Artykuły

Znakomite jezioro

[brak daty]

Mniej więcej w połowie XIX stulecia, choć miał tak wybitne przedstawicielki jak Maria Taglioni, Fanny Eissler i Carlotta Grisi - balet zaczął przeżywać się, kostnieć i tracić zwolenników. Winę ponosiła muzyka. Baletmistrzom zdawało się, że muzyka jest drugoplanowym dodatkiem do tańca, a kompozytorzy zgadzali się, niestety, z tą opinią. W rezultacie pisano celowo muzykę baletową taką, żeby była jak najmniej samoistnym dziełem sztuki, żeby stanowiła tylko podkład rytmiczny do tańca, żeby - jak mówiono - nie "przeszkadzała" ludziom w oglądaniu baletów. Skutek był łatwy do przewidzenia: muzyka baletowa jęła ludzi nudzić i odrzucać od widowisk tego typu, czemu nie mogły zapobiec coraz bardziej karkołomne popisy techniczne tancerzy.

Ten kryzys baletu klasycznego może doprowadziłby do jego zaniku na scenach operowych, gdyby nie dwaj kompozytorzy, którzy nadali mu świeże życie. Pierwszy - Francuz - nazywał się Leo Delibes (1836-1891) i doszedł do raczej prostego, lecz naówczas rewolucyjnego wniosku, że przecież muzyka baletowa może być pełnowartościowa i piękna jako twór artystyczny, nie przestając być dobrym podkładem rytmicznym do tańca. Dwa wdzięczne, balety Delibes'a "Coppelia" i "Sylwia", potwierdziły słuszność tej tezy i do dziś wystawiane są na wszystkich scenach świata.

Następny z kolei reformator baletu, Rosjanin - Piotr Czajkowski (1840-1893), poszerzył tezę Delibes'a, tworząc muzykę baletową nieprześcignioną i w pięknie, i w użyteczności. Rozszerzył, gdyż jego balety są nie tylko cyklami ładnych muzycznie tańców, lecz jako całość mają ponadto niektóre cechy dzieł symfonicznych. Tematy muzyczne w baletach owych rozwijają się, ulegając - na wzór symfonii

- przeróbkom i zmianom nastrojowym, zależnie od przebiegu akcji i perypetii bohaterów, a to wszystko uwypuklone jest orkiestracją, tyle bogatą, ile pełną finezji.

Czajkowski zostawił trzy balety, "Jezioro łabędzie", "Dziadek do orzechów" i "Śpiąca królewna".

- "Jezioro łabędzie" (opus 28, z roku 1876) powstało tuż po I Koncercie fortepianowym (1875), a bezpośrednio przed IV Symfonią (1877), operą "Eugeniusz Oniegin" (1811) i Koncertem skrzypcowym (1878). Więc skomponowane zostało przez 36-letniego Czajkowskiego dopiero u progu jego wielkiego okresu twórczego. Lecz w dziedzinie baletu kompozytor nie napisał już potem nic lepszego. A i baśniowe libretto "Jeziora", opowiadające o pięknej królewnie Odetcie, zaklętej wraz z drużkami przez złego czarodzieja Rudego w łabędzie i wyzwolonej przez dobrego księcia Zygfryda - było trafnym wyrazem w takich właśnie baśniach zawartej wiary ludów słowiańskich w zwycięstwo dobra i piękna nad złem i szpetotą. Więc też "Jezioro łabędzie" zyskało sobie szybko ogromne powodzenie w słowiańszczyźnie, a potem na całym świecie i dziś jest najpopularniejszym z baletów.

***

W Polsce "Jezioro" wystawione było ostatni raz przed dwudziestu kilku laty. Nie można się dziwić temu, skoro przed wojną mieliśmy dwie tylko, z trudem wegetujące opery. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy z Poznania nadeszła wieść o przygotowaniach do wznowienia baletowego arcydzieła. Ucieszyłem się, ale i zaniepokoiłem! Wojenna dewastacja naszej kultury szczególnie dotkliwie dała się odczuć w balecie. Wieloletni brak szkół baletowych, a w związku z tym przerwa w dopływie młodych kadr tancerzy - są powodem, że dysponujemy zbyt małą liczbą wykwalifikowanych sił w tym fachu, cóż dopiero, by wystawić dzieło tak bardzo trudne! Skoro jednak pojechałem do Poznania, niepokój zmienił się w radość: tak w pełni doskonałego spektaklu baletowego nie mieliśmy jeszcze po wojnie.

Kierownictwo baletu Opery Warszawskiej, powodując się chlubnymi zresztą intencjami, ściągnęło do siebie wszystkich najwybitniejszych solistów baletowych. W teatrze tym, jak na sierpniowym niebie, błyszczy gwiazda koło gwiazdy. Aliści w zapale kolekcjonerskim zapomniano o "corps de ballet", czyli zespole baletowym. Jest tak mało liczebny i słaby, że można by powiedzieć, iż go nie ma. Przeciwnie w Operze Poznańskiej. Ta, skutkiem zachłanności warszawskiej, solistów posiada niewielu. Za to zespół baletowy, stanowiący bazę poczynań, ma liczny i wypracowany bezbłędnie. W rezultacie "pas de quatres" (taniec czterech baletnic) w I akcie warszawskiej "Coppelii" wykonały cztery skądinąd wybitne solistki tak, jak gdyby założyły się za kulisami, iż ani jednego "pas" (kroku tanecznego) nie zrobią razem i... zakład wygrały! W tym samym okresie "pas de quatres" z II aktu "Jeziora łabędziego" tańczone jest w Poznaniu z precyzją nienaganną. Skoro mowa o pracy baletu, to i to podkreślić trzeba koniecznie, że w Poznaniu nie tylko na tańcach zespołu, lecz i na popisach solistów piętno Wywiera jedyna indywidualność - baletmistrza. Nikt tam nie stara się wybić z całości swym odrębnym stylem interpretacyjnym, wszyscy poddają się koncepcji choreografa, dzięki czemu "Jezioro" jest doskonale wyrównane stylistycznie, a więc i tworzy jednolite, piękne dzieło sztuki tanecznej.

Na poznańskie "Jezioro łabędzie" zjeżdża się cała Polska. Na przedstawieniu, które oglądałem, był również Eugeniusz Papliński, baletmistrz "Mazowsza". W przerwie rozmawialiśmy. Papliński, jeżdżąc dużo za granicę, widział ostatnio pięć różnych inscenizacji "Jeziora". Balet tym trudniej ułożyć w sposób nowy, im bardziej obciążony jest wielkimi tradycjami kompozycyjnymi. Pierwszy układ "Jezioru łabędziemu" dał wybitny rosyjski baletmistrz A. Górski. Później znakomity Mariusz Petipa stworzył w 1895 r. kompozycję choreograficzną tak doskonałą, że do dzisiaj jest wzorem dla następnych pokoleń co najwybitniejszych tylko choreografów, którym powierzane są inscenizacje baletu. A przecież Papliński musiał stwierdzić, że mimo tylu wspaniałych poprzedników, którzy - zdawać by się mogło - wyczerpali materiał pomysłów, poznański baletmistrz Stanisław Miszczyk zdobył się na układ nowy i twórczy. Od siebie dodać mogę, że i piękny, zarówno w kompozycjach tanecznych dla solistów, jak i w przejrzystym operowaniu grupami zespołowymi.

Odettę tańczyła Barbara Karczmarewicz, tak ładna w geście i czysta w robocie klasycznej, że tą kreacją zapisała swe nazwisko obok nazwisk czołowych klasyczek w historii naszego baletu. Księcia Zygfryda tańczył Władysław Milon - piękny tancerz w tym oorębnym baletowym znaczeniu, na które składają się: szlachetność sylwetki i gestu, precyzja w wykonaniu i w wykończeniu "pas" baletowych, spokój we własnym popisie i żelazna pewność w trudnym partnerowaniu towarzyszkom tańca. Czarodziejem Rudym był Konrad Drzewiecki, laureat II nagrody na tegorocznym festiwalowym konkursie tańca w Bukareszcie, doskonały tancerz charakterystyczny, nieporównanie sprawny i wytrzymały w najtrudniejszych ewolucjach. Do solistów baletu Opery Poznańskiej dałoby się zastosować powiedzenie: mało ich, ale dobrzy! Barwne kostiumy i dyskretne a nastrojowe dekoracje dał "Jezioru" St. Jarocki. Orkiestra brzmiała raczej nieczysto; wybijała się obfitymi potknięciami grupy instrumentów blaszanych.

Sądzę, że dla wyrównania rozwoju naszej kultury choreograficznej dobrze byłoby zwieźć poznańskie "Jezioro łabędzie" i pokazać w Warszawie.

***

Niestety nie mogę skończyć na samych pochwałach Opery Poznańskiej. Tym większa wagę przywiązuje się do poczynań teatru, im wyżej się go ceni. Opera Poznańska słusznie została udekorowana orderem "Sztandar Pracy" I klasy, jako najlepszy teatr operowy w Polsce. Ma na swym koncie takie świetne osiągnięcia, jak inscenizowana przez Schillera i Merunowicza "Halka", jak "Borys Godunow" czy "Bunt żaków". Teraz - pod kierunkiem swego zasłużonego dyrektora W. Bierdiajewa - teatr przygotowuje już od sześciu miesięcy operę "Książę Igor" Borodina, w pysznej obsadzie (Jarosławna - A. Kawecka, Konczakówna - F. Kurowiak, książę Igor - M. Woźniczko, książę Halicki - E. Kossowski, Wsiewołod - A. Klonowski, chan Konczak - I. Mikulin). Będzie to z pewnością nowym poznańskim sukcesem.

Właśnie dlatego, mając takie zasługi i plany, nie wolno wystawiać nawet ubocznych pozycji repertuarowych na patatajkę, na - byle zbyć. A tak wystawiona jest w Poznaniu "Hrabina" Moniuszki, co przy okazji obejrzałem. Wiadomo, że ta śliczna muzycznie opera ma słabe libretto. Tym ci ważniejsze jest, by została opracowana jak najstaranniej przez jak najlepszego reżysera. W Poznaniu natomiast reżyserował ją dobry, ale... śpiewak, w myśl starej i złej zasady, że jak śpiewak nie ma co robić, to powinien brać się za reżyserię. W rezultacie przedstawienie jest bez reżysera: mający dużo do wygrania chór jest martwy, poza akcją soliści - nawet tak doskonali, jak B. Kostrzewska w partii hrabiny Diany i E. Kossowski w partii Chorążego - nie bardzo wiedzą, co ze sobą poczynać, sytuacje sceniczne roją się od niekonsekwencji czy zgoła nonsensów, całość żenuje i przede wszystkim - nudzi.

Podczas przerw słyszałem zewsząd utyskiwania ludzi nie na teatr, lecz na... Moniuszkę, że skomponował taką "piłę"! A to już jest krzywda wyrządzona naszej kulturze muzycznej. Piszę o tym otwarcie właśnie dlatego, że Opera Poznańska jest tak znakomitym teatrem i że łatwo może ustrzec się zbędnych potknięć inscenizacyjnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji