Artykuły

Sny Zapalonych

Finał XVII Konfrontacji Teatralnych w Lublinie. Na tyłach centrum kultury "Chatka Żaka" stoi zaparkowany autokar z zaciemnionymi szybami. Za kilka godzin wsiądą do niego aktorzy. Wrócą do Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim - pisze Szymon Kazimierczak w Teatrze.

Teraz, ubrani w szarozielonkawe kombinezony, siedzą w głębi sceny na sali estradowej w "Chatce". Otaczają ich ściany z zakratowanymi drzwiami i więzienne prycze - z pewnością podobne do tych, które mają w swoich prawdziwych celach. Czekają. Wszystkie wyjścia na widowni obstawione są przez barczystych klawiszy, każdy ma słuchawkę w uchu i krótkofalówkę w ręku. Każdy ma czujne i skupione spojrzenie. Premierowy pokaz "Snu nocy letniej" grupy Zapaleni.org opóźnia się - przybyło znacznie więcej widzów, niż się spodziewano. Festiwalowa publiczność powoli przechodzi przez drzwi. W pierwszych rzędach zasiadło liczne grono odświętnie ubranych oficjeli. Za ich plecami przechodzi młoda dziewczyna, wyraźnie podekscytowana, wodzi wzrokiem po scenie, nagle zaczyna energicznie machać do kogoś po drugiej stronie. Młody aktor, który za chwilę zagra jednego z rzemieślników, zauważa ją. W jednej chwili rozpromienia mu się twarz, zaczyna nerwowo kręcić się na swoim krześle.

Dariusz Jeż - inicjator zdarzenia, założyciel grupy Zapaleni.org i były więzień - podobno postawił warunek dyrekcji zakładu w Opolu Lubelskim, że osadzeni muszą pokazywać publiczności efekt swojej kilkumiesięcznej pracy poza aresztem. Wystawianie spektaklu przez więźniów dla więźniów byłoby fatalnym pomysłem - nie tylko źle wpłynęłoby na ich mocno zhierarchizowane relacje, ale też służyłoby jedynie zakładowym koordynatorom, by wykazali się, że "aktywizują" osadzonych. Jeż uznał najwyraźniej, że ten projekt może mieć sens tylko wówczas, gdy więźniowie zetkną się z ludźmi na wolności i, formułując dla nich komunikat na scenie, spróbują uczyć się na nowo ich języka. Kiedy wyjdą na wolność, od jego znajomości może wiele zależeć.

Dla niektórych z nich próby w "Chatce Żaka" były pierwszą od lat okazją, by wyjść poza bramę aresztu. Joanna Lewicka, reżyserka "Snu nocy letniej", opowiada, że podczas początkowych prób dużo czasu zajęło jej oduczenie aktorów charakterystycznych "przyruchów", takich jak nerwowe upewnianie się, "czy nikt za mną nie stoi". Lewicka podczas niemal codziennych ośmiogodzinnych spotkań urządzała im prawdziwą musztrę. W intensywności tej pracy i wymaganiach, jakie reżyserka stawiała swoim aktorom, nie było szczególnej różnicy między próbą w zakładzie i w profesjonalnym teatrze. Potraktowała ich poważnie, jak partnerów, co w areszcie raczej nieczęsto im się zdarza. Wszyscy byli zdyscyplinowani i zaangażowani w proces powstawania spektaklu. Udało im się wypracować wspólny język.

Podczas próby Joanna opowiada mi o Wieśku - jej najmłodszym aktorze, który miał zagrać w spektaklu Puka, ale wycofał się z projektu miesiąc przed premierą. Zastraszyli go grypsujący współwięźniowie, chcąc rozbić w ten sposób całą tą "zabawę". Ponieważ Zapaleni są tylko dla chętnych, nikt Wieśka nie mógł zatrzymać. Ostatecznie Puka zagrała aktorka Angelika Kujawiak, natomiast młody aktor pojawił się w finale spektaklu:

"(...) Na białej sukience Piszczały pojawia się dokument; osadzony, nagrany w Zakładzie mówi pięknym językiem ostatni monolog Puka. Puk na scenie stoi obok i tłumaczy w tym samym czasie wszystko na grypserkę".

To Lewicka przyszła do nich z pomysłem "Snu nocy letniej". U Szekspira pojawia się przecież sytuacja marzenia o lesie, a w nim niewiarygodny żywioł upojenia, erotycznych i miłosnych perypetii - to tęsknoty, które z pewnością doskwierają ludziom doświadczającym kompletnej izolacji. To także tekst, za pomocą którego więźniowie mogliby opowiedzieć siebie. W lubelskim spektaklu las "grają" więzienne kombinezony o paskudnym odcieniu zieleni. W sukni o zupełnie fantastycznym bajkowym kroju, ale wykonanej z tego samego materiału, występuje aktorka grająca Tytanię. Te "sny na jawie" muszą się rozegrać w rzeczywistości znanej więźniom, a także z ich perspektywy.

W spektaklu Zapalonych rzemieślnicy to posługujący się grypserą więźniowie, którzy prowadzą próby do sztuki o Piramie i Tyzbe, po to, by podczas pokazu dać nogę przez dziurę pod sceną. Ten przewrotny i nawet nieco ryzykowny wątek (podczas premiery na widowni siedzieli przedstawiciele służb więziennych) kończy się sceną, w której osadzeni biorą towarzyszące im aktorki jako zakładniczki i odczytują listę realnych i absurdalnych żądań. Znalazły się wśród nich między innymi: "widok na wolność, podwójny chleb na śniadanie, trzy razy w tygodniu zajęcia teatralne, odblokowanie stron pornograficznych, klamki do drzwi, codzienne wyjścia na siłownię i zmiana instruktorek na młodsze, kuwetki i żwirek dla kotów i lepszy pokarm dla rybek". Kończąc odczyt, aktor opuszcza kartkę z żądaniami i mówi: "A ostatnie żądanie to prośba, żebyście się po odsiedzeniu naszej kary tak na nas patrzyli, jak dzisiaj wieczorem".

Podczas przerwy na papierosa pytam jednego z aktorów, jak się czuje w pokoju, gdzie za niezakratowaną szybą jest prawdziwy las. Myśli chwilę i mówi, że nie ma słów na to uczucie. "Nie do opisania" - powtarza kilkakrotnie.

Problem języka w spektaklu Zapalonych okazał się sprawą fundamentalną. To Puk, grany przez młodą aktorkę, jest tu mediatorem między światem więźniów i widzów - ludzi na wolności. Puk tłumaczy widzom złożony język, którym posługuje się część bohaterów przedstawienia. Gwara więźniów, czyli grypsera, odnosi się do hermetycznego i silnie zhierarchizowanego świata aresztu. Nazywa przedmioty i codzienne sytuacje występujące w tym, niedostępnym dla większości, świecie. Ze względu na zamkniętą strukturę więziennych społeczności w każdym areszcie wytwarza się osobny zbiór grypserskich pojęć, które ewoluują tak dynamicznie, że stworzenie ich uniwersalnego słownika byłoby niemożliwe. We "Śnie nocy letniej" Zapalonych, jak mało w którym teatrze, dochodzi do czegoś, o czym chyba - cytując fragment dialogu napisanego przez osadzonych - nawet Szekspirowi się nie śniło. To piękna próba osiągnięcia kontaktu, przeżycia wspólnoty języka, a przez to autentyczne spotkanie aktorów z widzami.

W tym sensie pierwszy spektakl Zapalonych (w planach twórców są dalsze realizacje projektów z udziałem społecznie wykluczonych - m.in. niepełnosprawnych, chorych, bezdomnych) jest wielkim sukcesem realizatorów - Lewickiej i Jeża - ale przede wszystkim biorących w nim udział osadzonych. Są oni bezpretensjonalni: z lekkością i dowcipem, ale uczciwie i bez zbędnego dramatyzowania, mówią własnym językiem o swojej sytuacji.

Ambitny projekt Dariusza Jeża, którego pierwszym owocem jest poruszający i ważny "Sen nocy letniej", obala stereotyp teatru więziennego - pseudoresocjalizacyjnej wydmuszki służącej wyłącznie stwarzaniu pozorów. Należy mieć nadzieję, że waga tego projektu zostanie zrozumiana i doceniona przez właściwych ludzi oraz instytucje, a pojedynczy przypadek przerodzi się w zjawisko.

***

Zapaleni.org

William Shakespeare

Sen nocy letniej

koordynacja: Dariusz Jeż, Łukasz Pruchniak

reżyseria: Joanna Lewicka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji