Artykuły

Trembecki - karmił wróble i pisał piękne wiersze (fragm.)

TAK więc mamy już rok jak najbardziej nowy: tak nowy, że prawie nie używany, stąd relacje - jak zresztą przystało na grudniowy "Kurier" - do­tyczyć będą tego, co wpisać trzeba na konto (po stronie winien lub ma) jeszcze staruszko­wi z numerem 83. Weszło, na przykład, w do­brą warszawską tradycję, że w sylwestra od­bywają się w teatrach premiery, i to nieko­niecznie takie z szampańską zabawą. Poprzed­ni sylwester przyniósł, jak pamiętam, znako­mity spektakl "DWÓCH GŁÓW PTAKA" Ter­leckiego, ten ostatni - premierę "SYNA MARNOTRAWNEGO" Stanisława Trembeckiego wg Voltaire'a, przy czym miała ta premiera do­datkowy smaczek: poprzedni sylwester za­mknął - jak na razie - działalność Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym, obec­ny - przywrócił go Warszawie jako reżysera komedii Trembeckiego na scenie Ateneum. W dodatku jako reżysera pracującego niemal z tym samym zespołem, który przedtem był podporą sceny w Narodowym; grała Zofia Ku­cówna, Henryk Machalica, Anna Gornostaj, Emilian Kamiński itd. itd., a także ich obecni koledzy (z Ateneum), m. im. Marian Kociniak i Michał Bajor. Dekoracje i kostiumy - Zaniewskiej i Chwedczuka; odnosiło się wraże­nie, jak gdyby cofnął się czas i wszystko jest mniej więcej po dawnemu, tyle że pod innym adresem.

O Trembeckim pamiętajmy na ogół niedu­żo; głównie to tylko, iż żył na przełomie XVIII i XIX w. (1739-1812), ale tworzył je­dynie w wieku XVIII, potem bowiem zdzi­waczał. Mickiewicz, nie przebierając w sło­wach tak jak ja, napisał o nim wprost, iż "pod koniec żywota wpadł w zupełny idio­tyzm. Odziany sukmaną chłopską bosonoż biegał po ogrodzie u Potockiego, który trzy­mał go na łaskawym chlebie. Pozostał w nim tylko jakiś ślad smaku poetyckiego; kiedy mu powtarzano dawne jego wiersze zdawał się być uderzony ich pięknością i pytał ciekawie, kto był ich autorem". Dodajmy, że głównie zajmował się wówczas opieką nad wróblami, karmił ich blisko dwieście i z wszystkimi ser­decznie był zaprzyjaźniony, natomiast przed­tem - ho, ho! "Mieszkał w każdej stolicy europejskiej, odbył kilkadziesiąt pojedynków i szczycił się, że go w Paryżu nazywano zabijaczem margrabiów, ten szambelan królew­ski, trefniś,dworak, wesoły towarzysz hulanek." No, i pisarz, wspaniały poeta, błyskotliwie operujący wierszem - czasem liryk, czasem filozof, czasem komediopisarz o ciętym dowci­pie, nie lękający się także pewnej frywolności.

"SYN MARNOTRAWNY", uważany za jeden z najlepszych naszych przekładów XVIII-wie­cznych, był dla Hanuszkiewicza idealną party­turą (jak zwykle u niego, inkrustowaną także fragmentami innych utworów Trembeckiego). Wygrał z niej całe swoje poczucie humoru, wdzięk i pomysłowość, w czym, z ogro­mnym urokiem, wspierali go wyżej wymie­nieni aktorzy oraz autor opracowania mu­zycznego, zarazem towarzyszący aktorom pianista - Jan Raczkowski. Muzyka jest bardzo istotnym elementem tego spektaklu, a wszy­stkie chwyty są w niej dozwolone - od szlagieru z "Emmanuelle" - po finał IX Symfonii Beethovena, odśpiewany (z innym naturalnie tekstem) przez cały zespół z towarzyszeniem pianina. W sumie - brawurowo rozegrane przedstawienie, któremu wróżyć można długi żywot przy kompletach na sali...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji