Artykuły

"Nie-Boska komedia" w Nowej Hucie

Przedstawienie to w Teatrze Ludowym od kilku miesięcy budzi uzasadnione najgłębsze zainteresowanie publiczności. Oczywiście będą tu aluzje: w Nowej Hucie, kilkaset metrów od Kombinatu, w nowej części Krakowa, którą do życia powołała rewolucyjna władza i którą w 1979 roku odwiedza papież.

Przytoczony w programie przedstawienia fragment wypowiedzi Adama Mickiewicza z wykładów poświęconych literaturze słowiańskiej z 1843 r. brzmi: "Dramat ten jest w istocie poświęcony zwycięstwu Galilejczyka. Z dwóch stron oskarżono autora: jedni widzieli w jego utworze tylko wyraz gwałtownej nienawiści ku ideom postępu, przedrzeźnił bowiem karykaturalnie język nowoczesnych reformatorów, wywyższył zaś charakter ich przeciwników; inni ganili to, co zdaje się tam być bezbożne w widoku zła tryumfującego. Ale naprawdę poemat ten jest tylko jękiem rozpaczy człowieka genialnego, który widzi całą wielkość i trudność zagadnień społecznych, a niestety nie wzniósł, się jeszcze na wyżyny skąd mógłby dojrzeć ich rozwiązanie". Otóż to. Krasiński się nie mógł wznieść na te wyżyny chociaż wyrazistość jego obserwacji społecznych jest dzisiaj jeszcze porażająca. Spór Krasińskiego ze Słowackim w gruncie rzeczy przegrany, bo przecież autor "Beniowskiego" wprost wykpił ograniczenia szlacheckie swego wielkiego przeciwnika, świadczy o pewnych oczywistościach. Pierwsza - to nienawiść autora "Nie-Boskiej" do rewolucji. Druga - to ukazanie tej rewolucji jako siły sprawczej, gwałtu, mordu i pożogi. Trzecia - to ukazanie sposobu przyciągnięcia przez rewolucję genialnego poety.

W wielkim dramacie romantycznym, jakim jest "Nie-Boska komedia" Krasińskiego, duch dziejów ogarnia wszystkich i wszystko. Jak to uładzić, jak pokazać współczesnemu widzowi tę tragedię bezsiły i prawdę rewolucyjnego zwycięstwa, jak ze zdań sprzecznych, już chociażby z ostatecznego zawołania "Galilejczyku zwyciężyłeś!" stworzyć istotnie epilog, który logicznie mieści się w całości rozważań przelęknionego rewolucją socjalną Krasińskiego?

Nadużywają często recenzenci określenia "czyste przedstawienie", "jasny, czysty nurt spektaklu". Otóż na pewno przedstawienie nowohuckie prowadzone ręką reżysera młodego Włodzimierza Nurkowskiego zasługuje na przymiotniki czysty, jasny, wyraźny. Sprawa osobista hrabiego Henryka rozegrana w szybko następujących po sobie obrazach, z wyraźnym adresem do techniki filmowej, przez tę technikę niejako oczyszcza się od aluzyjności, niejasności tekstów. Reżyser zresztą nic by tu nie zrobił bez dobrej gry aktorów. Wacław Ulewicz (hrabia Henryk) i Katarzyna Lis (Żona), Zbigniew Gorzowski (Ksiądz), Tadeusz Wieczorek (Ojciec chrzestny), Krystyna Rutkowska (Matka chrzestna), korowód arystokratów, lokajów i pokojówek jak gdyby tańczą suitę pozorów. Zespół muzyczny w strojach z końca XVIII wieku, umieszczony w bezpretensjonalnej, o szerokich planach scenografii Anny Sekuły (muzyka Andrzeja Zaryckiego) jakby wyznaczał rytm wydarzeń dramatycznych.

To co zrobił w krótkiej scenie Adam Sadzik (Lekarz), Eugenia Horecka (Żona lekarza), Janusz R. Nowicki, Krzysztof J. Wojciechowski i Władysław Bułka (Wariaci) nie ma w sobie śladu nawet improwizacji, chociaż jest oczywistym łącznikiem dramatycznym całego spektaklu.

Wreszcie Pankracy w wykonaniu Aleksandra Bednarza, Leonard, który stał się dziełem Jacka Stramy i Przechrzta Andrzeja Gazdeczki w tle tłumu Rewolucjonistów to prawdziwe portrety psychologiczne postaci zmyślonych przez autora. Nurkowski korzysta wyraźnie z idealnie ułożonego ruchu scenicznego przez Tomasza Gołębiowskiego, zmienia rytm, nastrój muzyki (coś między mocnym uderzeniem i jazzem, przy zmianie całkowitej instrumentów na trąbę i perkusję). Apokaliptyczny wir nienawiści, ale też i zawołanie do walki z przemocą. Wszystko jest tu logiczną całością, jakby przedłużeniem czegoś, co dawniej, w młodzieńczych lekturach przeżywaliśmy, słuchając "Dziadów" z wywoływaniem duchów panów-okrutników.

W jednym miejscu nie mogę zgodzić się z reżyserem. Kiedy Pankracy odwiedza Hrabiego Henryka, kiedy ci dwaj wielcy przeciwnicy ideowi zaczynają wykładać swoje racje, reżyser dokonuje zabiegu - zupełnie na tle całego przedstawienia niezrozumiałego. Henryk i Pankracy wykrzykują swoje kwestie w wyraźnie założonym przez reżysera bałaganie. Co to ma w ogóle znaczyć - każda racja jest ważna, wszystkie racje są nieważne, każda ma uzasadnienie, żadna nie ma uzasadnienia? Przecież kiedy Henryk idzie do obozu Pankracego też niesie z sobą jakiś program, chce dojrzeć ludzką perspektywę działań rewolucyjnych. W scenie wizyty u Hrabiego, Pankracy chce przeciągnąć na swoją stronę poetę. Te motywy postępowania postaci dramatu są całkowicie uzasadnione przez autora - po cóż więc topić to w bełkocie?

Bardzo trudna rola Orcia w wykonaniu Bożeny Nurkowskiej jest przykładem obsady tyleż przezornej, co trafnej. Sądzę, że w kilku epizodach Tadeusz Kwinta jako najemnik Generał Biancheiti był bezbłędny. Zagrał służalczość jak gdyby usprawnioną technicznie.

Taka jest "Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasińskiego w reżyserii Włodzimierza Nurkowskiego w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Ten ambitny zespół cicho, bez rozgłosu dochodzi do wyraźnych, określonych osiągnięć. Dobrze się dzieje, że wybiera drogę trudną. W realizacjach polskiego dramatu romantycznego - najtrudniejszą. Jest to skala ambicji i skala osiągnięć znaczna, o czym musimy powiedzieć z największą aprobatą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji