli w pułapkę przyjętej konwencji - oniryzmu przełożonego na cybernetyczne więzienie. Spektakl jest niesamowicie przeestetyzowany, a przez to - bardzo kiczowaty. Tysiące zupełnie zbędnych efektów nie przekładają się ani na treść, ani na działania aktorów na scenie. Całość jest niespójna. Reżyser chciał swoim spektaklem poruszyć problemy mediów we współczesnym świecie, bioinżynierii oraz opresyjności władzy wobec jednostki. Mnie się wydaje, że prześlizgnął się zaledwie po powierzchni. O tych tematach zaledwie napomykał i porzucał bez rozwinięcia. Na przykład: kostiumy, w które ubrani są Clotaldo i Astolfo (Marek Tynda), na wskroś futurystyczne, przypominają stroje północnokoreańskich przywódców, co jest samo w sobie bardzo ciekawe, ale nie ma konsekwentnego przełożenia na fabułę.

Ogromnym minusem jest scenografia - bardzo funkcjonalna, ale zupełnie pozbawiona równowagi scenicznej (cała prawa część sceny pozostała niewykorzystana i pusta). Minusem jest też muzyka grana na żywo (wiolonczela i skrzypce), która zupełnie nie współgrała z treścią, próbując całości nadać liryczny nastrój.

Arcydramat Calderona w tym roku doczekał się aż trzech realizacji - we Wrocławiu reżyserował Raczak, w Szczecinie - Klemm. Sopocka produkcja pozbawiona jest nośności i stanowi doskonały przykład przerostu formy nad treścią. A szkoda, bo problemy poruszone przez twórców potrzebują poważnej dyskusji. Niestety reżyserowi, po bardzo dobrych wcześniejszych trójmiejskich spektaklach ("Eva Peron", "Ciała obce"), zdarzyła się wpadka. Mam nadzieję, że tylko jednorazowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji