Artykuły

Powrót Syna marnotrawnego

Trembeckiego nie uważa się za dramatopisarza, jego postać raczej kojarzy się z typem poety dworskiego, birbanta, awan­turnika i libertyna, o którym legenda mó­wi, że w ostatnich chwilach życia grał w szachy, rozmawiał o kobietach i "umarł prawie w żartach". A jednak to właśnie Trembecki wraz z Zabłockim rozpoczęli pisanie serii wierszowanych komedii na scenę narodową - w większości tłuma­czeń i przeróbek m. in. Racine'a, Szekspi­ra, Woltera.

Do swej przeróbki Wolterowskiego "Sy­na marnotrawnego", wykonanej na zamó­wienie księcia Adama Czartoryskiego, nie miał widać Trembecki przekonania, skoro ukrył się pod pseudonimem Ludwika Azarycza. Sztukę wystawiono w 1779 r. i od początku cieszyła się powodzeniem widzów i krytyków, którzy podkreślali przede wszystkim walory przekładu, będącego pa­rafrazą opowieści Wolterowskiej.

Ten, dziś już prawie zapomniany, utwór ma szanse cieszyć się równie wielkim po­wodzeniem, choć niekoniecznie z powodu Woltera czy Trembeckiego, a raczej za sprawą Hanuszkiewicza, który przypominając "Syna marnotrawnego" przypomniał przede wszystkim samego siebie. W utwo­rze, napisanym jakby przez pradziada Fre­dry, Hanuszkiewicz przypomniał się nade wszystkie jako reżyser, który potrafi z roz­machem zrobić świetne przedstawienie tea­tralne. Z największą dbałością uszanował wspaniały język Trembeckiego, więcej - uczynił z niego źródło zabawy, komedii, ironii, czasem i groteski. Oczywiście, akto­rzy, reżyser i publiczność śmieją się dziś z czego innego niż Trembecki i stąd kaska­da spięć, puent i zabawnych skojarzeń. Szacunek dla języka został podkreślony stylistyką spektaklu, a przede wszystkim grą aktorską. Jest to konwencja przesad­nych gestów, znaczących min, które kon­trastują z delikatnie prowadzoną inną grą, bardziej prywatną i jakby skromniejszą, prawdziwą. Że oto aktor pokazuje jak to się robi, jak on - aktor cieszy się, lub martwi, że tak wspaniale, lub nieudolnie umiał to przedstawić. Przypomina to tro­chę komedię dell`arte.

Są w spektaklu brawurowo zagrane ro­le: Zwadnialska - Zofii Kucówny, wspa­niały pierwowzór Fredrowskiej Podstoliny, oraz Bizarski grany przez Mariana Kociniaka. Ale i pozostałe role są żywo, intere­sująco, prowadzone przez: Henryka Ma­chalicę, Emiliana Kamińskiego, Marka Le­wandowskiego, Annę Gronostaj, Krystynę Borowicz, Jarosława Kopaczewskiego, Ta­tianę Kołodziejską, Michała Bajora i Ta­deusza Chudeckiego. Wymieniam wszyst­kich, bo wszyscy zasługują na uznanie, sprawnie realizując zasady, którymi rządzi się spektakl. A to, że cały zespół rozumie, co gra i do tego jeszcze gra dobrze, nie jest wcale takie oczywiste i nie tak często się zdarza, nawet w warszawskich teatrach.

Przedstawienia jest zrealizowane nie tylko z poczuciem konwencji i stylu, ale przede wszystkim w bardzo dobrym rytmie. Dzieje się w nim sporo. Nie ma nudy. Nie ma zagadek, nie ma przemądrzałych znaczeń ani dwuznacznych aluzji.

"Syn marnotrawny" jest pełnym radości, optymizmu, pogody, spektaklem zrobionym dla ludzi, którzy chcą w teatrze spędzić dwie godzimy z dala od rzeczywistości. I może to, że teatr Hanuszkiewicza odrywa ich od codzienności jest jego sukcesem. Sukcesem reżysera, który umie z teatru zrobić prawdziwą iluzję.

Oczywiście, iluzja ta jest współczesna i przez rozmaite cytaty muzyczne zamiesz­czone w przedstawieniu odsyła do naszej rzeczywistości. Ale największa zasługa przedstawienia polega na tym, że nie rani przeszłości i nie zapomina o współczesno­ści, że bawiąc uczy i ucząc bawi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji