Artykuły

Gry wojenne - ostatni tom "Dzienników" Mrożka

Tak więc: dokonało się. Wraz z publikacją zapisów z lat 80. mamy już wszystkie trzy tomy "Dziennika" Sławomira Mrożka i można zacząć zastanawiać się, co z nim ("Dziennikiem", rzecz jasna, nie Sławomirem Mrożkiem, któremu wypada życzyć zdrowia, pieniędzy i poczesnego miejsca w historii literatury) począć i jak się wysłowić, gdy kto zapyta, czy warto brnąć przez przeszło dwa tysiące stron Mrożkowego diariusza - pisze Marcin Sendecki w Gazecie Wyborczej.

Pytanie jest poważne - i nie jest nowe. Już trzy lata temu, gdy wydano pierwszy tom "Dziennika" (z okresu 1962-69), zaczął się spór, czy mamy do czynienia z "literackim wydarzeniem dekady", czy też wydawniczym nieporozumieniem, na które należy utyskiwać, rozumiejąc wszakże merkantylne względy, które skłoniły klasyka do wyprzedaży czegoś, co niekoniecznie winno być upublicznione. A był to tom bodaj najciekawszy, najbardziej przekonywający, najbardziej instruktywny - przynoszący notatki 30-letniego pisarza, który decyduje się na emigrację, rozpoznaje się w nowym świecie, zmaga z (po trosze patronującym mu) Gombrowiczem, uczy się, chłonie niedostępne w PRL-u lektury, walczy o siebie jako człowieka i artystę, raz po raz nurzając się w mrokach swej jaźni.

Tom drugi (z lat 70., wydany przed rokiem) stał się rzeczywiście czymś w rodzaju wydarzenia dekady, bo nie przypominam sobie, by wobec jakiegokolwiek innego żyjącego klasyka wyrażano żal, że zdecydował się na wydanie swej książki - na przykład dlatego, że okazuje się w niej egocentrykiem niedostrzegającym świata poza sobą samym, a także mizoginem (skądinąd wielce łasym na kobiece wdzięki), materialistą i megalomanem, a co najgorsze, nudziarzem (dramatycznie streszczam tu recenzję Romana Pawłowskiego z "Gazety") - i trudno zaprzeczyć, by były to zarzuty kompletnie bezzasadne.

Po wydaniu tomu trzeciego nie jest lepiej - nieśmiałe apologie przesłaniają opinie (np. prof. Jerzego Timoszewicza i Janusza Majcherka), że lepiej byłoby dla Mrożka i dla nas, gdybyśmy tego wszystkiego nie czytali, gdyby Mrożek lub wydawca zdecydowali się na smaczny, kilkusetstronicowy wybór z całości "Dziennika" i dali spokój całej reszcie.

Sto mrówenów

Skoro jednak pisarz zrobił, co zrobił, niespecjalnie owocne jest nawet tropienie motywów jego decyzji. Wydał, bo mógł? Bo chciał ujawnić "prawdę o sobie" albo "skomplikować swój wizerunek"? Bo ciekaw był, co się stanie? Pewnie tak, pewnie wszystkie odpowiedzi są prawdziwe, także ta zahaczająca o finanse (na jednym z Mrożkowych rysunków człowieczek duma nad mrówką: "Ciekawe, o czym taka mrówka myśli?", "Skąd by tu pożyczyć sto mrówenów" - odmyśliwa na to rysunkowa mrówka). W jednym z późniejszych felietonów Mrożek (czy tylko ironizując?) powiada w finale: "Jestem zbyt prymitywny, żeby być hipokrytą" - i zdanie to dziwnie mi do "Dziennika" i wrzawy wokół niego pasuje.

Na tym rozważania o autorskim geście jego wydania można chyba zawiesić. Niektórzy będą go sobie czytać na wyrywki (sekundując Mrożkowi bądź krzywiąc się na niego), nieliczni spróbują dać kiedyś jakąś krytycznoliteracką czy biograficzną syntezę. W każdym razie dobrze poinformowani twierdzą, że więcej tomów "Dziennika" nie będzie. Przygotowywane są kolejne edycje korespondencji, ale "Dziennik" kończy się tam, gdzie ostatecznie docieramy w trzecim tomie - w kwietniu 1989 roku w Paryżu, niedługo przed przenosinami do Meksyku.

Ślub bez słów

W tomie trzecim jest jednak co najmniej parę rzeczy wartych wzmożonej uwagi. Po pierwsze, po rozchełstanych emocjonalnie, pełnych alkoholu i przygód z (obsobaczanymi konsekwentnie) kobietami zapisach Mrożka 40-latka z lat 70. Mrożek 50-letni coraz bardziej czuje wiek na karku i przygotowuje się do starości, śmierci. Pisze w kwietniu 1983 roku: "Co wiadomo literaturze polskiej o: a) miłości; b) śmierci (przemijaniu). Wydaje mi się, że niewiele. Gdyby jej o tym było wiadomo, byłoby także mnie, w niej wychowanemu, coś wiadomo (...). Wchodzę ostatecznie w okres lekcji w sprawie b). Nauka jest trudna i przykra. Czy okażę się dobrym uczniem? Silniejsi ode mnie nie mogli. Nie sztuką jest pisać przed pięćdziesiątką, kiedy jeszcze człowiek nie wie, że umiera. Sztuka jest potem".

Nauka i podsumowania to także powroty do własnego "Dziennika": już wcześniej widzieliśmy pisarza czytającego swoje dawne zapisy i wystawiającego im i sobie sprzed lat różne (w zależności od chwilowego nastroju) cenzurki. W 1983 roku czyta je na powrót, analizuje, zżyma się nawet na "egotyzm" niektórych partii, by ostatecznie orzec: "W każdym razie warto było pisać dzienniki. Mimo że - jak oczekuję - nastąpią dalsze części, których znowu będę musiał się wstydzić".

Co istotne, właściwie wyparowują też z zapisu sprawy męsko-damskie. Kończy się znany z tomu poprzedniego burzliwy związek z niejaką Y. - chyba dość dramatycznie, chyba, bo Mrożek wyraźnie oświadcza, że pewnych rzeczy w swym intymnym dzienniku nie zapisuje: "Y. w szpitalu. I niech nikt nie myśli, że cokolwiek napiszę na ten temat tutaj. Dziennik intymny, mon oeil! [akurat!] To, co piszę, to jest publiczna gazeta w porównaniu z tym, co naprawdę się dzieje" (12 czerwca 1981).

A potem jest już raczej samotność. Oczywiście, od czasu do czasu pojawia się niemiła uwaga o kobietach w ogólności, ale tego rodzaju intymności brak. Nawet ślub z Susaną Osorio Rosas pojawia się w tekście jak deus ex machina i tylko jako suchy zapis, że się odbył, a potem Mrożek bodaj już w ogóle (przez prawie dwa lata!) nie poświęca żonie ani słowa.

Papież grafoman

Nie jest jednakowoż tak, że autor "Tanga" uprawia wyłącznie memento mori. Przeciwnie, od czasu do czasu rozgląda się po świecie. Niekiedy popisuje się nawet przenikliwie profetyczną uwagą. Na przykład taką: "W Niemczech odbywa się coś nowego: Niemcy zaczynają się sobie przedstawiać jako ofiary" - to z 21 lutego 1981 roku w związku z sukcesem wojennego melodramatu Rainera Wernera Fassbindera "Lili Marleen". Najczęściej ponawia swoje pryncypialne poparcie dla (jak to się kiedyś mawiało) Wolnego Świata, surowo piętnując każdy przejaw relatywizacji komunistycznej nikczemności i absurdu: "Więc już i papież nasz drogi jest przekonany, że kapitalizm = socjalizm, a oba złe. Tak powiedział w Ameryce Łacińskiej. (...) Czy papież nasz drogi nie rozumie, co mówi? Podejrzewam, że nie rozumie. Papież - jako uboczne zajęcie - był grafomanem, a grafomania to potęga. Raz grafoman - zawsze grafoman" (24 kwietnia 1983). (Co chyba przesądza, że pomników Sławomira Mrożka prędko w Polsce nie zobaczymy).

A skoro nawet Jan Paweł II wydaje mu się za miękki, łatwo się domyślić, że Mrożek pozostaje absolutnie nieczuły na wdzięk "mniejszego zła" i normalizacji rodzinnego kraju pod rządami generała Jaruzelskiego.

Mrożek generał

Może najdziwaczniejsze w tym wszystkim jest to, że w połowie dekady Mrożek odkrywa w sobie nową pasję: komputerowe gry wojenne. (Bronią zajmuje się także w realu, bywa na strzelnicy, to i owo ma w domu, raz czy dwa, raczej niezobowiązująco, rozważa nawet samobójstwo). Coraz częściej więc trafiamy na mordercze passusy typu: "Pomyłka taktyczna: zamiast wysłać PzKw III J przeciwko US M10 GMC zaczajonemu za laskiem, należało tam wysłać panterę" (11 grudnia 1987) albo 4 czerwca 1986: "ASL, scenariusz nr 3. Wszystko jest gotowe do ostatecznego szturmu na fabrykę (Rostów, 28 lipca 1942). Cztery PzKfwIV są na pozycjach przed wjazdem do budynku K2. Ale Niemcy mają mało czasu. Uda się im, zanim gra się skończy? Gra toczy się dalej" - i dość blisko robi się do wykrzyknięcia, że to wszystko "jak z Mrożka"! Z czego on sam pewnie zdaje sobie sprawę.

Bo gdyby tak nie było, zostawiłby nam w "Dzienniku" pewnie bardziej solenne przesłanie, niż to sformułowane 13 czerwca 1986: "Bushmills, zdaje się, mniej kaca zostawia niż jack daniel's. (Tyle mam do powiedzenia potomnym. Proszę to traktować jako summę doświadczenia życiowego i mój testament)". Dobre i to.

***

"Dziennik, tom 3, 1980-1989"

Sławomir Mrożek

Wydawnictwo Literackie, Kraków

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji