Artykuły

Mów do mnie Meryl Streep

- W scenie pocałunku, kiedy na sali są rodzice, ledwie go markują, na wyjeździe przedłużają. Wiedzą, że nikt nie przerwie im sceny, że w przestrzeni spektaklu to oni decydują - mówi Justyna Sobczyk z Teatru 21, która pokazuje w Instytucie Teatralnym spektakl z aktorami z zespołem Downa.

Pamiętam pewne popularne widowisko na rzecz niepełnosprawnych. Na scenę wyszli upośledzeni. Z megafonów rozległa się piosenka "Krakowska kwiaciarka": "Kup moje kwiaty...". Niepełnosprawni tańczyli, kręcąc się w kółko. Wszyscy na sali mieli łzy w oczach. Ja też. A równocześnie czułem, że to czysty kicz, gwałt na uczuciach. Coś, co wcale nie zbliża nas do siebie, tylko oddala.

Teatr Justyny Sobczyk jest przeciwieństwem takich widowisk. Oglądam próbę generalną przedstawienia "I my wszyscy... Odcinek 0" w Teatrze 21. Aktorzy, w wieku od 16 do 40 lat, głównie z zespołem Downa, niektórzy z autyzmem, siedzą na kolorowych krzesełkach, ubrani w jednakowe mundurki. Milczą. Przez dłuższy czas patrzą na widownię. Mamy czas, żeby się im dokładnie przyjrzeć - każdy jest inny, osobny.

Ziewają. "Od tego siedzenia już mnie pupa boli..." - mówi któryś. - Ma pani jakiś sposób na nudę?". Zaczynają przerzucać się nazwami seriali: "Na Wspólnej", "M jak miłość","Julia", "Komisarz Aleks", "Plebania", "Ranczo".

Kiedy pada nazwa "Klan", na scenie zjawia się prawdziwy Maciuś z "Klanu" - Piotr Swend, chłopiec z zespołem Downa. Wchodzi tanecznym krokiem, każdym gestem podkreśla: to ja we własnej osobie. "Jak miałem 8 lat, zacząłem grać w "Klanie". Wtedy byłem bardzo mały. Pewnego dnia poinformowałem, że będę miał 18 lat. Miałem dwa przyjęcia urodzinowe, jedno prawdziwe, drugie filmowe. Dowód dostałem jeden, prawdziwy. Piszą o mnie w gazetach i na portalu internetowym 'Wysokie Obcasy', udzielam wywiadów dla 'Dzień dobry TVN' i w Polsacie. Jestem znany. Jak dużo piszą, to znaczy, że oni wiedzą, że ja zarabiam pieniądze. Serial - to był strzał w dziesiątkę".

Piotr kłania się przed swoimi kolegami: "Jestem jedynym niepełnosprawnym sławnym chłopcem w Polsce!". Na którejś z prób tak właśnie powiedział, sam z siebie: "Wybaczcie, jestem jedyny". Wtedy inny aktor podszedł do Piotra, wziął go za rękę, dodając: "I my wszyscy".

Justyna Sobczyk zamierzała zrobić przedstawienie o braku pracy dla niepełnosprawnych. Ale ponieważ jednym z bohaterów jest Piotr, marzenie o pracy stało się marzeniem o graniu w serialu. Przedstawienie "I my wszyscy..." to jego realizacja - wspólne tworzenie "serialu".

Spektakl wynikł z improwizacji, łamie pewną niepisaną zasadę towarzyszącą kiedyś tego rodzaju przedstawieniom, która mówi: aktorzy swoją niepełnosprawnością mają dostarczać wzruszeń nam, normalnym, a my mamy się nad nimi pochylać. Tu inaczej: oni walczą o siebie.

Podobnie było w innych przedstawieniach Sobczyk - w "Alicji", gdzie odbywał się sąd nad bohaterką, która uciekała w świat autyzmu; w "Portrecie", gdzie teatr dał bohaterom możliwość przymiarki innych ciał. I tak jest tu. W pewnym momencie uczestnicy gry zamieniają się w bohaterów rodzinnej telenoweli, przeżywają miłość, idą do pracy, spotykają się na Skypie, budzą się w świecie reklamy. Tworzą teatr marzeń, które jest ich drugim życiem, aby na koniec zapytać serio: "Czy ktoś będzie chciał to wyprodukować? Czy ktoś chce nas oglądać?".

Tadeusz Sobolewski: Gdybym miał wymienić dziedzinę życia, gdzie w ciągu ostatnich 20 lat nastąpił największy postęp, powiedziałbym: w naszym stosunku do inności. Wiem coś o tym, bo mam dorosłą córkę, która przekomarza się ze mną: uważaj, bo ja mam zespół Downa. Mówi to z rodzajem dumy, jakby należała do mniejszości etnicznej, której nie wolno urazić.

Justyna Sobczyk: Jakiś czas temu mój szef w Instytucie Teatralnym, gdzie na co dzień pracuję, Maciej Nowak po obejrzeniu innego przedstawienia Teatru 21 - "Ja jestem ja" - powiedział do mnie: "To jest ich przestrzeń, proszę pracować dalej".

Jechaliśmy kiedyś do Torunia robić z licealistami performance w ramach warsztatów "It's normal to be different" - impreza międzynarodowa, finansowana przez Unię, wymyślona przez nauczycielki miejscowego liceum ekonomicznego. W pociągu konduktorka wpatruje się w Piotra, po chwili wraca z zeszytem na autografy, podaje go Piotrowi do wpisu i mówi: "Ostatnio jechał tym pociągiem Cezary Pazura...". Na dworcu wypatrzyły go dwie panie: "Przepraszamy, ale musimy zapytać, czy to jest Maciuś z 'Klanu'"? I choć wcześniej mówiliśmy sobie, że lepiej nie podkreślać jego gwiazdorstwa, żeby mu woda sodowa nie uderzyła, wydało mi się, że w tym jest temat dla naszego teatru.

Ale nie jest to przedstawienie o "narodzinach gwiazdy".

- Poznajemy nie "grupę niepełnosprawnych", ale trzynastu nowych ludzi. Indywidualności. Każdy z nich zachowuje się na scenie inaczej, a razem tworzą fajną grupę. Kiedyś trenowałam siatkówkę, zawsze mnie interesowały sporty zespołowe i w teatrze też fascynuje mnie zespołowa robota. Przedstawienie, które pan widział, nie było dopracowane, coś z niego wypadło. Bardzo to przeżywali. Rozmawiamy po każdym spektaklu o tym, że nie można odbierać drugiemu aktorowi jego momentu. Oni lubią grać, ale nudzi ich granie wciąż tego samego. Czasem potajemnie wprowadzają własne rekwizyty, jak okulary słoneczne do sceny tańca Michaela Jacksona w "Portrecie" - były za duże i tańczyli w nich jak niewidomi. Ostatnią scenę "I my wszyscy..." - statek miłości, parodię "Titanica" - jedna z aktorek przedłużyła do kilkunastu minut, nie chciała jej skończyć, tak jej się podobała.

W serialowej scenie pocałunku, kiedy na sali są rodzice, ledwie go markują, na wyjeździe przedłużają. Wiedzą, że nikt nie przerwie im sceny, w przestrzeni spektaklu to oni decydują.

- Czy wymyśliłabym zdanie: "Nie mam pracy, nie mam pieniędzy, mów do mnie Meryl Streep"? W scenie poszukiwania pracy pada stereotypowe pytanie: dlaczego uważasz, że powinniśmy zatrudnić właśnie ciebie? Daniel wystrzelił: "Bo jestem Żydem, bo jestem aktorem i jestem niepełnosprawnym chłopcem w Polsce". Następne pytanie: czy masz jakieś wady? Daniel na to: "Tak, mam, skubię wargę. Ale postaram się tego nie robić".

Kiedy w scenie "pięknego poranka" para budzi się we wspólnym łóżku i je płatki z mlekiem - koniecznie te płatki, żeby było jak w reklamie - miałam wrażenie, że moi aktorzy wchodzą całkowicie w tę inną rzeczywistość i gdyby mogli, nie kończyliby tej sceny. Patrząc na nich, ja też marzyłam o dalszym kroku: czy będzie kiedyś szansa, że zagrają normalne role.

Po przedstawieniu widzę, jak jedna z aktorek stoi w hallu bezradna. Na scenie była kimś innym, pełnym polotu, inwencji, a tu znowu staje się "niepełnosprawna"...

- Kiedy przyjeżdżamy z naszym teatrem na festiwale i w hotelu spotykamy niepełnosprawnych z innych teatrów, oni również często wyglądają przygaszeni w tych swoich kurtkach, z plecakami. W teatrze Inventura z Pragi gra pani Dasza, zdawałoby się, kompletnie nieatrakcyjna dla teatru, która na scenie staje się divą, emanuje z niej światło. To właśnie daje teatr.

Ma pani poczucie, że należy do międzynarodowego klanu?

- Ostatnio tego doświadczyłam, i to mocno. We wrześniu w Waszyngtonie, na konferencji w Kennedy Center. Wyłapali z całego świata ludzi pracujących z niepełnosprawnymi. Zobaczyłam, że to, co robimy, jest ledwo zaczątkiem tego, co można w tej dziedzinie osiągnąć. Reżyser ze szwedzkiego Teatru Mooms opowiadał o swojej pracy, a ja zobaczyłam w tym swoje spełnione marzenie: teatr repertuarowy, aktorzy zatrudnieni na umowie o pracę. Jedyny minus, że kiedy chcieliśmy wejść z nimi we wspólny projekt, okazało się, że do 2015 mają zajęte terminy.

Jaki jest status pani teatru?

- To będzie ważny dla nas rok. Wielu aktorów Teatru 21 już skończyło szkołę, w której kiedyś robiłam z nimi teatr szkolny. Ale szczęśliwie dostałam stypendium ministra kultury. Mamy swoje miejsce w Instytucie Teatralnym, wspiera nas Teatr Studio. Ci, którzy nie uważali nas dotąd za zespół teatralny, zaczynają nas bardziej szanować - skoro gramy w Instytucie i w "prawdziwym teatrze"...

Dla kogo gracie?

- Pierwsza fala widzów to były rodziny aktorów. Ale teraz salę zapełnia publiczność, która kupiła bilety. Dostaliśmy zaproszenie do Wrocławia na Brave Festival, mamy zagrać na festiwalu Wioska Teatralna w Węgajtach. To już nie są imprezy niepełnosprawnych. Wychodzimy poza ten rodzaj funkcjonowania, gdzie zawsze jest jakieś specjalne stowarzyszenie, specjalna szkoła, specjalny teatr. Z drugiej strony porusza mnie, kiedy przychodzą ludzie, którym urodziło się dziecko z zespołem Downa. Wiem, jak im to dobrze robi, daje perspektywę. W tramwaju, którym zwykle jadę do pracy, spotykam dziewczynę z małym synkiem z Downem, już się rozpoznajemy. Jeszcze nie mam śmiałości, żeby ją zaprosić do naszego teatru na spektakl. Ale zrobię to kiedyś.

Kiedy byłam na studiach, nie podobały mi się robione u nas spektakle z niepełnosprawnymi. Wiedziałam, że na świecie pracuje się inaczej: robi się normalny teatr dla normalnej publiczności. Jest teraz ciekawy moment w teatrze: coraz częściej wprowadza się na scenę amatorów, ludzi, którzy tego potrzebują. Tak mało jest dziś w społeczeństwie sytuacji spotkania - teatr daje taką możliwość.

W przestrzeni życia prywatnego i publicznego niepełnosprawni mają wciąż małe pole wypowiedzi, gdzie mogliby się zaprezentować, tak jakby chcieli. Dać im przestrzeń do wypowiedzenia się - to cel naszego teatru.

Co było u pani najpierw: teatr czy niepełnosprawni?

- Studiowałam pedagogikę specjalną i wiedzę o teatrze, ale pamiętam dokładnie moment, kiedy jeszcze jako licealistka poszłam na przedstawienie z osobami niepełnosprawnymi. Samo przedstawienie mi się nie podobało, ale atmosfera - tak. To była Fundacja Brata Alberta. Już tam zostałam. Dobrze się czuję w ich towarzystwie. Szybko zorientowałam się, że chcę z nimi pracować.

Ten obszar przyciąga ludzi. Jest z nami Agata Skwarczyńska, która współpracuje z Pawłem Wodzińskim, ostatnio stworzyła scenografię do wałbrzyskiego "Betlejem" Wojtka Farugi. Paweł Andryszczyk, który robi dla nas muzykę, współpracuje z Nowym Teatrem, Tomek Michalczewski współtworzył projekcje do ostatniego spektaklu Krystiana Lupy. Ale wszyscy mówią: 21 to nasz teatr.

"I my wszyscy. Odcinek 0" można zobaczyć w Instytucie Teatralnym w Warszawie 21 i 22 stycznia oraz 14 lutego (godz. 18).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji