Hrabia Henryk zwycięża w Legnicy
Zrealizowana w legnickim Teatrze Dramatycznym ,,Nie-Boska komedia" warta jest obejrzenia z trzech powodów. Są to: klarowny układ tekstu i istotne dla końca lat osiemdziesiątych przesłanie, ogólnie przyzwoity (przy nie najlepszym w końcu zespole) poziom wykonania oraz (mająca szansę stać się autentycznie wielką) tworzona przez Mariana Czerskiego rola Hrabiego Henryka.
Podstawowym tropem interpretacyjnym stał się dla reżysera - Józefa Jasielskiego - pomysł Krasińskiego, by ,,Nie-Boską komedię" uczynić środkową częścią trylogii. Trylogia owa - jak wiadomo - opowiadać miała o trzech epokach rozwoju ludzkości; ostatnia, właśnie nadchodząca, byłaby tą, w której ,,ludzie westchnęli ku zgodzie i jedności", tu powrócić ma ocalony przez "Duchy Pańskie" Hrabia Henryk. Cząstkowym urzeczywistnieniem zamysłu jest "Nie-Boskiej komedii część pierwsza", czyli tzw. ,,Niedokończony poemat" (opisanie młodzieńczych lat Hrabiego) oraz "Przedświt" - optymistyczna zapowiedź oczekiwanego świata. Warto przy tym przypomnieć, że utwór ten nazywał Kleiner "poematem szczęścia /.../, radosnym, triumfalnym hymnem narodowym, stworzonym na tle straszliwej tragedii narodowego męczeństwa".
Spektakl otwiera sekwencja oparta na fragmentach "Niedokończonego poematu" (scena "Weneckie podziemia"). W atmosferze weneckiego karnawału Bankier Książę przedstawia Hrabiemu Henrykowi spacerujących przebierańców. Hrabia krytycznie ocenia weselące się towarzystwo; surowość wypowiadanych ocen pozwala domyślać się, że wiele w życiu przeszedł i wie, co to wybór ostateczny, nie jest - jak u Krasińskiego - poznającym świat młodzieńcem. Stąd brak w jego słowach jakiejkolwiek pobłażliwości wobec beztroskich uczestników maskarady; "Dopóki po waszych rynkach chodzą obce najezdniki przy pałaszach u boku, a z pychą na czole, to wam nie za arlekinów się przebierać, ale w milczeniu wybohaterzać się na dawnej Rzeczypospolitej mścicielów" . Spośród przechodzących dam jedna szczególnie zwraca jego uwagę. Jakby na usprawiedliwienie tego faktu, ni to do Bankiera Księcia, ni to do siebie mówi; "Dziwak ze mnie - nie lubię żon! Idźmy dalej! Ja już gdzieś tę postać powietrznianą spotkałem - ale gdzie, gdzie?" To jakby przywołuje przeszłość. Henryk zaczyna śnić, ponownie przeżywać, oglądać niby na taśmie filmowej kolejne sekwencje swego życia.
Od tego momentu na scenę wkracza tekst "Nie-Boskiej komedii", przedstawiane są dzieje bohatera. W opowieści Hrabia Henryk obecny jest nieustannie. To przecież jego życie i nawet wtedy, gdy bezpośrednio nie uczestniczy w akcji, zajmuje miejsce na proscenium i w skupieniu towarzyszy zdarzeniom, w pełni świadomych przebiegu. Nadchodzi scena finałowa. Hrabia skacze w załomy skalne i "ocalony /.../ przez duchy Pańskie" pojawia się na proscenium. Patrząc w widownię wypowiada tekst motta, którym Krasiński opatrzył dramat. Mówi spokojnie i dobitnie: "Do błędów nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie - wahanie się i bojaźń; - i stało się zatem, że zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich".
Ma prawo do takiej oceny. On już to wszystko kiedyś przeżył, a potem długie lata strawił "na rozpamiętywaniu życia i odgadywaniu innego, wyższego". Na pobojowisku Pankracy wraz z Leonardem pytają o okoliczności śmierci i ciało Henryka. Nagle jasność poraża wodza rewolucji. Podtrzymywany przez Leonarda, ostatkiem sił przyznaje zwycięstwo Galilejczykowi. Kona. A w tym czasie, gdy jeszcze usiłuje schronić się przed światłością, stojący na krawędzi sceny Hrabia Henryk powoli unosi głowę i szeroko otwartymi oczami w tąż światłość patrzy. Zwycięża.
Tak pomyślaną "Nie-Boską komedię" komponuje Jasielski w oparciu o elementy techniki filmowej. Następujące po sobie sekwencje, przedzielane wyciemnianiem świateł, w sposób przejrzysty obrazują kolejne wydarzenia. Zmiany miejsca akcji zaznaczają dyskretne elementy scenograficzne oraz oszczędny
rekwizyt. Pewna redukcja tekstu niewątpliwie upraszcza fabułę: całość zyskuje jednak na potoczystości narracji, o którą dba się, by była teatralnie efektowna. W związku z tym inscenizator popada niekiedy w nadmierną ilustracyjność (np.: kłęby kadzideł towarzyszące pojawianiu się Dziewicy, żona Doktora w szpitalu jako rzeźnik z batem tresera w dłoni), ale takie sceny jak: ślub, chrzest, upersonifikowane głosy szaleńców w sekwencji szpitalnej, wreszcie obóz sił postępowych - zmontowano czysto i precyzyjnie. Mając zresztą tę widowiskowość na uwadze, Jasielski szczególnie zadbał, by aktorskie wykonanie scen zbiorowych miało odpowiedni poziom, napięcie oraz emocjonalne zróżnicowanie.
Spośród indywidualnych dokonań aktorskich wspomnieć warto o warsztatowej rzetelności i konsekwencji w prowadzeniu postaci u Mariusza Olbińskiego (Przechrzta) i Danuty Kołaczek (Dziewica), delikatnej, prawdziwie lirycznej (nie płaczliwej) i w szczególny sposób przejmującej Mirosławie Olbińskiej (trudna rola Orcia) oraz - a właściwie przede wszystkim - o Marianie Czerskim jako Henryku. Ten niespełna trzydziestoletni aktor jest jakby urodzony do zmagania się z wielkimi czynami i problemami bohaterów romantycznych. Dowody tego dał wcześniej rolą Konrada w arcydramacie Mickiewicza, teraz w wielce satysfakcjonujący dla widza sposób tworzy postać Hrabiego. Jest skupiony, logiczny w działaniu, a jednocześnie żarliwy i pełen rzeczywistej emocji. W tak trudnych przecież chwilach pozornego bezruchu na proscenium, gdy sam niejako jest widzem, potrafi skupić uwagę publiczności emanującą z postaci siłą i swoistą hieratyczną posągowością.
Można oczywiście znaleźć w grze Czerskiego potknięcia i niedostatki - tak techniczne, jak i interpretacyjne. Jednak myśląc o nich, nie zapominajmy, że sztuka aktorska to nieustanny proces samodoskonalenia, ale - jak powiadał Juliusz Osterwa - "jedynym, co czyni z nas twórców scenicznych jest wiara. Im ona jest głębsza i poważniejsza, tym my jesteśmy więcej warci".