Artykuły

Wrocław to nasza Ameryka

- Warszawa tym różni się od Wrocławia, że tam uznaje się, iż oferta kulturalna jest dobra, a brakuje czasu, by z niej skorzystać, we Wrocławiu dominuje marudzenie, że powinna być ciekawsza i jest zbyt kosztowna - mówi minister Bogdan Zdrojewski w rozmowie z Beatą Maciejewską w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Beata Maciejewska: Przez cały ubiegły tydzień pod hasłem "Dobry wieczór we Wrocławiu" prowadziliśmy wraz z mieszkańcami audyt kulturalny. Student, obcokrajowiec, rodzina wielodzietna, niepełnosprawny i samotny trzydziestolatek pokazywali miejsca na mapie kulturalnej Wrocławia, które lubią odwiedzać, opowiadali, co im się w życiu kulturalnym miasta podoba, a co ich odstręcza. A gdzie lubi chodzić we Wrocławiu minister kultury?

Bogdan Zdrojewski: Przede wszystkim cenię miejsca ciekawe ze względu na swoją historię: Ostrów Tumski ze wszystkimi świątyniami, Rynek z placem Solnym, Dworzec Główny, park Szczytnicki z Ogrodem Japońskim i Halą Stulecia. Ważne są dla mnie przeprawy mostowe z - niestety źle oświetlonym - mostem Grunwaldzkim na czele. Uwielbiam wyspy w centrum miasta - mam nadzieję, że nie zostaną zabudowane przypadkową architekturą.

Natomiast wśród instytucji artystycznych dominacji jednoznacznych nie ma. Za moment będziemy cieszyć się z otwarcia Teatru Muzycznego "Capitol". To dla mnie zawsze ważny adres, muzyczny, kinowy, operetkowy. Poza tym Teatr Polski, pierwsza instytucja kultury Wrocławia, którą odwiedziłem po raz pierwszy dokładnie czterdzieści lat temu, Paląc Królewski - muzeum miasta Wrocławia, najdłuższa i najważniejsza historia "oswajania przeszłości bez fałszu", Opera Wrocławska, znakomite świadectwo prestiżu miasta, czy też Teatr Współczesny ze znakomitymi spektaklami od Różewicza, Brauna (Camus), przez "Sztukmistrza", aż do ważnego okresu panowania Krystyny Meisner.

A za czym pan tęskni?

- Dziś brakuje kin, które wspominam z łezką w oku: Tęcza, Ognisko, Polonia, Pionier, Przodownik, a zwłaszcza Pokój, gdzie docierałem z Basią, obecną żoną, na niezwykle ważne filmy "Konfrontacji Filmowych". Te odbywały się w kilku kinach, ale właśnie to nieistniejące dziś kino Pokój było często najważniejsze. Mam sentyment do Muzeum Narodowego czy też samej Panoramy Racławickiej. Wspominam często profesora Alfreda Jahna, ale też dzisiejszego kontynuatora dzieła przenoszenia "najcenniejszych wartości kulturowych Lwowa", dyrektora Adolfa Juzwenkę z moją ulubioną biblioteką Ossolińskich. Wrocław to coś absolutnie nadzwyczajnego, wielkiego i niepowtarzalnego. Z początkiem tego roku władze Wrocławia i szefowie Europejskiej Stolicy Kultury i zaprezentowali "zrąb koncepcji ESK" (to określenie dyrektora generalnego ESK Krzysztofa Maja), poinformowali też, że starają się w Ministerstwie Kultury o pieniądze, które pomogą Wrocławiowi zbudować stołeczność.

Jak się Panu podoba "zrąb" i czy przygotował już pan pieniądze?

- Nie znam programu ESK. Siedzę dyskusje toczące się wokół kształtu projektu i rozmaitych propozycji programowych, mam wiedzę o organizowanych debatach, ale konkretnych propozycji do oceny i dofinansowania do tej pory nie otrzymałem.

Nie niepokoi to pana?

- Trochę niepokoi. Wygrana w rywalizacji o przyznanie tytułu ESK to promesa, zaledwie (lub aż) szansa na sukces. Muszę przypomnieć, że połowa miast mających ten tytuł zaliczyła porażki. Ważne, by Wrocław był w tej drugiej grupie. To nie jest łatwe zadanie.

Dyrektor artystyczny Krzysztof Czyżewski ogłosił uruchomienie - opierając się na instytucjach kultury, festiwalach i organizacjach obywatelskich - laboratoriów, które mają dopiero wykreować program roku 2016. Zdążymy?

- Tego nie rozumiem. Wrocław wygrał określoną propozycją programową. W aplikacji zapisane są bardzo konkretne projekty, w tym zgłoszone przez samych mieszkańców. Aplikacja zawiera także wzajemne zobowiązania finansowe i finalne efekty partycypacyjne. Największe wrażenie na członkach jury robiły deklaracje podwojenia wskaźników uczestnictwa w kulturze. To, że całe miasto będzie żyć tym tytułem, miało wartość kluczową. Ale aplikację przygotowywał zespół prof. Adama Chmielewskiego, a dyrektorem artystycznym został Krzysztof Czyżewski, autor aplikacji lubelskiej.

Nie może zacząć od zera?

- Nie, bo jego aplikacja nie wygrała.

Jurorzy wskazali na Wrocław. Czyżewski też wskazuje na Wrocław. Miasto i jego mieszkańcy mają być największymi gwiazdami ESK, a program roku 2016 złoży się na "wspólną opowieść, orkiestrującą całe miasto w kreatywnym akcie budowania i upowszechniania zbiorowego dzieła sztuki".

- Wrocław stać na to, by w tym konkursie być absolutnym gigantem. Pozbawionym kompleksów, niezwykle otwartym, szukającym propozycji przekraczających granice krajowe. Pierwszym adresatem muszą być sami mieszkańcy. To oni muszą być dumni i dobrze poinformowani o wszystkich propozycjach ESK. W drugiej kolejności ważni są goście. Ich opinie, obecność będą świadczyć o klasie miasta i tego tytułu. Proponuję w tej materii wielkie otwarcie, pozbawione kompleksów, z powszechnym uczestnictwem i finalną dumą, że się udało.

Ma pan na to pomysły?

- Aplikacja Wrocławia je zawiera, choć bez detali. Teraz czas na uszczegółowienia. Podam przykład, ilustracyjny, choć już konsultowany. Każdy miesiąc powinien mieć swojego "bohatera", osobistość otwierającą miasto na świat. I naszego lokalnego, krajowego odpowiednika, ale z szansami na pokazanie klasy, dorobku, niepowtarzalności. Postać debaty, pomostu, korespondencji. W takich duetach ważne, by reprezentanci byli obecni w naszej współczesnej świadomości. Ważne, by znaleźć sposób na komunikowanie się z najważniejszymi adresatami świata kultury. Przykłady już poddane przeze mnie pozytywnemu opiniowaniu: styczeń - Vaclav Havel, Tadeusz Różewicz, maj - Akira Kurosawa, Andrzej Wajda, grudzień - Woody Allen, Sylwester Chęciński. Oczywiście łatwo dodać następne postaci: Wisława Szymborska, Krzysztof Penderecki, Jerzy Grotowski etc. Ważne, by reprezentowane były osobistości różnych dziedzin kultury, w tym sztuk wizualnych, architektury, historii, i żeby wykorzystać potencjał szkól artystycznych. Zaprosić miasta aspirujące do tego tytułu z Polski i dać im szansę na satysfakcję ze współuczestnictwa. Efektem powinno być zwrócenie uwagi na Wrocław na lata. Przez nas samych i turystów.

Turyści są ważni, ale może porozmawiajmy najpierw o przyciągnięciu do kultury wrocławian. Cała kulturalna moc Wrocławia nie wystarcza, żeby odciągnąć mieszkańców od telewizorów. Dla aż 77 proc. wrocławian to ulubiona forma spędzania wolnego czasu. Kino, teatr, galerie, wystawy są w stanie przyciągnąć zaledwie 12 proc. obywateli miasta, a tylko 7 proc. wrocławian można uznać za aktywnych uczestników życia kulturalnego.

- 77 proc. spędza czas przy TV i jednocześnie uznaje, iż abonament telewizyjny to prawie zbrodnia. Nie, nie. Nie przyjmuję tej filozofii. Wszyscy jesteśmy o wiele mądrzejsi. Dziś autentyczne uczestnictwo w kulturze, bezpośrednie, w salach filharmonicznych, teatralnych, to zaledwie 3-5 proc. Wrocław w tej materii, razem z Krakowem, Gdańskiem, Poznaniem i Warszawą, wypada nieco lepiej, ale do mieszkańców Berlina, Monachium, Paryża, Wiednia wciąż nam, niestety, zbyt daleko. Wiele miast, także poza Polską, w ogóle nie uczestniczy w tej rywalizacji.

Ale to kiepski bodziec do walki o przyciągnięcie tych, którzy znaleźli się "po ciemnej stronie". Czy to w ogóle jest realne?

- Ma pani rację. To, że gdzieś jest dużo gorzej, jest jak rozgrzeszenie. Ale są przykłady pozytywne, niezwykle pouczające. Wystarczy popatrzeć na wyniki rumuńskiego miasta Sibiu, które w 2007 roku było Europejską Stolicą Kultury. Kilka procent na początku walki o "rząd dusz", 15 procent w czasie roku ESK, potem kilkuprocentowy spadek, ale ogólnie trwała poprawa. Były też katastrofalne wpadki miast ESK, ale też fenomenalne wykorzystanie potencjału kreatywnego, jaki tkwi w samej kulturze.

To jak to zrobić?

- Warto zacząć od samych wrocławian. To oni są skarbnicą wiedzy. To właśnie oni mają wypełnić sale filharmoniczne, teatralne, operowe czy też przyjąć gości na wydarzeniu klasy europejskiej. Nikt nie powinien pozostać w domu. Ciekawość, snobizm, pasja, goście w domu, chęć zaimponowania innym... Nieważne, co ich wyciągnie z domu. To jak z olimpiadą, tylko że w obszarze kultury, musimy mieć przekonanie, iż warto w tym być. Że to fenomenalne połączenie patriotyzmu z wielką przyjemnością. Propozycje już są zgłaszane.

Student, który wziął udział w naszym audycie kulturalnym, chciałby, żeby Wrocław sprowadził Adele albo chociaż Boyce Avenue, amerykańską kapelę rockową znaną m.in. ze świetnych coverów. Narzeka też, że w mieście nie ma dużego festiwalu, jak Coke Live w Krakowie czy Orange Warsaw w stolicy. Z kolei emerytka nie chce koncertów na stadionie i fajerwerków, chodzi na filmy do DCF i galerii BWA. Ale jedno ich łączy: problem z brakiem pieniędzy na kulturę. To najpoważniejsza bariera?

- Nie. Bariera ekonomiczna jest ważna, ale zdecydowanie istotniejsza jest ta związana z kompetencją uczestnictwa w kulturze. Szminka czy też piwo są w polskiej rzeczywistości potrzebami wyprzedzającymi wydatki na książkę czy też bilet do teatru. To też trend światowy. W Polsce ma jedynie zbyt radykalny kształt. Warszawa tym różni się od Wrocławia, że tam uznaje się powszechnie, iż oferta kulturalna jest wystarczająco dobra, a brakuje jedynie czasu, by z niej skorzystać, we Wrocławiu dominuje dziś marudzenie, że powinna być ciekawsza i jest zbyt kosztowna. Mam wrażenie, iż odczucia są dość prawdziwe. W Warszawie największa frustracja jest w "gremiach twórczych", "bywalcy" są raczej zadowoleni.

Takie rzeczy tylko w stolicy, ale we Wrocławiu większe są chyba bariery finansowe i kompetencyjne.

- Upraszczam ten problem, także dla celów ilustracyjnych i podkreślenia pewnych różnic. Ale ma pani rację, pamiętamy, że wrocławska ekipa poszła do boju o tytuł ESK, mając wypisane na sztandarze hasło walki z wykluczeniami.

Nasz student narzekał na wysokie ceny biletów do teatru. Odbierał je jako obraźliwy komunikat: nie stać cię, to spadaj. Ale zaproponował, żeby teatry wprowadziły takie promocje, jakie mają kina. Żeby na przykład środy były dla studentów.

- To jest dobry pomysł. Ostatnio zrealizowaliśmy dwa projekty znoszące barierę finansową: przez cały listopad można było zwiedzać za darmo cztery rezydencje królewskie, czyli Zamek Królewski w Warszawie, Wilanów, Łazienki i Wawel, a przez cały styczeń krakowskie Muzeum Narodowe wraz z oddziałami. Efekty przerosły nasze oczekiwania. W Łazienkach liczba zwiedzających wzrosła dziesięciokrotnie, Wilanów i Zamek Królewski też szturmowały tłumy. Nawet Wawel, który musi limitować liczbę zwiedzających, zanotował dwukrotnie większą frekwencję.

Dyrektorzy muzeów nie otwarli ich chyba jednak z dobroci serca ani dlatego, że chcą mieć wkład w edukację kulturalną Polaków. Trzeba im było zapłacić.

- Oczywiście, takie programy kosztują. Muzea dostały z budżetu ministerstwa tyle pieniędzy, ile zarobiły ze sprzedaży biletów w analogicznym okresie poprzedniego roku. Były to, jak się okazało, niezwykle skromne środki. Dodatkowo sfinansowaliśmy aż 800 lekcji muzealnych (zwykle przeprowadzano ich w tych czterech instytucjach ok. 180 miesięcznie), a mimo to część chętnych odprawiono z kwitkiem. Czyli jednak można ludzi wywabić sprzed telewizora, tylko trzeba stworzyć system zachęt. Pokazywać, informować, tłumaczyć, edukować. Żadna instytucja narodowa nie dostanie w tej chwili pieniędzy z ministerstwa, jeśli nie będzie miała przygotowanego programu dla dzieci. Wzorcowe są pod tym względem krakowskie Muzeum Narodowe czy też warszawska Zachęta, ale w innych placówkach też sytuacja się zmienia. Kiedyś w instytucjach narodowych dzieci były traktowane jako intruz, najtrudniejszy i najbardziej niepożądany gość. Dziś np. przez Zamek Królewski w Warszawie trudno przejść, nie zauważając dzieci siedzących po turecku w wielu salach wystawowych.

Kultura to nie tylko sale muzealne czy sceny teatralne. To także przestrzeń publiczna, w której stoją dzieła sztuki, wystawy plenerowe albo w której urządzono miejsca ułatwiające ludziom prowadzenie życia towarzyskiego. We wrocławskiej aplikacji nazwano to "odzyskiwaniem piękna". Dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców i dla zwabienia turystów kulturalnych. Jak pan ocenia zmiany w wyglądzie miasta w ciągu ostatnich dziesięciu lat?

- Tu, niestety, jestem dość krytyczny. Nie chcę przesądzać, że jest źle, bo doceniam wiele innych wysiłków. Mam jednak silne przekonanie, iż centrum miasta poddawane jest poważnej próbie, w której pojęcie "salonu", "wizytówki miasta" nie jest właściwie interpretowane. Wrócę do Euro 2012. Strefa kibica powinna być np. na Wyspie Słodowej, a Rynek - prawdziwym salonem dla wszystkich gości. Plac Solny z kwiatowymi kioskami musi być komunikacyjnie dostępny w stopniu maksymalnym, ograniczenia ruchu traktuję jako nieuprawnioną szykanę. Niepokojące są też decyzje dotyczące np. warunków najmu dla biznesu usługowego. Prowadzenie biznesu w Rynku jest trudniejsze, bo to obiekty zabytkowe wymagające wyższych nakładów. Trzeba wielkiej troski i wyczucia, by ten salon trwał i był dumą nas wszystkich. Poza tym trzeba doceniać znaczenie planów miejscowych, kształtowanych przy współudziale konserwatorów zabytków. Szacunek do przestrzeni publicznej powinien w przypadku Wrocławia mieć najwyższą klasę.

Jeszcze raz o naszym studencie z audytu - zapytany, jak w 2016 roku powinno wyglądać miasto, odpowiedział: "Kolorowo. Mam nadzieję, że będzie inne wizualnie, bardziej ciepłe, przyjazne. Dzisiaj ulice w centrum, jak Kuźnicza czy Nożownicza, są po prostu smętne". A jak według pana powinien wyglądać Wrocław?

- Wrocław to miejsce będące taką naszą polską wymarzoną "małą Ameryką". Urealniany sen o mieście otwartym, ambitnym, awangardowym i dla wszystkich. To miasto przyjazne, tolerancyjne, pogodzone ze swoją historią, i z tej historii czerpiące siłę. Osiągnięcie tego nie było łatwe, ale udało się. Gościnność, otwartość, niepowtarzalność, tolerancyjność to, niestety, tylko minimum. Ważne są poczucie gustu, estetyka, kompetencja uczestnictwa w kulturze, wiedza, uprzejmość, uśmiech na co dzień i zdolność do doceniania rzeczy, zjawisk, wydarzeń niepowtarzalnych, oryginalnych, wyjątkowych. Nie naśladujmy innych. Dążmy do tego, by inni z nas brali przykład.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji