Artykuły

Witkacy w balecie

"Nienasycenie według Witkacego" - pokazał nam Teatr Wielki w Warszawie. Jeśli o tym przedstawieniu miałby pisać meloman, musiałby wiele miejsca poświęcić muzyce. Bywalec opery zająłby się tańcem. Ale wyjątkowość "Nienasycenia" dyktuje odejście od zasad. Nigdy jeszcze twórczości Witkacego nie przerabiano na balet. Jazz i solo na trąbce ze sceny operowej to wręcz osobliwość. Trzeba tym razem zacząć od "ABC". A wiec...

Powieść "Nienasycenie" wydano drukiem po raz pierwszy w rok 1933. Uważa się ją obecnie za szczytowe osiągnięcie Witkacego jako pisarza. Dwa tomy, trudne do czytania, doprowadzające czytelnika, jak to sformułował pewien krytyk - "do uczucia oszołomienia, bólu głowy, a nawet mdłości".

Z powieści tej wysnuć można dwa zasadnicze, szeroko rozbudowane wątki. Pierwszy - rodzaj fikcji czy wizjonerstwa - to podbój Europy przez Chińczyków. Chińczycy są zdania, iż kończy się świat Zachodu. Niezgodność kultury i technologii, humanizmu i organizacji, sądów osobistych i prawd oficjalnych, rozprzężenie norm społecznych - to wszystko nie ma już racji bytu i musi zginąć. Wśród chaosu tych wydarzeń, uciekając przed zbliżającym się "ruchomym murem chińskim" żyje bohater powieści - młody Genezyp Kapen, w skrócie Zypcio (mała dygresja: imię i nazwisko bohatera powstały z gry dwóch francuskich słów "Je ne zipe qu'a peine"- ledwo zipię). Usiłuje odnaleźć własną tożsamość: seksualną, społeczną, metafizyczną. Jest istotą wrażliwą, umieszczoną wbrew swej woli w niezrozumiałym świecie. Męczy go oszałamiająca wielość zawodów, cyganeria, teatr, wojsko, ruchy rewolucyjne, tajniki homoseksualne i heteroseksualne. Napięcie okazuje się zbyt silne. Genezyp zabija własny umysł i ginie. To nie streszczenie powieści. To nawet nie telegraficzny jej skrót. Bezkształtne zjawiska, konfrontacja świadomości z egzystencją - to pojęcia nie do opowiedzenia.

Czy ten skomplikowany świat Witkacego da się uładzić w ramy jakiegoś zrozumiałego libretta? Czy można odtańczyć "nieartykułowane myśli mózgowej kory"? Czy podoła zagadnieniu kompozytor, Stańko, specjalista od "free-jazzu"? Myśli podobne niepokoiły mnie od chwili, gdy zapowiedziano premierę "Nienasycenia". Obawy okazały się płonne. Zarówno twórcy przedstawienia jak i wykonawcy szczęśliwie przebrnęli przez wszystkie trudności.

Włodzimierz Kaczkowski sprowadził dwa tomy nienasyconych myśli Witkacego do dziewięciu zwięzłych scen. Występują w nich postacie wzięte z powieści. Genezyp, jego rodzina, trzy kolejne kochanki, Chińczycy, sceny wojenne, dramatyczny finał. Na tym kończy się pierwsza część widowiska. Druga - rodzaj epilogu - oparta, zresztą bardzo luźno, o witkacowskie "Narkotyki".

Zofia Rudnicka, choreograf przedstawienia, znakomicie przebrnęła przez meandry skomplikowanych treści. Dziewięć scen libretta zobrazowała tańcem wychodzącym z założeń klasyki, ale wspartym potężną dawką swobody i dynamiki ruchu tańca zwanego nowoczesnym, W pierwszej części wprowadziła kilka fragmentów pantomimy, co podyktowało konieczność ciągłości akcji. Druga część stanowiła popis choreografa w operowaniu grupami tancerzy. Trzy zespoły kobiece i dwa męskie ukazywały się na scenie już to w układach spokojnych, harmonijnych, już to w szalonym biegu, tworząc niezwykłe efekty. Ciekawa scenografia (Ireny Biegańskiej i Wiesława Olko) - pełna barw, ciekawych oświetleń, niespodzianek, jak np. staroświecki samolot unoszący się w powietrzu - dopełniały starannie skonstruowanej całości. Tańczył cały zespół baletu Teatru Wielkiego ze znanymi solistkami Ewą Głowacką i Renatą Smukałą na czele.

Słówko o Zofii Rudnickiej. Zajmuje skromne stanowisko solistki w Teatrze Wielkim. Ale realizowała już małe układy choreograficzne w teatrach i na estradzie, "Nienasycenie" jest jej pierwszym debiutem pełnospektaklowym. Bardzo udanym.

Przypominam też Tomasza Stańko. Uchodzi za jednego z najwybitniejszych jazzmanów Europy. Należy do ścisłej światowej czołówki nowego nurtu jazzu. Przez kilka lat związany z Krzysztofem Komedą, stworzył następnie kilka zespołów własnych. Dla potrzeb baletu "Nienasycenie" wykorzystał własne - starsze i nowsze -kompozycje jazzowe, pomysłowo je zespalając. Muzykę tę nagrano na taśmę w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia. Nie jestem zwolennikiem wprowadzania taśmy do sal operowych (zamiast orkiestry z dyrygentem) - w tym jednak wypadku dźwięk, jego barwa i ilość decybeli okazały się strawne, a nawet przyjemne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji