Artykuły

Smutek Międzynarodowego Dnia Teatru

Smutny był ten Międzynarodowy Dzień Teatru. Fakt, przypadł w czasie Wielkiego Tygodnia. Dzień wcześniej telefon od Żuka Opalskiego - "Jurek Nowak nie żyje" odblokował pamięć o tamtej, wszak nieodległej, chwili - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Oto w Teatrze STU, przed premierą "Wyzwolenia" witałem się w foyer z Jurkiem. Bo od paru lat Wielki Aktor był zaszczytnie dla mnie Jurkiem. Poznaliśmy się jeszcze w latach 80., mieszkając po sąsiedzku, za sprawą innego krakowskiego aktora, Janka Prochyry. Pamiętam pierwszą dużą rozmowę do "Dziennika"; Jerzy Nowak tak rzadko udzielał wywiadów... Potem pp. Nowakowie zmienili mieszkanie, ale nasze kontakty, za sprawą właśnie Żuka, nie osłabły. Odwiedzałem Jurka i jego uroczą żonę, aktorkę Marię Andruszkiewicz w ich nowym mieszkaniu - przy ulicy Antoniego Fertnera. "To mój ulubiony aktor, miałem przyjemność i zaszczyt nie tylko go znać, ale i z nim występować na scenie w Maturzystach"; on był profesorem gimnazjalnym, ja uczniem, zakałą klasy... I oto po latach szok - mieszkam przy ulicy noszącej imię tego wspaniałego aktora" - mówił mi Jerzy Nowak. A potem Jurek z Marysią, po spędzonych wspólnie blisko 30 latach, wzięli kameralnie ślub. Towarzyszyłem im wtedy w krakowskim kościele św. Krzyża. Niestety, w sierpniu 2010 roku Marysia odeszła. Pozostała ich wspólna "Książka o miłości". I oto w STU, przy okazji "Wyzwolenia", przywitawszy się serdecznie z sędziwym aktorem, wyraziłem radość, że za pół roku, był 20 grudnia, spotkamy się w STU na jego 90. urodzinach. Słów nie pamiętam, ale znak zapytania, jaki postawił w tej sprawie Jurek, był wyczuwalny. Złowieszczą odpowiedź przyniósł wtorkowy telefon Żuka.

To był smutny Międzynarodowy Dzień Teatru. W Klubie Aktora spotkanie z okazji 10. rocznicy działalności Stowarzyszenia "Sezony Teatralne", na które zaprosił szefujący mu obecnie Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej. Na sali poza nim jakże wpisani w kulturę: Franciszek Gałuszka, Wiktor Herzig, Ryszard Melliwa, Józef Opalski, Krzysztof Orzechowski, Jacek Popiel, Bogdan Tosza, Adolf Weitschek... Skrzyknęli się przed laty - byli jeszcze Grażyna Karaś, zmarła jakże przedwcześnie, Przemysław Śliwa, Stanisław Zajączkowski - by wnieść w Kraków zdarzenia kulturalne przykrojone do własnych pragnień, do swego gustu. "Udało się sprowadzić do Krakowa wiele z moich fascynacji teatralnych" - napisał teraz Żuk Opalski. I tak powstały "Dedykacje", festiwale przybliżające Moliera, Matsa Eka, Czechowa, Becketta, Brechta, był Festiwal Wyspiański i Dramaty Narodów, poświęcone polskiemu dramatowi romantycznemu i, cztery lata później, Słowackiemu. Wydany teraz piękny folder przypomina te wydarzenia; aż się wierzyć nie chce, jacy artyści wystąpili w Krakowie: Compagnie M. zaprezentowała choreografię Maurice'a Bejarta, kolejny raz zachwycał Sankt-Petersburski Teatr Baletu Borisa Ejfmana, mediolański Piccolo Teatro przedstawił Becketta w reżyserii legendarnego Giorgio Strehlera, Milva śpiewała Brechta, Berliner Ensemble pokazał "Karierę Artura Ui" z Martinem Wuttke w roli tytułowej, Teatr Komedija z Zagrzebia - "Chorego z urojenia", którego wyreżyserował Jifi Menzel...

Długo by wyliczać, przypominać. Bo wspomnienia zostały, tylko nie ma tych festiwali, nie ma od lat Krakowskiej Wiosny Baletowej. Zostali również ludzie, tylko jakoś mają wrażenie, że cud już się nie powtórzy, że miasto z ich, in gremio, kompetencji i entuzjazmu czerpać nie zamierza.

A za jak śmieszne nieraz kwoty przyciągano światowe nazwiska, za jak niewielkie sumy powstawały te festiwale, gdzież im do przepychu Krakowskiego Biura Festiwalowego.

To były smutne dni. I jak tu teraz wołać alleluja...? .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji