Artykuły

Zezwierzęcenie

Z niecierpliwością czekam na najnowszą premierę we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Obok aktorów w adaptacji powieści Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych" pojawią się trzy Psy - Kolo, Santos i Wena - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Mam nadzieję, że ten spektakl, zatytułowany "Kotlina", przeniesie dyskusję, która nie tak dawno przetoczyła się przez nasze internetowe i papierowe łamy, na trochę inny poziom. Debata dotyczyła obecności Psów w mieście. I szybko okazało się, że jej uczestnicy okopali się głęboko po dwóch stronach solidnej barykady. Po jednej byli psiarze, domagający się miejsca dla swoich Zwierzęcych Przyjaciół w parkach, na ulicach i skwerach. Po drugiej ci, którzy najchętniej wyrugowaliby Zwierzęta z miast i tylko warunkowo zgodziliby się na ich przemarsz przez parkowe aleje - obowiązkowo na smyczy i w kagańcu.

Kiedy napisałam o cudownym pieskim życiu w Czechach, zagadnął mnie prof. Janusz Degler, wrocławski teatrolog, żeby opowiedzieć o psychozie, której od pewnego czasu doświadcza. Jego Pies, wychowany z Dziećmi i Dzieci uwielbiający, w parku musi być łapany na smycz, kiedy tylko zamacha ogonem na widok szkolnej lub przedszkolnej wycieczki, bo natychmiast podnosi się wśród Nauczycielek taki krzyk, jakby w ich stronę pędził co najmniej morderca z zaostrzonym nożem. Ech, gdzie te czasy, kiedy Eugeniusz Bodo spacerował po Warszawie ze swoim Dogiem Sambo (bez smyczy, rzecz jasna), a wkraczając do restauracji, żartował, że jego Przyjaciel gości wprawdzie nie pożre, za to gospodarzy - owszem.

Ale to, że rośnie nam pokolenie chowane w nieuzasadnionym strachu, to tylko część problemu. Także to, że mieszkańcy dużych miast czują się panami wspólnej przestrzeni, z której najchętniej wyeksmitowaliby inne Istoty - bo brudzą, śmierdzą i hałasują. I choć "Kotlina" została obudowana społeczną akcją, której uczestnicy tworzą listę miejsc we Wrocławiu otwartych na gości z Psami, to w centrum tego przekazu znajduje się dużo poważniejsze pytanie: dlaczego mimo zmieniających się uregulowań prawnych Człowiek wciąż czuje się panem Życia i Śmierci Zwierząt, które trafiły pod jego pieczę. Dowodów nie trzeba długo szukać. Kilka dni temu mieszkaniec wsi pod Żarowem za butelkę wódki za-katował niemalże na śmierć Psa należącego do swojej sąsiadki - wpakował Zwierzę do worka, wywiózł w pole i tłukł metalową rurką, aż ucichło skomlenie. Nie tak dawno podczas alkoholowej libacji z okna kamienicy na Nadodrzu został wyrzucony inny Pies - nie przeżył.

Wystarczy pojechać na jakąkolwiek wieś, żeby zobaczyć inne Zwierzęta, trzymane cale dnie na łańcuchach. Topienie Kociąt na prowincji jest wciąż powszechnym sposobem na ograniczenie ich populacji. I chociaż pochodząc z rodziny leśników, jestem w stanie zrozumieć konieczność kontrolowanych odstrzałów Saren, Lisów i Dzików w celu zapewnienia równowagi w leśnym ekosystemie, to nigdy nie zdołam zaakceptować widoku myśliwych unurzanych w zwierzęcej krwi, którym ten morderczy rytuał sprawia czystą przyjemność.

Dlatego tyle sympatii mam dla Janiny Duszejko, bohaterki "Prowadź swój pług przez kości umarłych", którą wielu uważa za starą nieszkodliwą wariatkę. A która w serii morderstw w okolicach małej wioski pod Kłodzkiem widzi element planu zemsty Zwierząt na Ludziach. Głównie Saren, które giną z rąk myśliwych i kłusowników w imię uświęconego wielowiekową tradycją rytuału polowania. Czy Duszejko jest szalona? Z pewnością jest rewolucjonistką, bo unieważniając hierarchię, która Zwierzęta ustawia o wiele niżej od Człowieka, burzy ustalony porządek. Ale trudno odmówić jej logiki. Jest w tej książce króciutki, ale trafiający w samo Sedno zapis rozmowy bohaterki ze strażnikiem miejskim. "Pani jest bardziej żal zwierząt niż ludzi" - mówi strażnik. A Duszejko odpowiada: "Nieprawda. Tak samo żal mi jednych i drugich. Nikt jednak nie strzela do bezbronnych ludzi". I jeszcze jedno zdanie z tej samej rozmowy: "O kraju świadczą jego Zwierzęta. Stosunek do Zwierząt. Jeżeli ludzie zachowują się bestialsko wobec Zwierząt, nie pomoże im żadna demokracja ani w ogóle nic".

Sam pomysł na opowieść o krwawym odwecie branym na ludziach przez Zwierzęta nie jest nowy - Patricia Highsmith oparła na nim swój znakomity zbiór opowiadań "Księga zemsty dla przyjaciół zwierząt", gdzie wśród morderców znajdziemy i Kota, i Szczura, i Karalucha. Ale Tokarczuk umiejętnie gubi tropy i w finale dostaniemy coś innego niż to, czego zaczęliśmy się już spodziewać.

Duszejko Olgi Tokarczuk ma temperament anarchistki i mam nadzieję, że spektakl Agnieszki Olsten utrzyma tę temperaturę gorącego manifestu - solidnie potrząśnie widownią i wywoła publiczną dyskusję. Ale czekam też na tę premierę (9 marca) jako na efekt wspólnej pracy Ludzi i Zwierząt na scenie Teatru. Oba te typy Istot bywają nieprzewidywalne i pewnie już podczas prób zgotowały sobie nawza-jem niejedną Niespodziankę. Praca musiała być niełatwa też z innego powodu - bo choć każdy psiarz przyłapał nieraz swojego Przyjaciela na udawaniu, to zazwyczaj jest to aktorstwo kiepskiej jakości, grubymi nićmi szyte. Ludzie potrafią grać, Zwierzęta po prostu są. Żeby między tymi dwiema konwencjami nie zgrzytało, a na scenie można było stworzyć Wspólnotę, nieodzowne są Szacunek i Zrozumienie w ich relacjach, a praca nad spektaklem musi odbywać się nie tylko na ludzkich, lecz także na psich Prawach. Akceptując swoją odmienność, Człowiek i Pies muszą uznać w sobie Partnerów. Dopiero wtedy równowaga obu tych Bytów, zaprojektowana przez Tokarczuk, ma szansę się zmaterializować.

* Pisownię dużą literą, która nie wynika z zasad polskiej ortografii, zapożyczyłam od Janiny Duszejko, a pośrednio - od Williama Blake'a /

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji