Artykuły

Hamlet między żartem a szałem

Teatralny bramostrzelny napastnik Jan Klata bombarduje scenę Schauspielhaus w Bochum ogromną dawką cytatów i skojarzeń - pisze po premierze "Hamleta" Sarah Heppekausen we Frankfurter Rundschau.

Hamlet to człowiek noszący ciężkie brzemię. Najbardziej charyzmatyczna z postaci Szekspira to bohater tragedii miłosnej i krucjaty odwetu, otchłani rodzinnej i historii wojennej, diagnozy społecznej i tragedii indywidualnej, nawiedzeń przez duchy i aktów wyobraźni. Czasami wydaje się, że głowa Hamleta powinna niemalże pęknąć od tych wszystkich refleksji na temat przystawalności do świata. U Jana Klaty jest on nie tylko dźwigarem teatru światowego (przy czym w tym kontekście słowo "tylko" musi zabrzmieć jak kpina), on dźwiga na ramionach cały ciężar interpretacji dramatu na przestrzeni wieków.

"Byłem Hamletem", mówi na samym początku czyli od razu obcym tekstem, cytatem z hermetycznego utworu inspirowanego Szekspirem "Hamlet Maszyny" Heinera Müllera. Następnie deszcz książek zmusza go do upadku na kolana, Hamleta uderzają w plecy spadające na niego jak zarzut interpretacje jego życia. W mikroskopijnym stopniu zniekształcane głosy w jego głowie, szarpiące nerwy, to w tym spektaklu wciąż głosy interpretacji, które obciążają Hamleta. Słowa, słowa, słowa są pozbawione znaczenia, gdyż przez wszystkie te stulecia zostały już dawno zinterpretowane we wszystkich możliwych kierunkach.

A Jan Klata - w swojej ojczyźnie, Polsce, jest gwiazdą reżyserii, w styczniu objął dyrekcję Starego Teatru w Krakowie - wchodzi w to. Teatralny bramostrzelny napastnik bombarduje scenę Schauspielhaus w Bochum ogromną dawką cytatów i skojarzeń. Tak jakby chciał odwzorować wszelkie matactwa tego świata, które czynią szekspirowskiego Hamleta tak melancholijnie zmęczonym. Wszystko już widział, wszystko już kiedyś słyszał - taka pobrzmiewa w tym nutka. Listy miłosne, które Hamlet pisze do Ofelii, to teksty piosenek U2 lub Jamesa Blake'a. Najwyższy mąż stanu i ojciec Ofelii Poloniusz (Jürgen Hartmann) niczym trener sportowy zapędza swoje dzieci do ćwiczeń. Bettina Engelhardt jako królowa to matka z przerażającej krwawej bajki. Jej metrowej długości włosy w kolorze pomarańczowym mają tak krzykliwy wygląd, jak przenikliwie brzmi czasem też jej głos. Swojemu jąkającemu się świeżo upieczonemu mężowi (Andreas Grothgar) pomaga znaleźć odpowiednie słowa, szczypiąc go w tyłek. To się wszystko szybko komponuje w teatrze pop: "Poloniusz - Polska - pośladek".

Te postaci to jaskrawo kolorowe konotacje w kosmosie Hamleta. One są chórem w jego niewyczerpanym strumieniu świadomości. Dimitrij Schaad wykrztusza swoich partnerów na scenie jak dręczące go duchy. Jego Hamlet ma skłonność do przeskoków w fabule, przywiązuje Ofelię (Xenia Snagoski w tej roli to wycieńczona balerina o wysokim współczynniku cierpienia) do drążka baletowego albo chce zgwałcić swoją matkę. Hamlet jest jedyną postacią w tym spektaklu, która nie pracuje jedynie na powierzchni. Jego dowcip nigdy nie jest pozbawiony szału.

Ale pytanie o być albo nie być ten Hamlet może zadać już tylko na innym poziomie. Jego monolog mówiony był już tysiąc razy. On o tym wie, dlatego go reżyseruje. Następuje po nim gówno zwane sztuką. Hamlet jest artystą performerem a la Hermann Nitsch, rozsmarowuje farbę na swoim ciele i na plastikowych płachtach. Jeżeli wszystko to tylko pozory, to sztuka teatralna, która ma zdemaskować króla jako bratobójcę, nic już nie może wskórać. Brak realistycznego dna, wszystko to tylko pop, wszystko gra. Hamlet to czysta postać stworzona przez sztukę, zgrana na śmierć. Szkoda.

Przekład Iwona Nowacka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji