Artykuły

Człowiek, który był teatrem

JERZY NOWAK mawiał: "Jestem aktorem, istnieję, gdy gram". Ile więc razy istniał jako Singer - jako nie on, choć przecież on? Wiele, bardzo wiele razy, przez wiele, wiele lat, na stu scenach świata całego - grał istotę teatru. Jak kto woli - grał całą teatru nędzę i cudowność, całą jego zaborczość i delikatność, i cały jego brak litości.

Gdy go ostatni raz widziałem, był na scenie i nikt, również on, nie wiedział tamtego wieczoru, że jest na scenie ostatni raz. Że ostatni raz jako nie on, choć przecież on, niespiesznie wyszedł z ciemności, ostatni raz zatrzymał się w pełnym świetle, ostatni raz spojrzał na pianino, stół z prawniczymi księgami i na Tadeusza Malaka w roli koncypienta Waschiitza, ostatni raz był śmiertelnie zmęczony iluzją, w którą Stanisław Wyspiański obrócił szare jego życie, ostatni raz wytarł od dawna pochyloną twarz karmazynowa chustką i z dna śmiertelnego zmęczenia kruchym głosem ostatni raz rzekł do Waschiitza i do nas na powitanie: , Ja jestem Żyd z Wesela. Karczmarz z Bronowie Małych". Tamtego wieczoru nikt nie przeczuwał, że to pożegnanie, początek pożegnania, co potrwa godzinę.

Ten raz ostatni - który to był z rzędu? Jak wiele razy Jerzy Nowak, nie przestając być sobą, grał skulonego Karczmarza w seansie "Ja jestem Żyd z Wesela" Romana Brandstaettera? Ile razy snuł historię swego niezawinionego znikania z rzeczywistości, roztapiania się w poezji, zmieniania się dla ludzi w postać sceniczną, widmo ze słów, zmyślenie? Aby głośną skargą przynajmniej spróbować ocalić liche resztki realności, co mu jeszcze pozostały na marną końcówkę przeznaczonych dlań dni - ile razy spowiadał się z życia w fikcję obróconego przez wierszokletę, którego zwał "małym, bladym, rudym, w czarnym szlusroku"? Jerzy Nowak mawiał:, Jestem aktorem, istnieję, gdy gram". Ile więc razy istniał jako Singer - jako nie on, choć przecież on? Zmarł 26 marca tego roku i dziś, obok jego wieczności, nie wypada czynić doczesnych rachunków. Niech wystarczy, że wiele, bardzo wiele razy.

Tak. Bardzo wiele razy, przez wiele, wiele lat, na stu scenach świata całego - przez wieczorną godzinę Jerzy Nowak bywał gadającym sednem tej zdumiewającej opowieści o człowieku, co dla świata przepadł w wierszowanym śnie Wyspiańskiego, opowieści, która jest dotknięciem nieuchwytnej istoty teatru, zawsze niejasnego tańca rzeczywistości z iluzją, realności ze snem. I od snu właśnie zaczyna się historyjka Brandstaettera. Powiada, że siedział rano przy kawie w jednej z knajp Jerozolimy i wspominał ostatni sen, w którym majaczył dawny Kraków. Nagle zjawił się przy stoliku nieznajomy, rzekł:, Jestem dr Waschutz. Adwokat", po czym zaczął opowiadać, jak na progu XX stulecia przyszła do niego w Krakowie skulona postać i powiedziała:, Ja jestem Żyd z Wesela"... Rzecz w tym, że do końca nie wiadomo, czy nieznajomy był kawałkiem realności, czy tylko widmem, co skapnęło z resztek wspominanego snu o starym Krakowie. Historyjka Brandstaettera jest tą świetną niejasnością. Oto ktoś opowiada, że gdy wspominał nad kawą własny sen o dalekim mieście, ktoś inny rozpoczął wspominanie niegdysiejszej wizyty człowieka, który pragnął ocalić z siebie te liche resztki, które nie utonęły w wierszowanym śnie wielkiego poety, śnie pisanym w dalekim mieście, o którym śnił człowiek, pijący kawę. Tak faluje prozatorski drobiazg Brandstaettera. I dokładnie to tkwiło zawsze na dnie gry Jerzego Nowaka, będącego Singerem, będącego Nowakiem...

Wiele, bardzo wiele razy, przez wiele, wiele lat, na stu scenach świata całego - grał istotę teatru. Jak kto woli - grał całą teatru nędzę i cudowność, całą jego zaborczość i delikatność, i cały jego brak litości. Przez godzinę był teatrem, wiele razy. Był.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji