Artykuły

"...tak chcę Tak"

Słowa umieszczone w tytule są ostat­nimi słowami "Ulissesa" Jamesa Joyce`a. Słowami zamykającymi słynny, ciągnący się przez 90 stron druku i pisany bez żadnych znaków przestankowych monolog Molly Bloom, a za­razem całą książkę, która w chwili swego ukazania się (rok 1922) została uznana za największą rewolucję literac­ką naszego wieku.

Pamiętamy zainteresowanie, z jakim spotkał się przed dwudziestu laty polski prze­kład tej książki, trudnej i wieloznacznej, lecz kupowanej przez wszystkich, ponieważ otoczonej atmosferą skandalu, jaki jej ukazanie się wywo­łało w ojczyźnie autora - Irlandii - i w ogóle w świe­cie anglojęzycznym. Musiały też minąć całe lata, zanim "Ulissesa" dopuszczono do sprzedaży w Anglii i w Ame­ryce. Najdłużej był książką zakazaną w samej Irlandii.

W epoce swego powstawa­nia "Ulisses" był niewątpliwie literackim eksperymentem, eksperymentem wielkim i uda­nym, zwiastującym zmierzch panujących dotychczas kon­wencjonalnych gatunków sztu­ki pisarskiej. Sam burzył wszystkie, korzystając z nich równocześnie i transformując je. Otóż właśnie: transformu­jąc. Zatrzymam się przy tym określeniu, ponieważ chcę tu poświęcić kilka uwag "Trans­formacjom teatralnym na mo­tywach Jamesa Joyce`a", któ­re to transformacje pod ty­tułem: "... tak chcę Tak." od kilku tygodni przedstawiane są w "Teatrze Szwedzka 2/4" na Pradze, oczywiście w Warszawie.

Jest to spektakl zdumiewa­jący. "Sprawcą zdarzenia'' (bo tak określa go program) jest Henryk Baranowski, reżyser, a równocześnie (przy współ­pracy Katarzyny Januszko) twórca scenografii, co ważne, ponieważ scenografia w tym przedstawieniu gra rolę niemałą, produkując m.in. Choćby... morze, wprawdzie sztu­czne, ale z prawdziwą wodą, w której taplają się od czasu do czasu występujący aktorzy. Należy jeszcze wymienić au­torów towarzyszącej przedsta­wieniu "warstwy dźwiękowej", w którą - jak należało - wkomponowano fragmenty ",Don Giovanniego" Mozarta. Są nimi: Tomasz Bajerski i Mirosław Jastrzębski. Kostiu­my projektowała Małgorzata Domańska.

Otóż Henryk Baranowski zrealizował cztery etiudy te­atralne, oparte na tekstach nie tylko "Ulissesa", lecz tak­że "Portretu artysty z czasów młodości", wcześniejszej i wy­raźnie już autobiograficznej książki Joyce`a. Usiłował dać możliwie dokładny obraz świa­ta Joyce`a, "wykreowany (jak pisze w programie) w wyobraźni aktorów..". To mu się w pełni udało. Baranowski operuje fragmentami tekstów obu książek całkowicie swobodnie, przeplatając wzajem­nie ich urywki a nieraz wy­bierając z nich nawet poje­dyncze zdania. Nie przestrze­ga też ich kolejności tak, jak występuje ona w książkach, z wyjątkiem - oczywiście - samego finału, zakończonego częścią wspomnianego mono­logu, choć znów swobodnie przerywaną wątkami pijackich wynurzeń Blooma i Dedalusa. W całości ta swobodna gospodarka materiałem literackim wydaje się usprawiedliwiona względami konstrukcyjnymi poszczególnych etiud.

Napisałem, że jest to spek­takl zdumiewający. Otóż zdu­miewa w nim przede wszyst­kim bogactwo wyobraźni re­żysera przy równoczesnym zachowaniu pełnej wierności au­torowi. Owe etiudy nie są jednak bynajmniej "ilustracja­mi" fragmentów obu powieści Joyce'a. Są najzupełniej au­tonomicznymi utworami tea­tralnymi wysokiej klasy (pod tym względem przypominają "Bloomusalem" Grzegorzewskiego wg Joyce`a, grane przed laty w Teatrze Ateneum). A więc jest to istotnie transfor­macja, przetworzenie fragmen­tów "Ulissesa" i "Portretu artysty" w utwór par excellence sceniczny, oczywiście awangardowy, cokolwiek to jeszcze dzisiaj znaczy. Na scenie - również ulegającej (wraz z widownią) czterem transformacjom - roi się od reżyserskich pomysłów, nigdy jednak nie budzących znie­cierpliwienia, przeciwnie: impanujących stopniem współ­grania z akcją kolejnych dra­matów, gdyż każda z czterech etiud jest naturalnie dramatem.

Zdumiewa wreszcie poziom aktorstwa. Jeszcze stosunkowo niedawno pisałem o dość ża­łosnym stanie naszego aktor­stwa w ogóle, tym milej jest mi teraz skorygować to prze­konanie. Aktorzy "Teatru Szwedzka 2/4" byli bardzo dobrzy, a gościnnie (stwarzając prawdziwe kreacje) wystąpili: znana nam z krakowskiego Starego Teatru Monika Niem­czyk (Molly Bloom), a z war­szawskiego Teatru Dramatycznego świetny Andrzej Blumenfeld (Leopold Bloom). Z resz­ty obsady na specjalne wy­różnienie zasługują choćby tylko Wojciech Królikiewicz (Stefan Dedalus) oraz Marta Żak i Jolanta Łagodzińska (Panna Douce i Panna Ken­nedy). A uczciwie mówiąc - wszyscy.

"...tak chcę Tak." jest za­tem wydarzeniem artystycz­nym, dla uczestnictwa w któ­rym warto nawet specjalnie wybrać się do Warszawy. W bieżącym repertuarze "Teatru Szwedzka 2/4" znajdują się je­szcze sztuki Lorki i Gombro­wicza, ale reżyser Baranowski zapowiada kontynuowanie swych zainteresowań Joyce'em i informuje, że zobaczymy je­szcze "kolejne obrazy, budo­wane w oparciu o fragmenty prozy słynnego Dublińczyka". No cóż, na razie wypada p. Baranowskiemu pogratulować tego, co już oglądaliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji