Artykuły

Żeby poczuć

"Betlejem polskie" Wojciecha Farugi w reż. autora w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Jacek Sieradzki, juror 19. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Najpierw z boku wysuwa się kobieta. Nieśmiała a może raczej mocno skrępowana, za-jąkliwie budująca swoje wypowiedzi. Irena Wójcik gra kogoś, kto dobrze wie, co go czeka. Wie, że wezmą, pardon, że weźmiemy ją za nawiedzoną. Więc dokłada wszelkich starań, żeby zaprezentować się jako osoba rozsądna i racjonalna, po prostu opowiadająca widzom o swoich niepowszednich pasjach. O badaniu megalitów. O kulcie prasłowiańskiej bogini Laili. O geomancji, czyli wyznaczaniu punktów przecięcia najważniejszych linii na ziemi. Punktów obdarzonych potężną mocą. O badaniu tych punktów. Żeby poczuć. Co? Każdy rzeczownik, każde dopowiedzenie będzie fałszem. Poczuć. Po prostu.

W następnej scenie wyjaśnia się, że kobieta bierze udział w jakiejś terapeutycznej sesji, prowadzonej w starej, zdegradowanej przez czas świetlicy, ozdobionej peerelowską chyba jeszcze, kiedyś nader elegancką boazerią. Ta grupowa terapia jest fabularnym zwornikiem widowiska Wojciecha Farugi. Rachitycznym zwornikiem. Z rozpoznawalnej sytuacji - na żądanie terapeuty uczestnicy przybrali imiona bohaterów opowieści o Narodzeniu; ot i nowe "Betlejem polskie" - akcja sceniczna robi nieustanne skoki w bok, zmienia miejsca i poetyki. Metaforyzuje zdarzenia. Ta metaforyzacja to bodaj najcenniejszy element widowiska; bez niej mielibyśmy tylko narrację o "biednych ludziach" ze wszystkimi konotacjami tego określenia, acz generalnie nie wykraczającą poza pół prześmiewczą, pół współczującą tonację. Faruga umie uniknąć tego banału w stopniu nieomal doskonałym.

Owszem, sięga niekiedy po środki czysto satyryczne. Obiektem takiego zabiegu jest choćby grany przez Filipa Perkowskiego terapeuta z Warszawy, zarozumiały gbur robiący swoje bez wiary, skądinąd też niezły popapraniec. Ale gaszącej jego wszechwiedzące tony grubiutkiej "pastereczce" Angeliki Cegielskiej reżyser narrator daje prócz komizmu także rodzaj godności. Imponującej. Dziewczyna wkuwa na pamięć rozmaite dziwaczne "święte" statystyki: dziesięć najczęściej odwiedzanych sanktuariów maryjnych, dziesięć najczęstszych intencji modlitewnych, dziesięć najczęściej występujących chorób. To jest jej wiedza tajemna, jej absolut, jej ezoteryka. Jej obrona samej siebie.

Co jest przedmiotem opowieści, kogo trzeba tu terapeutyzować? Faruga portretuje rozmaite postacie ze zdegradowanego świata gdzieś, u czorta na kuliczkach, wyróżniające się gorącym wewnętrznym pragnieniem, żeby poczuć. Dotknąć czegoś wyższego niż powszedniość. Potrzebę tę realizują niekiedy groteskowo, lokując się gdzieś pomiędzy świętą naiwnością, egzaltacją, szurniętą wyobraźnią i - owszem także - hochsztaplerką. Rodzeństwo głęboko wierzy, że Matka Boska zatrudniła ich własną matkę jako sekretarkę; odtwarzana jest kaseta magnetofonowa z niebiańskimi poleceniami. Dziewczyna zwana Księżniczką układa sobie w nerwowym monologu, świetnie mówionym przez Małgorzatę Łakomską całe życie na kształt gry komputerowej, tyle że akcja tej gry z egzotycznej Persji przenosi się nieuchronnie przed łóżka ojca, którym trzeba się opiekować siedem dni w tygodniu (tysiąc punktów). Złudzenia, marzenia, drogi psychicznej ucieczki Faruga portretuje niekiedy bezlitośnie, obnażając szaleństwo czy brzydotę. Ale chyba jakoś lubi tych ludzi, w każdym razie pewien rodzaj ciepła, przedziwnie spleciony z ostrością wizerunków da się wyczuć w tym całkowicie nie szopkowym "Betlejem".

I nie zostawia ich bez nadziei. Bo i tu, w tym, inaczej niż chce popularna kolęda "bardzo podłym" mieście, mogą zdarzyć się cuda - gdzieś na marginesie pola obserwacji, nie-zauważalne, bez trąb jerychońskich, łopotu anielskich skrzydeł i gwiazdy nad horyzontem. Cuda niewytłumaczalne w realistycznym planie "resocjalizowania zdegradowanej społeczności", tajemnicze jak wszystko to, czego można jedynie doznać. Poczuć. Mamy w widowisku liryczną sekwencję Języki, gdzie mowa ludzi i aniołów łączy się w potężne chóralne akordy, całkowicie pozawerbalne uniesienie. Łazarz Dariusza Skowrońskiego jednak wstaje z inwalidzkiego wózka. Ba, jest nawet Niepokalane Poczęcie, które - w zrozumiałym w tym świecie zastępstwie archanioła - zwiastuje sukinsynowaty ginekolog paroma kreskami narysowany przez Ryszarda Węgrzyna. I idą przez światek terapii nie terapii: samotna, niewysoka, kudłata Maria Rozalii Mierzickiej, zamknięta w sobie, najeżona, broniąca się przed uświęceniem przez recytowanie najgłupszych dowcipów antykatolickich, paplanie pospieszne jak litania - z ponurym, zakochanym, nie mającym w sobie żadnej siły, by wierzyć w jej czystość Józefem Piotra Tokarza u boku. Jeżeli jest w tym jakakolwiek Dobra Nowina, to najtrudniejsza z możliwych do pomyślenia. Ale to tylko jeszcze jedna z licznych zalet wałbrzyskiego spektaklu.

Trzeba będzie pilnie przyglądać się rozwojowi Wojciecha Farugi. Jego Wszyscy święci w Bydgoszczy, poprzednie dzieło sceniczne było bardziej oschłe, sprawiało w większym stopniu wrażenie, jak by było robione pod tezę o bliskości świętości i szaleństwa. W "Betlejem polskim" liczy się dużo bardziej ów dobudowany poziom metaforyczny, bardzo przy tym delikatny, oszczędny, nienatrętny. Co w połączeniu z niepowszednią umiejętnością portretowania ludzi daje miksturę o smaku nieczęstym w polskich teatralnych kuchniach. Czekamy na następne dania.

Postscriptum: cóż to za świeża maniera, by nowym i własnym sztukom dawać klasyczne tytuły? Wojciech Faruga napisał Betlejem polskie, w którym z Lucjana Rydla nie ma nic, Marcin Cecko "Balladynę", gdzie od Słowackiego są imiona postaci i najogólniejszy za-rys niektórych scen. Julia Holewińska też twierdzi, że napisała zupełnie własną sztukę pod tytułem Wichrowe wzgórza. Byłożby to chytre myślenie, że widz, który, jak wiadomo, lubi te piosenki, które zna, przyjdzie, bo tytuł mu się z czymś skojarzy? Dajcie spokój państwo autorzy, reżyserzy i szefowie teatrów. Dlaczego nie nazwać dzieła Cecki "Balladyną 2", Farugi "Nowe Betlejem", tak jak Giraudoux pisał "Amfitriona 38", a Przybora "Kapturka 62"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji