Artykuły

Polskie fobie i koszmary

"Życie jest snem" Calderona powraca na sceny w Europie. U nas na afiszu są już trzy jego inscenizacje - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Hiszpańska tragedia porównywana z "Hamletem" zainspirowała spektakle, których tematami są medialne korporacje, wolność i polsko-rosyjskie obsesje.

Akcję napisanej w 1635 r. sztuki Pedro Calderon de la Barca umieścił w Polsce. Głównym wątkiem dramatu jest rzeczywistość, w której jawa i sen zlewają się w jedno. Oto Segismundo, syn króla Basilia, został uwięziony przez ojca po tym, gdy przepowiednie ostrzegły, że będzie tyranem i królobójcą.

Medialna korporacja

Kuba Kowalski wraz z Julią Holewińską przygotowuje sobotnią premierę w Teatrze Kameralnym w Sopocie.

- W ostatnich dwóch dekadach sztuka nie była często grana, niewykluczone, że słynna inscenizacja Jerzego Jarockiego z Krzysztofem Globiszem stworzyła legendę trudnego tekstu, z którym może zmierzyć się tylko wielki, doświadczony reżyser - mówi "Rz" Kuba Kowalski. - Nam królestwo Basilia przypomina rodzaj dziwnej, sennej korporacji medialnej, która znajduje się ponad rządami, ponad państwami. Już dziś kiełkuje w nas lęk, że coś takiego może nam się przytrafić i będzie decydować o tym, jak żyjemy, ile zarabiamy, co kupujemy, a nawet jakie mamy marzenia. Medialność znajdzie odbicie w scenografii, którą będą współtworzyć schody do nieba zwieńczone ekranami.

W sztuce kluczowy jest motyw wieży, gdzie zamknięto Segismunda. Dziś, by pozbawić człowieka wolności, nikogo nie trzeba zamykać do lochu: sami przykuwamy się do komputerów, gadżetów. Mówimy, że szukamy wolności, tymczasem ją tracimy.

- Wyobraziliśmy sobie wieżę jako rodzaj laboratorium, gdzie preparowany jest wzorcowy człowiek naszych czasów - mówi reżyser. - Nie używamy słowa inżynieria genetyczna, bo nie ma co zabijać metafory. Natomiast spróbujemy różnymi znakami ten temat wydobyć, mając w pamięci, że Basilio jest uczonym. Z jednej strony odebrał Segismundowi wolność, z drugiej zaś dał świetne wykształcenie. Królewicz ma być lepszy, bardziej produktywny. Przypomina wytresowane zwierzę, które goni wokół własnego ogona, mniej podatne na zmienne koleje losu, kryzys, naciski. Trudno nie pomyśleć o pracownikach dużych firm biorących udział w wyścigu szczurów.

Jedno z najważniejszych pytań, jakie stawia Calderon, dotyczy złego losu i próby uniknięcia go. - Łączy się z odwieczną tęsknotą do uporządkowania świata - mówi Kuba Kowalski. - Każdy porządek okazuje się iluzją.

Koszmar i marzenia

Wojciecha Klemma, który wystawienie "Życie jest snem" zaproponował szczecińskiemu Teatrowi Współczesnemu już dwa lata temu, zaintrygował wątek iluzoryczności ludzkiego życia. W sobotę premiera spektaklu w nowym, pozbawionym patosu tłumaczeniu Marty Eloy Cichockiej pod tytułem "Życie to sen".

- Inspiracją jest dla mnie monolog Segismunda z końca II aktu - mówi reżyser. - Zanim przystąpi do rewolucji, mówi, że wszyscy śnią o tym, co mają. Biedni śnią o biedzie, król o królowaniu i nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że zbudzi się w kolejnym śnie. Wizja losu przedstawiona przez Calderona jest brutalna: ludzie, podobnie jak bohaterowie "Kongresu futurologicznego" Lema, muszą zdecydować, co jest w ich życiu rzeczywistością, a mogą to być złudzenia. To mroczna wizja. Żaden Matrix nie jest w stanie jej przewyższyć, ponieważ świat pokazany przez braci Wachowskich zakładał, że poza wirtualną istnieje realna rzeczywistość.

Wojciech Klemm bardzo poważnie potraktował fakt umieszczenia akcji w Polsce. - Można myśleć tak niekonkretnie jak Jarry - "w Polsce, czyli nigdzie", ale można też nadać jej konkretny wyraz - przekonuje reżyser. - Pokazać kraj, gdzie tubylcy jedzą ogórki, popijając to zupą ze zgniłej mąki. Oczywiście przerysowuję sytuację. Ale pokażemy imprezę rodzinną, gdy po paru godzinach picia wódzi i jedzenia flaczków zaczyna się prawdziwy koszmar. W spektaklu pojawiają się też inne polskie motywy.

- Chodzi mi o wielkie narodowe marzenia-sny zapisane w słynnych tekstach - ujawnia Klemm. - Wykorzystałem na przykład manifest rządu powstania styczniowego, którego celem było zniesienie pańszczyzny, uwłaszczenie chłopów. Mówi o równości, sprawiedliwości, braterstwie. Do pokazania tego wątku stworzyliśmy postać rewolucjonisty. To jeden z młodych ludzi, którzy palą się do zmiany. Ale zadajemy też pytanie, czy rewolucja w ogóle jest możliwa. Widzimy przecież, że odpowiedniki światowych ruchów typu "Okupuj Wall Street" nie mają w Polsce siły przebicia, pomimo że większość z nas wierzy wciąż w piękny polski sen o wolności i staramy się wprowadzić go w życie ponad 20 lat.

W spektaklu nie zabraknie również wątku rosyjskiego - echa polskich wypraw na Moskwę z czasów Calderona.

Obsesje

Wyeksponował je Lech Raczak w spektaklu we wrocławskim Teatrze Współczesnym [na zdjęciu].

- Dramat zaczyna się od słów "niegościnna Polsko" - mówił reżyser po premierze. - Sporu opisanego w dramacie nie da się przetłumaczyć na nasze doświadczenie, ale daje się przełożyć na polskie fobie. A tak już jest, że kiedy opowiada się o konflikcie polsko-rosyjskim, zawsze wkracza się w sferę stereotypów. Ciągle istnieje poczucie, że z Rosją trzeba być ostrożnym, uważnym. Tworzywem spektaklu są sytuacje związane z historią.

- W rzeczywistości nie mają ze sobą nic wspólnego, ale we śnie mogą się skomponować w surrealistyczny obraz - mówi Lech Raczak. - Są czerwone kalosze ze Smoleńska, jakie nosili rosyjscy ratownicy na lotnisku, wątek insurekcyjny w konfliktach polsko-rosyjskich i powstanie warszawskie. Powstańcy terroryzują wszystkich, wrzucają do kanałów granaty, a teoretycznie to oni powinni być w kanałach. We śnie tak się może zdarzyć. Nie opowiadamy historii, opowiadamy o fobiach, które przybierają różne kształty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji