Artykuły

Byłem za trzecim pulpitem

Pan Jerzy Stuhr walczył, walczy a dzięki temu my otrzymujemy jego piękno, jego wrażliwość i talent. I może przez małą chwilę, oglądając go na scenie czujemy się też trochę silniejszymi, lepszymi, bardziej rozumnymi - pisze na swoim blogu Remigiusz Grzela.

Jest jakaś tajemnica w życiu aktora i jego monodramu. Są takie monodramy, które grane latami, zmieniają się, dojrzewają, stają się z aktorem jednym. Taka jest "Shirley Valentine" Krystyny Jandy, taki jest "Kontrabasista" Jerzego Stuhra według Patricka Suskinda - spektakl, który miałem dziś przyjemność obejrzeć w Teatrze Polonia. Genialny tekst w wykonaniu genialnego aktora. Tylko okoliczności inne niż przed laty, w dniu premiery. Spektakl grany po długiej życiowej trudnej drodze. Życie, sztuka, miłość, rzemiosło, starzenie się, przemijanie, tęsknoty i marzenia brzmią dziś o wiele inaczej.

Tekst podszyty jest dzisiaj walką z chorobą, walką wygraną, jest mocniejszy, porusza bardziej, szlachetny w swoim humanistycznym przesłaniu. Kontrabasista, trzeci pulpit w orkiestrze, człowiek jak my, który chciałby jeszcze poderwać się do lotu, nawet zdemolować sobie życie w imię miłości, w imię odmiany, zyskać drugie życie, piękniejsze, może wznioślejsze, a może zwyczajnie prostsze. Chciałby coś jeszcze poczuć, coś w sobie obudzić, zobaczyć pełniej, bardziej kolorowo. Chciałby żyć, żyć po prostu, i kochać swoje życie i akceptować w nim siebie. Czyli zyskać to drugie. Nie może mocniej brzmieć tekst "Kontrabasisty" niż dzisiaj, w wykonaniu pana Jerzego Stuhra, który swoje drugie życie wygrał, patrzy dzisiaj na świat inaczej, widzi więcej, a może zwyczajnie prościej. Pisał o tym w swojej ważnej książce "Tak sobie myślę" pisanej w czasie choroby. W tej książce wymienia pan Jerzy Stuhr, co dała mu choroba.

"Ta choroba uczy mnie pokory. Nie pogodzenia się z losem, ale pokory wobec majestatu życia i śmierci. Ta choroba nauczyła mnie tolerancji. Na każdego bliźniego będę patrzył już przez pryzmat bólu i strachu przed nim i będę go rozumiał. Ta choroba ukazała mi piękno życia, mojego życia. Dała mi siłę, aby tego nie stracić. Ta choroba pokazała mi, jak bardzo jestem kochany przez moją żonę i dzieci. Dowiedzieć się, że kobieta poświęca się dla ciebie po czterdziestu latach małżeństwa tak bezgranicznie, to wielki dar, i robisz wszystko, aby wyjść, żeby jej dać siebie jeszcze lepszego, bardziej kochającego, bardziej wyrozumiałego, dać jej radość bycia razem. Ta choroba, o czym już pisałem, pokazała mi, jak wielu ludzi po prostu mnie lubi".

I to wszystko jest w "Kontrabasiście" dzisiaj, nawet jeśli tekst czasem idzie na przekór tym myślom. To wszystko jest. Pan Jerzy Stuhr walczył, walczy a dzięki temu my otrzymujemy jego piękno, jego wrażliwość i talent. I może przez małą chwilę, oglądając go na scenie czujemy się też trochę silniejszymi, lepszymi, bardziej rozumnymi.

"Kontrabasista", który jak wnioskuję z recenzji kiedyś był przede wszystkim komedią, dzisiaj jest pięknym szlachetnym spektaklem, który oczyszcza. Bawi, ale porusza do głębi. I właściwie nagle, w teatrze, byliśmy jednym, i wstaliśmy natychmiast, jak spektakl się skończył. Byliśmy kontrabasistami, za trzecim pulpitem, z chęcią do walki o siebie, bo może walczymy za mało, a może w ogóle nie walczymy. Kontrabasiści za trzecim pulpitem dostrzegli swoje piękno. Światło po obu stronach rampy. Więcej niż teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji