Artykuły

Siatki miłości czyli Fredro w Rozmaitościach

Przyzwyczajeni do eksperymentów z klasyką, byliśmy jednak pewni, że hrabia Aleksander Fredro może spać spokojnie. Spokój ten zakłócił niepozorny brunet z czarnym wąsikiem, któremu zawdzięczamy tę rewolucję. Bo jakże inaczej nazwać to, co z tekstem "Ślubów panieńskich" dokonał Grzegorz Jarzyna na deskach Teatru Rozmaitości.

Jak udało się Anieli roz­kochać znudzonego Gusta­wa, jak Gustawowi okieł­znać wyemancypowaną Kla­rę, jak reżyserowi zrytmizować sztukę i roztań­czyć zespół - to po prostu trzeba zobaczyć. Przez dwie godziny, bez przerwy, z za­partym tchem śledzimy doskonale znaną nam fabułę, by w finale zrobić zawrotny krok w nowe tysiąclecie. Te inscenizacyjne fajerwerki wzbudzają wątpliwością u miłośników tradycji. Nie podoba się im: ignorowanie średniówki wiersza, niekon­wencjonalne kostiumy, za­bawna ilustracja muzyczna, śmiały finał, w którym akto­rzy w "pożarze zmysłów" gubią niektóre szatki. Nie ma jednak w tej żywiołowej zabawie nic wulgarnego, dwuznacznego, czy nie­smacznego. Jarzyna, nieza­leżnie od przypisywanej mu na wyrost interpretacji, de­klaruje uparcie, że w tekście Fredry urzekła go jedynie siła czystej, prawdziwej mi­łości, która zdolna jest poru­szyć ciała i dusze zarówno prowincjonalnych panienek, jak i zblazowanych łowców posagów. Wystarczy się jej poddać. Ów "magnetyzm serca" - taki tytuł wybrał dla swego spektaklu Jarzyna - jest stary jak świat i żadne kolejne tysiąclecia nie nadkruszą tej magii, której ta­jemnicy poddajemy się bezwiednie i z ochotą. Zmieniać się będą jedynie rekwi­zyty. Magii reżysera zaś nie oparli się zarówno młodzi, jak i doświadczeni aktorzy: Jarzyna po raz kolejny udo­wodnił, że pomysłów na te­atr mu nie brakuje, a w do­datku takich, za pomocą których -"kupuję się młodą widownię".

To, co nie udało się in­nym, udaje się Jarzynie: na­pełnić teatr, wystawiając klasykę bez dopisywania autorowi kupletów, bez ko­kietowania natrętnymi alu­zjami. Młody reżyser wpisu­je się gdzieś między Ha­nuszkiewiczem z jego nie­gdysiejszymi prowokacjami artystycznymi (dwie kolejne "Balladyny"), a nurtem inte­lektualnej prowokacji rodem z Grzegorzewskiego. Sam zapewne nie podpisałby się pod żadnym z tych nazwisk, wybierając własną drogę.

Obsypywany nagrodami i inwektywami, wydaje się wsłuchiwać w nurt naszych czasów także po to, by pro­wokować dyskusję o tym, co ważne, a na co chętnie zama­kamy oczy. Przeprowadzić przez mielizny życia i sztuki to zadanie młodych twórców. Ale najpierw trzeba zdobyć publiczność. I udowodnić, że teatr nie jest zbędnym relik­tem przeszłości. Pozostaje jeszcze wymienić obsadę: Magdalena Cie­lecka, Maja Ostaszewska, Cezary Kosiński, Zbigniew Kaleta - to młodzi aktorzy, którzy każdą nową rolą po­twierdzają aktorską klasę. Z ochotą wpisuje się w ten ze­spół młody duchem, ale wy­trawny warsztatem Janusz Michałowski. I jeszcze jed­no: na afiszu nie znajdziemy nazwiska Grzegorza Jarzy­ny. Tym razem ukrył się pod pseudonimem Sylwii Torsh. Czyżby tylko kobieta mogła docenić należycie wdzięk staroświeckich rymów mi­strza Fredry:

O, gdzie miłość stawia

siatki

Nie figlujcie moje dziatki

Bo z miłością figlów

ni ma

Jak was złapie,

to zatrzyma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji