Artykuły

Hanka, Jarzyny fanka

Hanna Gronkiewicz-Waltz nie ma zielonego pojęcia o kulturze. Wielokrotnie udowodniła, że jest zwykłą księgową dla której publiczne teatry są tylko słupkiem w exelu. Nigdy nie rozumiała i nie zrozumie, bo najwidoczniej przerasta to jej możliwości intelektualne, czym dla Warszawy i polskiej kultury jest TR. Jaki ma w rządzonym przez siebie mieście skarb - pisze Mike Urbaniak na swoim blogu Pan od Kultury.

Bartosz Szydłowski, dyrektor krakowskiej (chociaż nie wiem czy nie powinienem napisać nowohuckiej) Łaźni Nowej, umieścił niedawno na Facebooku skan listu, który otrzymał od przewodniczącego tamtejszej Rady Miasta Bogusława Kośmidra. W liście czytamy: "W imieniu Rady Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa oraz własnym pragnę przekazać najserdeczniejsze gratulacje w związku z otrzymaniem przez spektakl 'W imię Jakuba S.' trzech nagród XV Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej 'Interpretacje'. [...] Za pośrednictwem Pana Dyrektora swoje chapeau bas kieruję pod adresem reżyserki, twórcy sztuki, zespołu aktorskiego oraz wszystkich tych, którzy przyczyniają się do wielkiej burzy oklasków, która rozlega się na zakończenie spektaklu. Raz jeszcze - wielkie gratulacje!". Pomijając to czy pan przewodniczący sam to napisał czy też nie - gest został wykonany. Docenienie przez ważnego miejskiego polityka sukcesów publicznego teatru warte jest odnotowania. Jednak można zachować się z klasą i poświęcić chwilę na kulturę. Rzeczywiście, chapeau bas.

Niedawno do Teatru Polskiego w Bydgoszczy przydreptał prezydent tegoż miasta, żeby pogratulować uroczyście dyrektorowi Pawłowi Łysakowi i jego zespołowi artystycznych sukcesów. Prezydentowi ktoś doniósł, że jego teatr został bardzo wysoko oceniony w dorocznym podsumowaniu sezonu miesięcznika "Teatr", że Polski uważa się za czołową krajową scenę. Rafał Bruski nie tylko pofatygował się do podległej sobie instytucji, ale przyniósł także czek na 200 tysięcy złotych. To nagroda za sukcesy. Powstanie za to jesienią dodatkowa, duża premiera. Bardzo fajny gest. Chapeau bas.

Kiedy robiłem niedawno do "Przekroju" wywiad z Piotrem Kruszczyńskim, dyrektorem Teatru Nowego w Poznaniu (rozmowa ukaże się 8 kwietnia), ten pokazał mi egzemplarz "Poznańskiego Informatora Kulturalnego", w którym prezydent Poznania wydrukował recenzję zobaczonego w Nowym spektaklu Radosława Rychcika "Dwunastu gniewnych ludzi". Ryszard Grobelny napisał: "Kulturalne wydarzenia nie odbywają się w oderwaniu od rzeczywistości. Przekonałem się o tym dość boleśnie podczas premiery spektaklu Teatru Nowego 'Dwunastu gniewnych ludzi'3. Wybrałem się na to przedstawienie jako gorący miłośnik filmu Sidney'a Lumeta - filmu o potędze demokracji, która sprawia, że suma pojedynczych ludzkich doświadczeń może się przełożyć na społeczne dobro. Ze sceny na scenę rosło jednak moje zdumienie: ta sama historia, ci sami bohaterowie, te same teksty - a jednak nic się nie zgadza. Po scenie miotało się dwunastu wściekłych, sfrustrowanych, zakompleksionych mężczyzn. Było głośno, nerwowo, chaotycznie. Zaczęło mnie to drażnić, a nawet złościć. Po wszystkim uświadomiłem sobie jednak, że w takim odczytaniu tekstu Reginalda Rose'a jest głeboki sens. Takie widzenie bliższe jest, w gruncie rzeczy, prawdzie o demokracji. Kiedy patrzymy na naszą polityczną debatę, [...] trudno oprzeć się wrażeniu, że jej uczestnicy wcale nie dążą do społecznego dobra. Większość z nich daje ujście swoim pojedynczym złościom, pojedynczym frustracjom, pojedynczym kompleksom - dokładnie tak, jak dwunastu przysięgłych ze sceny. Zostałem po tym spektaklu z kilkoma pytaniami [...]". I znów, nieważe czy Grobelny napisał to sam czy tylko podpisał. Mamy głos prezydenta, który publicznie wypowiada się o teatrze. Chapeau bas.

Kiedy pojechałem na "Betlejem polskie" Wojciecha Farugi do Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, bileterka mnie poinstruowała, żebym się przesunął o dwa fotele, bo tu będzie siedział pan prezydent z żoną. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka minut później zobaczyłem Romana Szełemeja z małżonką zajmujących swoje miejsca. Spektakl im się ewidentnie nie podobał, tak wnioskowałem po wykrzywionych twarzach pary prezydenckiej (szczególnie, kiedy opowiadano ze sceny dowcipy o Matce Boskiej), ale siedzili twardo, trzymali fason. Chapeau bas.

Te pierwsze z brzegu przykłady przyszły mi do głowy po przeczytaniu w "Polityce" wywiadu Jacka Żakowskiego z Grzegorzem Jarzyną o tym, że Jarzyna nie jest już dyrektorem TR Warszawa (odmawia podpisania nowego kontraktu), a sam teatr jest powoli wykańczany przez ekipę Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pani prezydent już drugą kadencję niszczy systematycznie, przy pomocy swoich urzędników (wiceprezydenta Włodzimierza Paszyńskiego i dyrektora Biura Kultury Marka Kraszewskiego), stołeczne życie kulturalne, a szczególnie teatralne. Warszawskie sceny (mówię tylko o miejskich), których jest obecnie osiemnaście to chyba najbardziej zaniedbane, niedofinansowane, niedoinwestowane i zapuszczone instytucje kulturalne w Polsce. Gronkiewicz-Waltz (a także jej partyjny podwładny minister kultury Bogdan Zdrojewski) podkreślają nieustannie, że żadne miasto na świecie nie prowadzi tylu teatrów. To prawda. Tylko co z tego wynika? Co wynika z prowadzenia osiemnastu, w większości marnych, teatrów? Warszawie by wystarczyło dziesięć miejskich scen, ale dobrze zarządzanych, odpowiednio sprofilowanych i przede wszystkim posiadających budżet na produkcję spektakli, bo parafrazując słowa Kazimierza Dejmka: dupa jest od srania, a teatr jest od grania.

Hanna Gronkiewicz-Waltz nie ma zielonego pojęcia o kulturze. Wielokrotnie udowodniła, że jest zwykłą księgową dla której publiczne teatry są tylko słupkiem w exelu. Nigdy nie rozumiała i nie zrozumie, bo najwidoczniej przerasta to jej możliwości intelektualne, czym dla Warszawy i polskiej kultury jest TR. Jaki ma w rządzonym przez siebie mieście skarb. Jak ogromną rolę odgrywała i odgrywa ta scena. Nie ma pojęcia, że stworzenie teatru, który byłby prestiżowym adresem nie tylko na mapie Warszawy czy Polski, ale Europy, zdarza się nieczęsto. Jaki to jest wstyd dla Warszawy, że Grzegorz Jarzyna musi udzielać tych w gruncie rzeczy upokarzających wywiadów, że ktoś taki jak Marek Kraszewski, który nie będzie nigdy nawet przypisem w Wikipedii, ciurla nieustannie Grzegorza Jarzynę, o twórczości którego powstają i będą powstawać opasłe tomy.

Wymienieni przeze mnie powyżej samorządowcy nie różnią się pewnie zbytnio od Hanny Gronkiewicz-Waltz. Są politykami, więc większość ich działań wynika z politycznej kalkulacji, piarowskiego instynktu, reakcji na działania doradców, speców od wizerunku. Bo czy Bogusław Kośmider jest fanem Moniki Strzępki? Wątpię. Czy Rafał Bruski pochwala linię repertuarową Teatru Polskiego? Wątpię. Czy Ryszard Grobelny pokochał Radosława Rychcika? Wątpię. Czy Romanowi Szełemejowi podobało się "Betlejem polskie". Wątpię. Ale wszyscy oni wiedzą, że są takie instytucje kultury, wydarzenia, ludzie, których trzeba doceniać, szanować i wspierać.

Czy Hannie Gronkiewicz-Waltz podobał się ostatnio jakiś spektakl TR Warszawa? Może "Nietoperz" Kornéla Mundruczó albo "Miasto snu" Krystiana Lupy? Czy pani prezydent była w ogóle kiedykolwiek na jakimkolwiek spektaklu w swoim czołowym teatrze? Odpowiedź znamy chyba wszyscy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji