Artykuły

Zapraszany do piwnicy

"Podróż zimowa" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru Powszechnego w Łodzi na Festiwalu Sztuk Przyjemnych Nieprzyjemnych. Pisze Mike Urbaniak na swoim blogu.

Może raz w roku zdarza mi się obejrzeć spektakl, który mnie kompletnie zachwyca. Tak właśnie jest z "Podróżą zimową" Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego. Jest zachwycająca. Piękna, mocna i bezlitosna.

Zacznę od scenografii, bo jest ona doprawdy arcydziełem. To, co na scenie wyczarował Wojciech Puś jest niezwykłe. Absolutny minimalizm i czystość formy dziwnie niepokoją od początku. Krwistoczerwona, błyszcząca podłoga i wszechotaczające, półprzezroczyste, białe kotary nie zwiastują nic dobrego. Jesteśmy w sterylnej przestrzeni, w której dziać się będą rzeczy przerażające. I kiedy wydaje nam się, że już nic nas tu nie zaskoczy, puszczone w ruch kotary znikają inwazyjnie, przez środek widowni, zostawiając aktorów w surowej, lustrzanej klatce, azylu dla obłąkanych. Scena, w której ściany wprawione zostają, dzięki mocnym basowym dźwiękom, w drżenie to już po prostu majstersztyk. Mamy tu bez wątpienia spektakl, w którym scenografia i światło uzupełnione pięknymi kostiumami Konrada Parola działają na widza nie mniej niż aktorzy.

A ci są w najlepszej formie, choć było można mieć obawy jak wpłynie na całość wymieszanie zespołów Teatru Powszechnego w Łodzi, z którym Kleczewska nigdy nie pracowała z fenomenalnym zespołem Teatru Polskiego w Bydgoszczy, z którym pracowała nieraz. Okazało się, że dwójka łódzkich aktorów - Beata Ziejka i Jakub Firewicz nie odstają od swoich bydgoskich kolegów i koleżanek, a Polski wydelegował to tej koprodukcji prawdziwy dream team w składzie: Karolina Adamczyk, Małgorzata Witkowska, Julia Wyszyńska, Michał Czachor, Michał Jarmicki, Mateusz Łasowski i Piotr Stramowski. Ten ostatni, do tej pory lekko przyczajony, w końcu pokazał, co potrafi na scenie. W Hollywood by powiedzieli: a star is born!

"Podróż zimowa" Mai Kleczewskiej do najpierw parę uderzeń w podbrzusze, a potem wyprute bebechy. To do szczętu obrzydliwa morda patriarchatu, seksualna przemoc w dusznej piwinicy, ojciec gwałcący córkę (niezwykle przejmująca Julia Wyszyńska), oferowane przez ociekającego testosteronem idola, uzależnionego od seksu króliczka bzykanko. Kleczewska zabiera nas w świat urojeń, niezdrowych relacji między dziećmi i rodzicami, dewiacji i obłędu. W świat, w którym człowiek boi się przytulić pluszaka. Do pozornie pięknego salonu, który zamienić się może szybko w śmierdzącą i pełną seksualnej przemocy piwinicę.

O tej piwinicy, a raczej piwinicach mówi nam nieustannie Jelinek. Grzebie, rozdrapuje, odrywa strupy. Ale my nie chcemy już o tym słuchać. Chcemy, żeby przestała, żeby wreszcie przestała i swoją podróż zimową zakończyła pod lodem, gdzie jej miejsce. Podobnie jest ze spektaklem Kleczewskiej. Nie chcemy oglądać, jak córka dławi się wielkim penisem swojego ojca. Nie, nie chcemy. Przecież takie rzeczy dziać się nie mogą. Przynajmniej nie na naszych oczach. Od tego są dźwiękoszczelne piwinice, o których istnieniu też nie chcemy wiedzieć.

Bardzo mnie ta "Podróż zimowa" poruszyła. Cały czas o niej myślę. To bez wątpienia najlepszy spektakl Mai Kleczewskiej jaki widziałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji