Artykuły

Grzech i pokuta na scenie

Teatr Śląski długo nie chciał brać udziału w dyskusji o najważniejszych sprawach naszego regionu. Grzech zaniechania został popełniony. "Piąta strona świata" jest pokutą i obietnicą poprawy - pisze Dariusz Kortko w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Przed premierą "Piątej strony świata" Tadeusz Bradecki, zastępca dyrektora teatru, ostrzegł, że w tym roku może to być pierwsze i ostatnie przedstawienie. Nowych premier nie będzie. Marszałek województwa obciął dotację o 1,7 mln zł i w budżecie wystarczy pieniędzy jedynie na utrzymanie budynku i pensje dla aktorów. Groźba dyrektora nikogo nie wzruszyła. Gazety opublikowały krótkie notki, marszałek nie skomentował. Nikt nie lamentował, nie stanął w obronie, szat nie rozerwał. Nikt też nie powiedział głośno tego, co wszyscy wiedzą: z desek najbardziej prestiżowej sceny naszego regionu od dawna wiało nudą i sztampą. Przebojem od kilku sezonów jest anglosaska farsa "Mayday", która - owszem, zabawna - niczego po sobie nie zostawia. Można ją wystawiać zarówno w Birmingham, jak i w Koziej Wólce. Jej jedynym zadaniem jest wywoływanie śmiechu na sali.

Od lat w naszym regionie toczy się gorąca dyskusja o Śląsku. Opowiadana jest od nowa historia tej ziemi, zamalowywane są białe plamy, rozdrapywane stare rany. 800 tys. osób deklaruje w spisie powszechnym narodowość śląską, posłowie walczą w Sejmie o uznanie śląskiej godki. Wystawa w Muzeum Śląskim o historii regionu rozbudza także polityczne emocje. A śląska scena? Nie zabiera głosu, trzyma się z daleka. Dlaczego najważniejsze "śląskie" sztuki ostatnich lat są wystawiane na innych deskach ("Cholonek" w Korezie, "Miłość w Königshütte" - w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej)?

Diagnoza wydaje się prosta: w Teatrze Śląskim brakuje wizji inscenizacyjnej i odwagi w sięganiu po żywe, aktualne teksty. Brak odwagi było widać najjaskrawiej, gdy przed zeszłorocznym festiwalem Interpretacje w Teatrze Śląskim wystawiono jeden po drugim dwa spektakle na podstawie "Dziadów" Adama Mickiewicza. Katowickie "Dziady" w reżyserii Krzysztofa Babickiego były dobrym spektaklem, ale dla uczniów szkół ponadpodstawowych. Spektakl przywieziony z Bydgoszczy przez Pawła Wodzińskiego wyglądał na jego tle jak rzeźba Igora Mitoraja przy ludowym świątku.

Co gorsze, ludzie odpowiedzialni za Teatr Śląski żywili przekonanie, że tylko ich wizja jest słuszna. Udowodnili to, przyznając dwa lata temu "Zaproszenie od Stanisława", własną nagrodę Interpretacji, spektaklowi ze swojego repertuaru.

Po czym zaprosili nas na "Podpuchę", kolejną anglosaską farsę, i "Komedię Teatralną", oczywiście "przezabawną komedię o kulisach teatru", która "obnaża w dowcipny sposób życie teatralne widziane od strony twórców". A jak wiadomo, "nie ma nic bardziej atrakcyjnego dla publiczności teatralnej niż poznanie przynajmniej kawałka tajemnicy o procesie poznawania sztuki" (cytaty z oficjalnej strony internetowej teatru).

Pewnie jeszcze długo śmialibyśmy się w Teatrze Śląskim, gdyby nie Krystyna Szaraniec, dyrektorka tej szacownej instytucji. Jej prezentem na 84. urodziny Kazimierza Kutza miała być inscenizacja jego powieści "Piąta strona świata". Do współpracy namówiła reżysera Roberta Talarczyka, dyrektora Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Miał być spektakl urodzinowy, a powstał magiczny. Najlepsze śląskie danie ostatnich lat i najważniejszy śląski spektakl, obowiązkowy dla każdego, kogo obchodzą sprawy tej ziemi.

Konsekwentnie zrealizowany plan czy szczęśliwy zbieg okoliczności, czyli cufal? Po premierze "Piątej strony świata" to wszystko jest nieważne. Śląska scena odprawia właśnie swoją pokutę za grzech zaniechania. Trzeba się z tego cieszyć. Dobrze odprawiona pokuta daje nadzieję poprawy. Niech się stanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji