Artykuły

Melancholijne memento

Leon Schiller, przygotowując w roku 1938 polską prapremierę "Naszego miasta" Thorntona Wildera, kładł nacisk na mistyczną stronę sztuki, szukał w niej tajemnicy życia pozagrobowego. Dwadzieścia lat później, we Współczesnym, uczeń Schillera Erwin Axer pragnął dotknąć raczej tajemnicy życia doczesnego. Jeżeli szukać podobnie lapidarnego określenia tematu kolejnej inscenizacji utworu - na tej samej scenie, czterdzieści lat później, podpisanej przez ucznia i spadkobiercę Axera Macieja Englerta - to pewnie trzeba by powiedzieć coś o tajemnicy przemijania, o ludzkich złudzeniach, tak przecież ulotnych, gdy z kosmicznej perspektywy spojrzy się na krzątaninę w jednym z milionów "naszych miast" i osad. O nieodwracalności niczego w życiu i o wieczności jako wyjętej z czasu poczekalni, gdzie wszystkie nasze dzienne sprawy obojętnieją do nieskończoności. Przemijaniu poświęcona była już parę miesięcy temu inna sztuka Wildera przygotowana przez Englerta: "Długi obiad świąteczny"; "Nasze miasto" dźwięczy podobnym tonem stoickiej melancholii, choć odautorskie memento jest tu nie tak dyskretne, raczej dobitne (zapewne dzięki osobowości scenicznej Zbigniewa Zapasiewicza, dominującego w roli reżysera-demiurga nad całym tym światem). Może nieco drażnić wolny, uroczysty tok przedstawienia; swoista celebra poczciwego życia Grovers Corners, aż prosząca się o najdelikatniejszy choćby cudzysłów. Nic się na to jednak nie poradzi: taki właśnie, solenny i celebrowany jest dzisiejszy Współczesny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji