Artykuły

Gdzie ci krytycy, wspaniali tacy

Nikt już dzisiaj tak nie pisze o teatrze, choć wielu marzy się taka pozycja i wielu wydaje się, że tak potrafi (niestety). Pytanie czy takiego właśnie pisania o teatrze potrzebujemy teraz najbardziej? - pisze Joanna Biernacka w felietonie dla e-teatru z cyklu "Teatralny Mól Książkowy".

Z przyczyn niezależnych i obiektywnych mam ostatnio dużo czasu na czytanie, a co za tym idzie na nadrabianie zaległości wszelakich. Sytuacja za kilka tygodni ulegnie drastycznej zmianie, więc tym bardziej postanowiłam korzystać z nadarzającej się okazji. I tak w ręce wpadł mi kolejny tom świetnej biograficznej serii W.A.B. - "Słonimski. Heretyk na ambonie" Joanny Kuciel-Frydryszak, który ukazał się w maju ubiegłego roku, a który pewnie w normalnych warunkach kupiłabym i odłożyła na półkę do bliżej nieokreślonych wakacji, tudzież emerytury (której mam nadzieję doświadczyć w pełni władz umysłowych).

Biografia poety, kabareciarza, felietonisty, dramatopisarza ujmuje bogactwem zgromadzonych i obficie przytaczanych źródeł (tak tekstowych, jak fotograficznych) zgrabnie wplecionych w tok opowieści, co sprawia, że 346 stron pochłania się w tempie ekspresowym. Jak deklaruje na wstępie autorka zależało jej na "reporterskiej bezstronnej opowieści" o jednej z najciekawszych i najbardziej znaczących postaci polskiego życia kulturalnego i politycznego XX wieku. Paradoksalnie jednak to, co jest największą siłą tej książki, jest też jej największą słabością. Świetnie się czyta fragmenty materiałów i samego Słonimskiego, i jego przyjaciół, czy adwersarzy lub pracowników służb bezpieczeństwa (SB zgromadziło ok. 12 tomów akt na jego temat). Różnorodność dopuszczonych do głosu stron powoduje jednak, że tym mocniej odczuwa się brak pewnego poziomu odautorskiej refleksji i na nic zdadzą się tu zastrzeżenia, że nie chciało się poddawać swojego bohatera ocenie. Czym innym jest wystawianie stopni, a czym innym osobista narracja, która mogłaby uczynić książkę Kuciel-Frydryszak nie tylko dobrą, ale wręcz genialną. A autorka apetyt rozbudziła...

Dostajemy portret niezwykłego człowieka. To nie jest biografia poety, śledząca kolejne tomiki poetyckie oraz pozostałe publikacje i analizująca przemiany w twórczości. To przede wszystkim historia życia człowieka, któremu, to co się dzieje w naszym kraju nigdy nie było obojętne (jakkolwiek patetycznie to zabrzmi). Tak jego działania i prowokacyjne teksty przedwojenne (z osławionymi atakami na Żydów, co będzie mu wypominał nawet towarzysz Gomułka), jak niełatwa sytuacja i działalność powojenna dowodzą - zdaje się twierdzić autorka - że mamy do czynienia z jednym z duchowych ojców naszej, odzyskanej po 89 roku suwerenności. I choćby z tego powodu ta opowieść o "maniakalnym Polaku", jak sam o sobie mówił, to pozycja ważna na liście lektur.

W kontekście choćby ostatnich rozmów o krytykach i widzach, jakie przetoczyły się (i ciągle toczą) w naszych mediach najciekawsza dla mnie okazuje się teatralna część biografii Słonimskiego. Tym bardziej, że nieustannie różni uczestnicy publicznej dyskusji z upodobaniem odwołują się i cytują fragmenty ze zbioru teatralnych felietonów (nie recenzji!!!) Słonimskiego, publikowanych w "Wiadomościach Literackich" w latach 1924-1939, a wydanych w tomie "Gwałt na Melpomenie". Trudno się dziwić tym zabiegom, bo takiego poziomu złośliwości, dowcipu, ironii i cywilnej odwagi już się dzisiaj nie spotyka.

Kto odważyłby się na notatkę podobną do tej spisanej po komedii Simona Teatru Nowego: "Ta wstrząsająca tragedia serc ludzkich opowiedziana jest z lekkością i błyskotliwością, jaką odznacza się stary nocnik wyrzucony na śmietnik. Lekkie to, ma połysk, ale usiedzieć na tym nie sposób."? Dostawało się nie tylko reżyserom i aktorom ("Wytrzepać by tego Niebieskiego lisa, bo pachnie naftaliną. Mole go już nadgryzły, a ramole wystawiły."), ale także tłumaczom i dekoratorom: "Kostiumy trzymały się zarówno osób, jak i epoki dosyć luźno." (Gęsi i gąski Teatr Narodowy); "Dekoracje nasuwały wspomnienie Akropolu, jednak tylko ze względu na zniszczenie." (Papa Nikoluzos Teatr Polski); " W roli Sobieniowskiego wystąpił Frycz. Za to dekoracje wyglądały jakby je robił Sobieniowski." [Sobieniowski - tłumacz] pisał w felietonie ze Sługi jego królewskiej mości w Teatrze Narodowym.

Zawsze podpisywał swoje teksty - jeśli uznawał, że nie warto pisać o jakimś wydarzeniu, w miejscu felietonu pojawiało się puste pole i inicjały "A.S." Z teatrem, którego nie lubił, walczył nie tylko piórem. Jako młody poeta znany był także jako jeden z organizatorów protestów przeciwko sztukom "patriotyczno-idiotycznym" (określenie Słonimskiego). Przeprowadzane przez picadorczyków, starannie reżyserowane akcje kończyły się interwencją policji. Jak ta, z 21 grudnia 1918 roku na przedstawieniu Pani Chorążyny w Teatrze Polskim, gdzie malarze i poeci przerwali spektakl protestując "przeciwko podporządkowywaniu interesów artystycznych względom kasowym". Prasa nazywała ich "bojówkami literackimi".

O Słonimskim - autorze komedii jakby trochę zapomniano, choć Arnold Szyfman twierdził, że jego poczucie humoru jest idealne do teatru, a Murzyn warszawski napisany na jego zamówienie zyskał rozgłos jeszcze przed premierą (ze względu na tematykę po Holocauście autor zakazał jej wystawiania). Jego utwory dramatyczne nigdy nie zostały zebrane w jednym tomie.

Nikt już dzisiaj tak nie pisze o teatrze, choć wielu marzy się taka pozycja i wielu wydaje się, że tak potrafi (niestety). Pytanie czy takiego właśnie pisania o teatrze potrzebujemy teraz najbardziej? Nie wiadomo także, czy ktokolwiek zgodziłby się takie teksty publikować, bo medialna przestrzeń do debaty o współczesnych przedstawieniach potwornie się skurczyła. (Od niedawna najwięcej opinii o tym, co się dzieje na polskich scenach teatralnych można znaleźć na internetowych blogach.) I nawet nie chodzi o to, że w tym skromnym, dostępnym nam obszarze zalała nas fala tzw. krytyki towarzyszącej, czyli osób, której bardziej niż opisem i oceną zjawiska zajmują się objaśnianiem i przekładaniem pomysłów i idei artysty, bądź wręcz kreowaniem nowych zjawisk i mód teatralnych (stąd też niektórzy zwą ich krytyką lobbującą), tylko że zniknęła jakakolwiek alternatywa. Siła jest zawsze w różnorodności i osobowościach.

Nie mam nic przeciwko objaśnianiu idei spektaklu pod warunkiem, że mogę także przeczytać z niego recenzję oraz złośliwy felieton, że poza zasłanianiem się cytatami z mądrych książek użytych w scenariuszu przedstawienia zobaczę człowieka i jego prywatne gusty i opinie, merytoryczną analizę i krytykę, które będzie miał odwagę publicznie wyrazić. Do tekstów Słonimskiego sięga się z taką przyjemnością nie dlatego, że pozwalają precyzyjnie odtworzyć kształt przedstawień teatralnych przedwojennej Warszawy, bo nie pozwalają (i nie mają takiej ambicji), ale dlatego, że są świetnie napisane i pokazują gusta oraz temperament autora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji