Artykuły

Bez wyrafinowania

Sztuki teatralne, jak ludzie, lubią podpierać się rekomendacjami. "Szósty stopień oddalenia" pojawił się na naszej scenie w aureoli nowojor­skiego bestsellera. Nie schodził z afi­sza, wywieszonego w roku 1990, przez dwa lata, grany co wieczór. Wystawia­no go w eksponowanym Lincoln Cen­ter. Zyskał popularność, zbierał po­chwały. Autor John Guare zgarnął za swoje sztuki parę nagród, w tym cztery prestiżowe Tony (odpowiednik filmo­wego Oscara).

"Szósty stopień oddalenia" napisał pod wpływem autentycznego zdarze­nia, o którym doniósł "Times". Otóż młody Murzyn, bystry, sprytny, wkradł się podstępem do paru mieszkań w ele­ganckiej dzielnicy. Zyskał sympatię właścicieli jako rzekomy przyjaciel ich studiujących dzieci. Oczarował lekarza i marszanda wraz z ich małżonkami, zanim nie wykryli oszustwa. Pobudziło to oszukanych do refleksji nad życiem toczącym się za ich oknami, podziała­mi społecznymi, które są sztuczne.

W salonie, pod dwustronnym obra­zem Kandinsky`ego (jak obrócisz, zo­baczysz coś innego) odbywa się rodzaj wiwisekcji społeczno-obyczajowych problemów - w domowym uproszczo­nym sposobie, kiedy to łatwo przeska­kuje się w rozmowie z tematu na temat. Autor podśmiewa się z niektórych mi­tów amerykańskich, jak choćby zauroczenia broadwayowskim musicalem. Śmieszna jest ta wiara poważnych lu­dzi, że młody Murzyn, udający syna aktora Sidneya Poitiera zapewni im ja­kieś role w "Kotach". Mocno zazna­czano różnice pokoleniowe, tę wieczną niemożność porozumienia się rodziców z dziećmi. Dużą rolę odgrywa wątek homoseksualizmu. Autor jest bystrym obserwatorem. Zna od podszewki re­alia amerykańskiego życia, o czym świadczy wiele sygnałów odzywają­cych się w sztuce. Może nawet aż od nich za gęsto. Ale ta wielowątkowość oddaje puls szybkiego współczesnego życia, po wierzchu, na co autor patrzy z poczuciem humoru i ironią.

A jak to nowojorskie odwzorowanie życia ma się na warszawskiej scenie Teatru Dramatycznego, który wystąpił z polską prapremierą? Otóż sztuka Gu­are'a, traktująca o przekraczaniu ba­rier, przypomina scenariusz filmowy, który musi dopiero wypełnić wyobraź­nia reżysera. Tymczasem Piotr Cie­ślak za bardzo trzymał się litery tekstu, sprowadzając rzecz do potoku wypo­wiadanych słów. Brak atrakcyjnych rozwiązań poszczególnych scen.

Bohaterowie są jednako statyczni, zarówno wtedy gdy opowiadają, co im się przytrafiło, jak i wówczas gdy od­twarzają poszczególne sceny zdarzeń. Zabrakło polotu i dynamizmu, wyrafi­nowania i niuansów. Jeden nagi homoseksualista nie zastąpi braku koncepcji. Lektura tekstu wydrukowanego w "Dialogu" obiecywała więcej.

Orędowniczką wystawienia "Szóste­go stopnia oddalenia" w Polsce była Elżbieta Czyżewska, która zagrała rolę Louisy, zony marszanda. Dla niej był to powrót sentymentalny. Po latach znalazła się na tej samej scenie, na której odnosiła pierwsze sukcesy (przypomniała zresztą, że po raz ostatni grała tu przed wyjazdem do USA w amerykań­skiej sztuce "Po upadku" Millera). Czyżewska potrak­towała swoją rolę nazbyt deklamacyjnie, skupiając się na wyrazistości, mocnym akcento­waniu słów. To za mało, żeby stwo­rzyć pulsującą ży­ciem postać. A przecież to ona wygłasza najważ­niejszą kwestię, która może być kluczem do interpreta­cji: "Czytałam gdzieś, że wszyscy miesz­kańcy tej planety są oddaleni od siebie tylko przez sześcioro innych ludzi. Sześć stopni. Pomiędzy nami a każdym innym mieszkańcem tej planety. ...trze­ba znaleźć właściwych ludzi, by nawią­zać kontakt z każdym. Niekoniecznie musi to być wielkie nazwisko. Może to być ktokolwiek. Każda osoba to nowe drzwi, zapewniające nam otwarcie na nowe światy". Tego brakuje właśnie w warszawskim przedstawieniu. Na­wet Władysław Kowalski jako Flan, mąż Louisy, był nijaki. I liczna mło­dzież nie bardzo właściwie wiedziała, co ze sobą robić na scenie.

Tylko spadł nam jak z nieba Omar Sangare - Paul. Nowojorski autor po­stawił ostry warunek. Główny bohater "Szóstego stopnia oddalenia" musi być ciemnoskóry z urodzenia, a nie malowa­ny na czarno. Niezależnie zresztą od koloru skóry zagrał najlepiej. Jego po­stać nie szeleściła - jak inne - papierem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji