Nie-boska po latach
ZAINTERESOWANIA Adama Hanuszkiewicza dramatem wielkiego wymiaru artystycznego i ideowego, zainteresowania polskim romantyzmem i Wyspiańskim zdają się wyznaczać scenie Teatru Narodowego najbardziej słuszną linię repertuarową. "Nie-boska komedia", którą Hanuszkiewicz właściwie zainaugurował swoją działalność w Teatrze Narodowym, stała się autentycznym wydarzeniem teatralnym. Na każdym spektaklu po brzegi wypełniona widownia, bilety - wyprzedane na miesiąc naprzód, a przede wszystkim długie serdeczne owacje, jakimi publiczność każdego wieczoru manifestuje swoje emocjonalne zaangażowanie - pozwalają chyba triumfalnym nazwać powrót ,,Nie-boskiej" na stołeczną scenę po 43 latach. Ostatnią bowiem warszawską inscenizacją tego dramatu była realizacja Schillera w roku 1926 w Teatrze im. Bogusławskiego. Po wojnie wielki i sporny dramat Krasińskiego doczekał się zaledwie trzech wystawień w reżyserii: Bohdana Korzeniewskiego w Teatrze Nowym w Łodzi - 1959, Jerzego Kreczmara na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu - 1964 i Konrada Swinarskiego w Teatrze Starym w Krakowie - 1965.
"Nie-boska" w realizacji Hanuszkiewicza jest spektaklem fascynującym poprzez niezwykle piękną i sugestywną formę teatralnego przekazu walorów poetyckich tekstu Krasińskiego. Ale też, jak każde nowe dzieło sceniczne, jest kolejną próbą określenia aktualnych więzi myślowych między dziełem a odbiorcą współczesnym. "Nie-boska" w tym kontekście jest szczególnie trudna, zawarty w niej wielki konflikt myśli, ścieranie się racji intelektualnych w wielu płaszczyznach, niełatwo dopuszcza jednoznaczną interpretację. Dzieło należące do tradycji literackiej istnieje niejako ponad czasem, ale jego każdorazowy kształt teatralny jest uwarunkowany czasem teraźniejszym. Dlatego każda teatralna "Nie-boska" jest innym utworem i żadna nie może zamknąć pełnego kontekstu literackiego. Są to naturalne ograniczenia teatru, którym zresztą, nie zawsze, ale czasem, literatura zawdzięcza przedłużenie swojej żywotności, obecność w życiu duchowym kolejnych pokoleń.
W jakim stopniu twórca spektaklu w Teatrze Narodowym odświeżył i unowocześnił ,,Nie-boską"? Przede wszystkim na pewno słuszne jest jego stanowisko, kiedy twierdzi, że wulgaryzacją jest doraźna aktualizacja polityczna dramatu uniwersalnych znaczeń historiozoficznych, a ideowym fałszerstwem wpisywanie w dzieło sceniczne problemów, których tekst nie stawia. Hanuszkiewicz postanowił zatem odrzucić wszelkie komentarze, jakimi obrosło to dzieło, zacząć czytać je na nowo, by odnaleźć przede wszystkim to, co jest w nim autentycznie żywe, co może pobudzić do nowych przemyśleń na temat sensu działania jednostki i zbiorowości w historii. Zdecydował się na koncepcję ogólnie trafną - zachował pełny tekst Krasińskiego (z wyjątkiem sceny w szałasie Przechrztów i nielicznych skreśleń w części ostatniej). Układ kompozycyjny wydobył z utworu wiele piękna poetyckiego, stonował natomiast cała polemikę zawartą w "Nie-boskiej". Wynikało to z założenia inscenizatora, który przyjął koncepcję relacji chłodnej, surowej. Główni nosiciele idei Krasińskiego relacjonując tekst unikając wzbogacania postaci o rys psychologiczny, o większe zaangażowanie w trwający spór i walkę. Stąd w kluczowej scenie spotkania hr. Henryka z Pankracym nie ma pasji i siły, jest co najwyżej zirytowanie.
Skreślenia w tej partii utworu wykluczają jakieś próby wzajemnego przenikania, spięcia. W miejsce starcia targanych wewnętrznymi wątpliwościami wyznawców dwóch przeciwnych idei, występują dwaj retorzy - jak ich określił sam Hanuszkiewicz - wygłaszający jakby rozdzielone na dwie tuby oskarżenia starego i nowego świata. W takim ujęciu scena ta - chyba zgodnie z zamierzeniem - nie jest kulminacyjnym momentem dramatu. Służy jedynie zaznaczeniu determinacji obydwu bohaterów.
We wszystkich dotychczasowych realizacjach kluczową sprawą wymagającą określenia stanowiska reżysera była zawsze sprawa rewolucji. Hanuszkiewicz w swej wypowiedzi popremierowej stwierdził, że trzeba skończyć z traktowaniem "Nie-boskiej" jako paszkwilu na rewolucję. Rewolucja ludowa, której nieuchronność Krasiński rozumiał, ale nie potrafił widzieć jej inaczej, jak żywiołowe wyzwolenie zbrodniczych instynktów, wandalizmu, jako skondensowanie "wszystkich zbrodni świata" - dziś nie może być już rozpatrywana w płaszczyźnie polemiki politycznej. Dla Hanuszkiewicza obraz rewolucji w "Nie-boskiej" nie jest argumentem o znaczeniu konkretnym, lecz wizją metaforyczną, którą poeta posłużył się w swoim wielkim dramacie o zagrożeniu humanistycznych wartości świata. Jego obraz rewolucji nie ma żadnych historycznych ani publicystycznych odnośników, jest po prostu alegorią sceniczną skomponowaną w oparciu o rygory wyłącznie estetyczne.
Połączenie obrazów rewolucyjnych w jeden tok stanowi pomysł na pewno szczęśliwy. Choć poszczególne grupy rewolucyjne zostały zróżnicowane poprzez realia kostiumu, ale i napoleoński mundur Bianchettiego czy kontusz pana nic tu nie znaczą. Ujednolicony rytm dźwięku i ruchu, skonwencjonalizowany gest, wartkie tempo i wiraż na obrotowej scenie nadają całości charakter osobliwy. To jak gdyby szał i rozpasanie z jakiegoś murzyńskiego obrzędu, karnawał z któregoś regionu krajów południowych. Szczególnie jazzowy rytm tańca i muzyki czyni z tej wizji rewolucji wizerunek obrzędu, którego sens zagubił się w pomroce dziejów, nikt już nie wie czemu służy i z czego wyrasta, ale tradycji musi się stać zadość, dopóki noc, dopóki kur zapieje. I to jest właśnie teatralny cudzysłów dla wizji dramatu. Taka rewolucja nie jest ani groźna ani wielka, to nie pamflet ani ostrzeżenie, jest po prostu skonwencjonalizowanym teatralnym znakiem. Doskonale zresztą mieszczącym się w hanuszkiewiczowskiej teatralnej relacji z dystansu. Co jednak z tej relacji wynika, czy do końca jest to beznamiętny ton opowieści odreżyserskiej o pewnym dziele?
Kiedy dwie kolejne rewolucje francuskie zburzyły mit o niewzruszoności starych struktur społecznych, kiedy heglowska filozofia szukała nowej formuły dla określenia mechanizmu historii, katastrofizm był naturalnym zjawiskiem w literaturze. Wszechobecne w "Nie-boskiej" poczucie zagrożenia, niepewności, gwałtowne poszukiwanie motywacji historycznych, filozoficznych i moralnych jest czytelne dla widza współczesnego, któremu nie obce są wątpliwości na temat racjonalnego porządku świata, którego stabilność wisi na włosku. Rozumiemy dziś Krasińskiego, jak rozumiemy Durrenmatta. Jedna i druga literatura bez wahań skazuje na zagładę starą cywilizację obciążoną wieloma zbrodniami przeciwko człowiekowi i stawia pytania o przyszły rozwój ludzkości.
Z poczucia zagrożenia wartości humanistycznych wywodzi się cała polemika moralna "Nie-boskiej" i spór na temat wyboru postaw. Każda z zademonstrowanych w dramacie racji - hr. Henryka, Pankracego czy Leonarda - jest przegrana (co zresztą konsekwentnie ilustruje przedstawienie) i skompromitowana przez autora. W swoją wizję interwencji sił nadprzyrodzonych Krasiński - realista w widzeniu historii - sam nie wierzy, stąd pointa dramatu doczepiona jest mechanicznie, nie ma w tekście niczego, co byłoby podbudową czy uzasadnieniem dla traktowania tej koncepcji serio. Nie uzasadnia też tej pointy Hanuszkiewicz dając ją jakby poza postawionym przedtem cudzysłowem. Kiedy na gruzach okopów św. Trójcy pojawia się Pankracy i kolejno wysyła na ścięcie żałosnych obrońców starego świata, nie jest ani na moment przerażony własnym dziełem zniszczenia, nie zdradza śladu wahań, rozterki czy wątpliwości. Ginie rażony z zewnątrz i w momencie konwulsji wypowiada swoje "Galilae, vicisti", jak człowiek padający nagle wykrzykuje "O, Boże". W przedstawieniu słowa te w ustach powalonego przywódcy rewolucji nie określają jego stosunku do rewolucji, odnoszą się jedynie do jego własnej przypadkowej śmierci.
Zasadniczo dramat zamknął się sceną poprzednią i ona jest chyba kluczowa w inscenizacyjnej koncepcji Hanuszkiewicza. Kiedy zszedł już ze sceny rewolucyjny tłum i na gruzach Pankracy bardziej do widowni niż do Leonarda kieruje słowa: "Patrz na te obszary - na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją - trza zaludnić tę puszczę - przedrążyć te skały - połączyć te jeziora - wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach ile śmierci teraz na nich leży. - Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest".
Ten właśnie fragment tekstu został trafnie wyeksponowany w przedstawieniu. W tym miejscu też wpisane zostało w spektakl jedyne odreżyserskie przesłanie do widowni. Na tle zwalisk góruje rozpięta na drzewcu niby szczątku krzyża czy szubienicy skrwawiona koszula. Nie szlachecki to kontusz ani arystokratyczny frak, lecz zgrzebna chłopska czy żołnierska koszula. Ten łachman jak z muzeum pamiątek wojny to symbol ofiar jakie pochłonęła rewolucja, nie ta z dramatu Krasińskiego, której echa wycichły przedtem za sceną, ale rewolucja zarejestrowana w naszym doświadczeniu. Jakie wobec tego historia wyznacza zobowiązania, jakiego żąda wyboru? Duchowa inercja, nieobecność czy świadomie podjęte uczestnictwo w trudzie dnia odbudowy? Do tego wyeksponowanego w zakończeniu pytania o jakość postaw, o stosunek do perspektywy porewolucyjnej konsekwentnie prowadzi cały spektakl świadomie wyciszający wielką polemikę Krasińskiego na temat etycznej strony metod rewolucji. Polemika ta bowiem z dzisiejszego punktu widzenia - a tylko taki jest kierunek odbioru - znalazła się w obrębie rozstrzygniętych racji historycznych. Natomiast pytanie o perspektywy porewolucyjne wskazuje nowe aspekty aktualności "Nie-boskiej".
Sens problemowy tego dramatu został ukazany w konwencji dramatu poetyckiego. Wyrasta to przedstawienie z kręgu poszukiwań teatru poetyckiego, który sam w sobie nie jest teatrem spięć dramatycznych, jest swobodną transmisją lirycznych skojarzeń i refleksji. Kompozycja poszczególnych scen, wzajemne przenikanie i współzależność są jak najbardziej zbieżne z poetyką dramatu romantycznego. W kontekście takiego ujęcia samorzutnie nieomal eksponują się dwie pierwsze części dramatu. Zwłaszcza że niezapomniane kreacje w tym przedstawieniu stworzyli Zofia Kucówna jako żona i Andrzej Nardelli w roli Orcia. Była w tych postaciach niezwykła subtelność, jakieś rzadkie w teatrze stężenie liryzmu i wewnętrznego bogactwa.
Sugestywność obrazu podnosi scenografia Mariana Kołodzieja. Wielkie, zwisające płaty mają ciężar i barwę starego malarstwa, dalekie jednak od dosłowności są jednym z ważniejszych komponentów ogólnego klimatu tego przedstawienia, a przy tym doskonale organizują przestrzeń. Podobnie funkcjonalny jest półmrok przygniatający scenę przez cały tok przedstawienia. Z mrocznej głębi przedzierają się zjawy d postacie rzeczywiste dramatu. Ten gęstawy półcień akcentuje osaczenie człowieka przez jego lęki, obsesje i sumienie. Natomiast muzyka ostra, dynamizująca zwłaszcza sceny zbiorowe, jest zbyt bezbarwna jako ilustracja innych partii dramatu, jazzowa kompozycja - świetna w części trzeciej - źle współbrzmi w części pierwszej i drugiej.
Zastrzeżenia nasuwa także sposób przekazu słowa. Nie w całym przedstawieniu i nie wszyscy aktorzy potrafili oddać jego poetycką i znaczeniową nośność.
Mimo niektórych usterek przedstawienie "Nie-boskiej" w Teatrze Narodowym jest ważnym dokonaniem artystycznym. Twórcy tego spektaklu dowiedli swej rzetelności wobec dzieła, które za pośrednictwem sceny chcą przywrócić współczesnym widzom, jak również poczucia odpowiedzialności za społeczną funkcję sztuki teatralnej.