Artykuły

Nieboska Komedia

Warszawska prezentacja teatralna "Nieboskiej Komedii" Zygmunta Krasińskiego daje spo­sobność do stwierdzenia, że długie walki, długie rodaków spory na temat społecznej wymowy tego dramatu doprowadziły w zasadzie do pewnego wy­równania jakże odmien­nych poglądów. To pasz­kwil na arystokrację - mówili jedni, to paszkwil na demokrację - odpo­wiadali drudzy. Dzisiaj nikt z poważnych bada­czy nie podziela tak uproszczonych opinii. Dra­mat Krasińskiego odtwa­rza bowiem, według wła­snych słów poety wyra­żonych w liście do Ga­szyńskiego, "walkę dwóch pryncypiów: arystokracji i demokracji"

Która ze stron miała odnieść zwycięstwo? Na pytanie to odpowiedział obszernie Mickiewicz w prelekcjach paryskich i należało ufać jego sło­wom, gdy mówił: "Hrabia będzie swej sprawy bro­nić zacięcie, ale Pankra­cy przybył do jego domu wyzwać go i odszedł, rzu­cając nań przekleństwo. Moc będzie przy nim. Prawdy jednak nie masz ani w obozie Pankracego, ani w obozie Hrabiego; prawda unosi się ponad nimi. Zwycięstwo przeto nie może żadnej z tych dwóch stron przynieść korzyści". I w innym miejscu jeszcze wyraź­niej: "Poemat ten jest tylko jękiem rozpaczy człowieka genialnego, który widzi całą wielkość i trudność zagadnień spo­łecznych, a niestety nie wzniósł się jeszcze na wyżyny, skąd mógłby dojrzeć ich rozwiązanie".

Wygłaszając ten po­gląd, nie mógł Mickiewicz wiedzieć, że "Nieboska" by­ła w zamysłach Krasiń­skiego częścią środkową projektowanej trylogii. Część początkowa miała być "poematem młodości" Hrabiego Henryka, obra­zem czasów, w których jedni ludzie stoją przy prawach przeszłości, dru­dzy przy nadziejach przy­szłości. A pierwsze - zwierzał się poeta Delfi­nie - już niesłuszne, dru­gie jeszcze nie są słuszne. I dopiero w trzeciej czę­ści wyobrażony "wiek trzeci ludzkości - to po­stęp, wywyższenie, pokój, zgoda, rozum i uczucie po­jednane razem, to wios­na, ale harmonijna, nie w ciągłej walce jak pierw­sze."

Przytaczam te słowa nie bez ogólniejszego dla sprawy interesu. Dalsze zamysły poety - na co mniejszą zwracano uwa­gę - chociaż nie zrealizo­wane, nie pozwalają jed­nak na arbitralne osądza-

nie problematyki społecz­nej "Nieboskiej", utworu, będącego tylko częścią za­mierzonego dzieła. Któż może twierdzić, jaką wy­mowę miałby dramat w swym kształcie ostatecz­nym, skoro Krasiński, bo­gatszy o doświadczenia lat kilkunastu, jeszcze w roku 1846 chciał "konie­cznie do Nieboskiej Ko­medii się wziąć"? I chciał ją, w trzecim już termi­nie po próbach z roku 1841, poprawić i uzupeł­nić.

Z zagadnieniem słusz­ności czy niesłuszności stanowisk stron w proce­sie ukazanym w "Niebos­kiej" łączy się ściśle spra­wa scenicznego kształtu dramatu i jego teatralnej wymowy. Wiadomo, jak twardym do zgryzienia orzechem był ten problem nawet dla tak wybitnego reżysera, jak Leon Schil­ler. Stworzył on w Tea­trze im. Bogusławskiego widowisko olśniewające rozmachem i kształtem artystycznym, ale zinter­pretowane jednostronnie, na przekór intencjom twórcy. Liczne sprzeci­wy budziła również na­zbyt usilna aktualizacja dramatu. Bezpośrednio po premierze pisał Boy-Żeleński: "Narzucając nam niejako współczesność wydarzeń, potrącając analogią, teatr daje nam niby dzisiejszą rzeczywi­stość, ale dowolnie prze­kształconą, co wywołuje uczucie niemal drażnią­ce". W innym zaś miej­scu ganił "grube przeinaczenie tekstu poety", dyktowane zajadłą pasją nowinkarstwa dla samego nowinkarstwa.

W TEATRZE NARO­DOWYM oglądamy "Nie boską" w inscenizacji Adama Hanuszkiewicza. Jakie przyświecały mu cele, jak kształtowała mu się sceniczna koncepcji dramatu? W zamieszczo­nym w programie teatral­nym szkicu "Od reżysera" odnajdujemy dla siebie jedną - jakże celną przecie - wskazówkę. Pisze tam Hanuszkiewicz: "Czytam utwór klasyczny współcześnie, bo nie wierzę w jakąkolwiek wartość krytyki formotwórczej sponad czasowego punktu widzenia, ale jestem przeciwnikiem wszelkich zabiegów aktualizacji tegoż utworu. Ak­tualizację bowiem uważam za krzywe zwierciadło uwspółcześnienia. Jestem jej przeciwnikiem, bo jestem przeciwnikiem wszelkiego trywializowania arcydzieł literatury tak naszej, jak powszechnej". A więc powtarza reżyser za Wyspiańskim "czytajmy przede wszystkim sam utwór". I od siebie dodaje: "Czytajmy formujmy na nowo niejako po raz pierwszy swój własny, acz z konieczności niepełny obraz arcydzieła".

"Nieboska" jest wspaniałą partyturą teatralną i mało jest w literaturze światowej dzieł mających równą siłę rozpalania wyobraźni. Ale jest to partytura piekielnie trudna, rozwichrzona i niespójna, jeżąca się od znaków zapytania, które muszą w realizacji scenicznej znaleźć bądź rozwiązanie bądź odpowiednik arty­styczny.

Do wrażliwości Hanusz­kiewicza przemówiła przede wszystkim wizyjność arcydzieła Krasiń­skiego i dla niej szukał wyrazu w swej wyobraź­ni i inwencji insceniza­cyjnej. Stworzona przezeń wizja sceniczna ma wielki styl i rozmach teatru ro­mantycznego w duchu, nowoczesnego zaś w kom­pozycji, w środkach eks­presji i w technice reali­zacyjnej. Dramat rozgry­wa się jakby w świecie irrealnym, w którym lu­dzie i zjawy obcują ze sobą najnaturalniej - na prawach poezji. Poezja jest dominantą tego pięk­nego widowiska: ona uskrzydla słowa, przepaja zjawiskowością obrazy wydobywane światłem z mrocznej głębi przestrze­ni scenicznej, mieni się w ciemnym złocie i brązach plastyki Mariana Koło­dzieja, pulsuje w niepo­kojących rytmach muzyki Andrzeja Kurylewicza - zespala w symfoniczną całość niejednolitą, różnorodną materię dramatycz­ną, z jakiej powstała "Nieboska".

W przedstawieniu bio­rą udział niemal pełne ze­społy aktorskie teatrów Narodowego i Powszech­nego. Świetną organizacją ruchu scenicznego tych mas ludzkich osiągnął re­żyser efekt niezwykły: widz odnosi wrażenie spontaniczności działania zrewolucjonizowanego tłumu. Oczywiście, wra­żenie to zawdzięczamy w nie mniejszej mierze twórczej, zdyscyplinowa­nej pracy aktorskiej. Sta­ranność tej pracy uderza zresztą we wszystkich scenach, i zbiorowych i indywidualnych.

Na tle wyrównanego dobrego poziomu inter­pretacji - jest w tym przedstawieniu również kilka kreacji wybitnych. To Żona - Zofii Kuców­ny, wzruszająca liryz­mem, prostotą i subtelnością środków wyrazu. To Orcio - Andrzeja Nardellego (rewelacyjna debiut aktorski!), uducho­wiony i niematerialny jakby z samej poezji utkany. To Hrabia Henryk - Adama Hanuszkiewicza romantyczny sugestywny, toczący z Pankracym (Mariusz Dmochowski) walkę "pryncypiów" w górnych regionach czucia i myśli.

I jest wreszcie Irena Eichlerówna. Znakomita artystka wygłasza frag­menty poetyckich wstępów do obydwu części "Nieboskiej". Cóż to za piękny głos, jaka skala i ton jaki!

W rezultacie: widowi­sko w Teatrze Narodowym należy do najświetniejszych, jakie oglądaliś­my w Warszawie w la­tach ostatnich. Daje ono świadectwo prawdzie, że wielka poezja romantyczna jest ciągle żywa, ciągle wzrusza, ciągle uczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji