Artykuły

Magnetyzer z figlarnym spojrzeniem

Jest niezwykle otwarty i tolerancyjny, zna dobrze ludzką naturę, stara się zrozumieć każdą jej ułomność. Ale szybko potrafi stać się groźnym obrońcą teatru - o GUSTAWIE HOLOUBKU pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Mówi się o nim, że ma szczególną moc dowartościowania granych postaci. Od Fantazego w Katowicach poczynając, przez Szekspirowskiego Leara do współczesnego Superiusza w "Pieszo" w stołecznym Teatrze Dramatycznym. Jego przegrani bohaterowie potrafią się podnieść z największej klęski. Ratuje ich godność i filozoficzny spokój, w które aktor wyposaża grane postaci.

Krakowianin z urodzenia, podbił Warszawę w 1958 roku rolą w "Trądzie w Pałacu Sprawiedliwości". Nie bał się nadać bohaterowi cech własnej osobowości. Rola nie ograniczała go, on ją poszerzał. Ten typ aktorstwa nazwano intelektualnym. Ale największym przeżyciem teatralnym była dla Holoubka rola Gustawa-Konrada w pamiętnych "Dziadach" z 1967 roku w reżyserii Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym. W dwudziestominutowej Wielkiej Improwizacji poza chłodną refleksją było miejsce na emocje i gniew. Magnetyzował widzów. - Straciłem wtedy poczucie podziału na widownię i scenę, przepływała między nimi pozytywna, uwznioślająca energia - mówi aktor.

Dopóki wystarczy sił

Dejmkowskie "Dziady", zdjęte z afisza przez komunistyczne władze, były też jednym z pierwszych spotkań z polityką. Potem był posłem na Sejm PRL. Złożył mandat po wprowadzeniu stanu wojennego. Kiedy stracił fotel dyrektora Teatru Dramatycznego, stał się jednym z nieformalnych przywódców bojkotu reżimowego Teatru Telewizji na początku lat 80. Ale do środowiskowej martyrologii podchodzi z dystansem. - Aktorzy nie wymyślali niepodległościowej strategii walki z PRL. Żyli jak ludzie pozostałych zawodów, ale polski teatr, w przeciwieństwie do kina czy telewizji, mógł z publicznością prowadzić mniej skrępowaną cenzurą dyskusję o Polsce i tworzyć sferę wolności. Był zjawiskiem wyjątkowym na mapie Europy.

Na jubileusz 75-lecia Gustaw Holoubek zagrał w Ateneum - gdzie jest dyrektorem artystycznym - rolę szekspirowskiego tragika w "Garderobianym" Harwooda, zaś na 80-lecie wyreżyserował "Króla Edypa". Zachwycali się nim nawet recenzenci omijający teatr szerokim łukiem, ganiący go za zbytnią zachowawczość. A przecież aktywność mistrza nie ogranicza się do jubileuszów. Nie chce tego. -Ludzie przychodzą wtedy zobaczyć, czy szacowny jubilat jeszcze chodzi, czy już leży. Dobrze pamiętam trzy jubileusze Solskiego. Wprowadzałem leciwego mistrza na scenę, trzymając go pod paszki. Będę grać, dopóki wystarczy mi sił. Później zejdę ze sceny.

Wzorzec polszczyzny

Niezmiennie pozostaje autorytetem, mistrzem i duszą towarzystwa. Tak jest od objęcia w 1972 roku dyrekcji Teatru Dramatycznego, zwanej złotym okresem sceny. W zespole byli Szczepkowski, Zapasiewicz, Fronczewski, Gajos. Reżyserowali Jarocki, Prus, Zatorski. W Ateneum drzwi do jego gabinetu mieszczą się tuż przy wejściu do teatralnego foyer. Przed próbą można go zobaczyć, jak gawędzi z aktorami, siedząc na krześle w sekretariacie i ćmiąc papierosa. Skupia wokół siebie artystów młodszego i starszego pokolenia. Opowiadają anegdoty, słuchają ich w interpretacji dyrektora, który śmieje się również z naj pieprzniejszych żartów. Beztroski, pozbawiony dystansu, patrzy na rozmówcą lekko świdrującym, nieco figlarnym spojrzeniem. Swobodnie dobiera słowa, przeciągając je. Wypowiada się zawsze pełnymi zdaniami, które nawet jeśli są wielokrotnie złożone - zawsze nadają się do druku bez poprawki. Wzorzec polszczyzny. W rozmowie jest niezwykle otwarty i tolerancyjny, zna dobrze ludzką naturę, stara się być wyrozumiały dla każdej jej ułomności. Ale szybko potrafi stać się groźnym obrońcą teatru, gdy młody reżyser lub recenzent nieopatrznie obrazi jego ideały piękna czy napisze w krzywdzący sposób o aktorach i zamiast oceniać role, dotyka prywatności. Wtedy potrafi pofatygować się do naczelnego, by wytknąć błąd. Broni etosu teatru w dyskusjach, publikacjach. Bezkompromisowo.

- Sposób, w jaki Polacy przeżyli śmierć papieża, potwierdza, że są spragnieni moralnych autorytetów, rozmów o zagadnieniach duchowych, o normalnym, niewynaturzonym życiu człowieka. Teatr powinien być miejscem doskonalenia człowieka. By rozmawiać o człowieku, nie trzeba pokazywać, jak Hamlet idzie do klozetu.

Ostatnio występował także w obronie sceny telewizyjnej: "Dobrze byłoby wybrać na dyrektora człowieka biorącego pod uwagę, że społeczeństwo nie jest aż tak głupie i spauperyzowane i nie domaga się tylko "Big Brothera"" - grzmiał na łamach "Rz".

Teatr pod jego opieką jest wierny tradycji także dzięki pielęgnowaniu dawnych obyczajów. W Dramatycznym bufetowe stoliki służyły do gry w brydża. W kulisie Ateneum grywa się w kości. I nie jest to przejaw lekceważenia sztuki. Gra sprawia, że nawiązują się bliższe związki w zespole. Holoubek uważa, że do sztuki trzeba mieć dystans, nie można się w niej zatracać, do czego nawoływali Stanisławski i Grotowski. Stąd różnice w myśleniu o teatrze między nim a Tadeuszem Łomnickim - obaj są do dziś porównywani, uważani za wzorce dwóch stylów gry.

Loża mapetów

Stolik jest potrzebny także przy spotkaniach i rozmowach. W kawiarni Czytelnika Holoubek dosiada się do Tadeusza Konwickiego. Przy innym dyskutuje i żartuje z Januszem Głowackim, Kazimierzem Kutzem i Henrykiem Berezą. U Bliklego pije kawę i je ciastka z Łapickim i Konwickim. U tego drugiego zagrał m.in. w "Lawie", "Salcie" i "Jak daleko stad, jak blisko". Na początku filmowej kariery ważnym reżyserem był dla niego Wojciech J. Has, u którego wystąpił m.in. w "Pętli", "Pożegnaniach" i "Rozstaniu".

- To jest taka loża mapetów - mówił Andrzej Łapicki o spotkaniach u Bliklego. - Nic nam się nie podoba. Siedzi trzech staruchów, kiwa dziobami. Konwicki mówi, że jak stare orły, ja twierdzę, że stare sępy, co patrzą tylko, gdzie leży ścierwo, które można rozszarpać.

Wiosną przypomnieliśmy sobie o piłkarskich pasjach artysty. Zaszczycił swoją obecnością mecz Polonii i Cracovii w Warszawie. Powiedział, że to jego pierwszy mecz oglądany na stadionie od mniej więcej 40 lat.

- Dawniej chodziliśmy z Tadeuszem Konwickim, ale teraz to po pierwsze strach, a po drugie - nie ma co oglądać. Kiedy mieszkałem w Krakowie, meczów Cracovii właściwie nie opuszczałem. Dwa dni temu widziałem w telewizji mecz Wisły z Pogonią. Oni grali na poziomie B klasy. Wiem, że Wisła to mistrz Polski. I nad tym ubolewam.

Dla żony, aktorki Magdy Zawadzkiej, bywa w teatrze kolegą z pracy. - Tak się składa, że do Teatru Dramatycznego zostałam zaangażowana przez Andrzeja Szczepkowskiego, a do Ateneum - przez Janusza Warmińskiego - mówi Magda Zawadzka. - Los tak chciał, że mąż otrzymywał dyrekcje tych teatrów z żoną w zespole.

Do aktorskiej rodziny w Ateneum dołączył syn Jan. Skończył wydział operatorski w Łodzi, gra na perkusji. Robi zdjęcia. Reżyserował światła w "Królu Edypie".

- Z lekką domieszką patosu mógłbym powiedzieć, że częściej dziękowałem Panu Bogu, niż o cokolwiek prosiłem - mówi Gustaw Holoubek.

Jacek Cieślak

--------------------------------------------------------------------------------

Za kulisami

Pan Gustaw Holoubek nie krył nigdy swoich muzycznych fascynacji. Największym sentymentem darzy twórczość Witolda Lutosławskiego oraz Charles'a Aznavoura, więc poświęcimy im nieco miejsca na antenie. Prosił także o któryś z mniej znanych filmów Wojciecha Jerzego Hasa, wybraliśmy "Pismaka". Gośćmi w studiu będą m.in. Piotr Fronczewski, ulubiony aktor pana Gustawa, a także Włodzimierz Szaranowicz, z którym bohater programu chciałby pogawędzić o dawnej i obecnej kondycji polskiego sportu.

Marzena Podgórska

Na zdjęciu: Gustaw Holoubek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji