Artykuły

"Nie chcemy być ostrożni, gdy tępimy pluskwy" [list do redakcji]

Nie jest to godne pochwały, kiedy pracownik sztuki dopiero przez komentarze uczyni swe dzieło zrozumiałym, i nie w tym sensie chcę zabrać głos.

Chcę się przyznać, a raczej stwierdzić, że przeciwnicy kieleckiej inscenizacji "Pluskwy" dobrze odczytali naszą interpretację. Niepotrzebnie tylko są tacy ostrożni i chcą mojej i aktorów nieporadności przypisać jej ostateczny kształt. Żeby zmniejszyć naszą winę? Nie wiem.

Ja się nie pomyliłam, nie odchyliłam i nie załamałam linii. Dla mnie jest jasne, że Majakowski w pierwszej części sztuki załatwia jedną sprawę, a w drugiej inną, choć organicznie z pierwszą związaną. I jeśli to tak właśnie wyszło, to znaczy, że środki do wyrażenia te] reżyserskiej myśli użyte były nieźle.

Chciałam jak najczulej nastawić aparat teatru, aby głos Majakowskiego ostrzegł, że jeśli nie przestaniemy budować ulic Kruczych, jeśli nie przestaniemy organizować "tańców 10.000 robotników i robotnic", jeśli nie przestaniemy nazywać teatrów przedsiębiorstwami i "wykorzystywać (zgodnie z planem) życia każdego robotnika do ostatniej sekundy", to mogą przyjść takie czasy, że nawet Prisypkin - pluskwa będzie sprawą ciekawą, emocjonującą, że pienić się będzie jak dżuma na bezradnym wyjałowionym psychicznie społeczeństwie i że warto będzie zorganizować światowy festiwal kulturalny aktywu, zwołać dzieci, młodzież i starców, aby się napatrzyli jak "zwierz" pije wódkę, ćmi machorę i śpiewa ckliwe romanse. Aby się nad nim litowali. "Wypadki z zewnątrz zachodzić będą przecież rzadko". ALE TO NIE BĘDZIE KOMUNIZM*. W dwadzieścia kilka lat po śmierci Majakowskiego "Pluskwa" stała się drastyczniej "feeryczna" niż za jego życia.

Jeśli Majakowski nawoływał do twórczego odczytania tekstu, to myśmy starali się tak właśnie sztukę odczytać, nie wykreślając i nie przekręcając tekstu. Ale widocznie swobodna interpretacja nie poszła po zaplanowanej linii. No cóż "ani ludzi ani koni, automatony, automatony".

Podstawowy zarzut brzmi: Majakowski nie to chciał powiedzieć.

Ja i nikt chyba na pewno lub zupełnie na pewno nie wie, co Majakowski chciał powiedzieć, wyraźnie jest natomiast napisane to, co powiedział. A poza tym - artysta nie zawsze mówi to, co chce, czasem to, co musi. I wtedy ważne jest, skąd nakaz przychodzi. Nie trzeba wyjaśniać, że nie chodzi tu o pojęcia geograficzne, ale o to, czy z zewnątrz, czy z wewnętrznej nieodpartej konieczności powiedzenia prawdy nawet wbrew swojemu sercu.

Należy - myślę - rozróżnić dwa sposoby rozumienia; to co twórca mówi o swym dziele i to co mówi swym dziełem. To pierwsze może rzucić światło, ale nie zawsze jest z drugim jednoznaczne.

***

Majakowski pozwolił reżyserowi zgodnie z bolesnymi przeżyciami współczesności dopełnić swoje widzenie sprawy, i tak właśnie zrobiłam.

Postać mówcy to u nas nie tylko poczciwy, zramolały staruszek, i działa nie tylko w pierwszej odsłonie. Snuje się w ciągu całej II części widowiska. Nie ma twarzy. Prawie Maszyna. Przy pomocy bardzo skomplikowanego aparatu decyduje przeważnie na niewidzianego o życiu ludzi i instytucji. Nikt go nie zna, choć wszyscy po cichu szepcą sobie o skutkach jego działalności. My, szeregowi pracownicy sztuki, często spotykamy się z tym zjawiskiem. Bardzo mnie dziwi, że nikt nie atakował tej dowolności.

***

Kapitalna, ogniem pisana definicja mieszczaństwa w drugiej części "Pluskwy" określa pewną specyficzną odmianę, "mieszczuchus vulgaris", różną od Renesansów, Bajanów i zmieszczanionych Prisypkinów. Ten gatunek na pewno jeszcze się nie wypalił do szczętu, a nawet nie zamarzł i jest dla naszego miasta (po co ta obraźliwa nazwa Kleryków, panie Redaktorze), równie niebezpieczny jak okazy przedstawione w pierwszej części. Czy klatka wystarczy?

Dla uspokojenia tych, którzy się bardzo zmartwili, że nasza widownia się nie śmiała. Nasza widownia przeczytała wprawdzie w podtytule "Komedia feeryczna", ale się nie śmiała, bo jest przez małe w i wcale jej nie było do śmiechu.

Może Widownia Warszawska, kiedy zobaczy grzecznie ułożoną "Pluskwę" wylęgłą pod czujnym okiem przysięgłych komentatorów, będzie pękać ze śmiechu. Ale my (przez małe m) w Kielcach (przez małe k) wolimy czytać dzieła, niż komentatorów.

Komunizm nie potrzebuje zasłonek utkanych z ostrożności. Jest ideałem, jest jedyną słuszną formą współżycia ludzi na ziemi. Chodzi o to, aby nam nie utrudniano i tak niełatwego marszu ku niemu.

A zresztą. Mówi się trudno i kocha się dalej. Nie spierajmy się o małe czy duże litery. Młodzież naszego Studium w niedzielne popołudnia, kiedy gości u siebie kolegów z innych uczelni, kiedy poczyta, pogada, taką śpiewa piosenkę mistrza Ildefonsa:

"Ach nie każdy może być słońcem,

mniej wysoką obrałem drogę.

Jestem księżyc i okna wam złocę

I ludzkości służę jak mogę".

* To właśnie według naszej inscenizacji powiedział bardzo wyraźnie Majakowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji