Teatr - każdy robi go po swojemu (fragm.)
Inauguracja piątego sezonu działalności Teatru Rzeczypospolitej wypadła okazale. Do Warszawy zjechał z Krakowa Stary Teatr ze spektaklem "Wiosna Narodów w cichym zakątku" Adolfa Nowaczyńskiego w inscenizacji i reżyserii Tadeusza Bradeckiego.
O przedstawieniu tym pisano dużo i dobrze - chyba zasłużenie - bo faktycznie powodów do pochwał jest wiele. Sięgnął Bradecki po utwór grywany dość rzadko, który obecnie poddany zręcznym zabiegom inscenizatorskim: licznym skrótom, przemodelowaniu kilku scen, dodaniu paru fragmentów, zalśnił nowym blaskiem, zyskał bardzo współczesny wydźwięk i przyniósł sukces reżyserowi, aktorom i całemu spektaklowi.
Swój utwór - komedię "Wiosna Narodów w cichym zakątku" napisał Nowaczyński około roku 1927 na konkurs ogłoszony przez krakowski Teatr im. Słowackiego i zdobył jedną z dwóch drugich nagród. Po wydaniu werdyktu wokół osoby autora i jego dzieła rozpętała się istna burza w przysłowiowej szklance wody. W ówczesnej prasie pojawiły się przeróżne oświadczenia, zaprzeczenia, niewybredne ataki, paszkwile etc. Cóż stało się takiego? Otóż kanwą "Wiosny Narodów..." są wydarzenia, jakie miały miejsce w Krakowie na przełomie marca i kwietnia roku 1848 - dość nieporadna próba wzniecenia rewolucji przez obywateli podwawelskiego grodu została szybko i łatwo stłumiona przez mizerny i lichy garnizon austriacki.
Nowaczyński mieszając fakty z fikcją i anegdotą stworzył - wedle swoich oponentów - antykrakowski, antypatriotyczny paszkwil szargający pamięć czcigodnych obywateli Krakowa i fałszujący przebieg wydarzeń. Co więcej, niektóre sceny utworu odniesiono i do innych wydarzeń, między innymi z roku 1914, a to odczytano jako próbę ośmieszenia tworzącej się w owych latach legendy legionowej. Autor "Wiosny Narodów..." zarzutów tych do wiadomości nie przyjął i stwierdził, że treść utworu interpretowana jest wbrew jego intencjom. W tę deklarację można jednak powątpiewać. Już od czasu współpracy z krakowskim pismem "Liberum Veto" ukazującym się na przełomie wieków ujawniły się przywary Nowaczyńskiego - niesprawiedliwość i złośliwość; formułował sądy i opinie często krzywdzące i nieobiektywne. Jego stosunek do Krakowa był ogromnie ambiwalentny: bezlitośnie szydził z zacofania, kołtunerii, obskurantyzmu panujących ponoć w umysłowości i postawach mieszkańców podwawelskiego grodu ("Zgrymaszoną parafią Kraków jest i kwita" albo "Słynie szeroko w Polsce krakowski zaścianek /Szczupłością kapitałów, górnością zachcianek" itd), z drugiej jednak strony pragnął aby Galicja stała się polskim Piemontem.
Podobnie dwoisty stosunek wobec historii narodowej i tradycji odnaleźć można również w "Wiośnie Narodów w cichym zakątku".
W świetle istniejących dokumentów i relacji, mimo że Nowaczyński tu i ówdzie zafałszował przebieg wydarzeń, to jednak ich sens, ówczesny klimat umysłowy i charakterystykę środowiska przedstawił co prawda zjadliwie ale i prawdziwie. Istotnie, nieudana próba rewolucyjna w Krakowie była przedsięwzięciem tragikomicznym i opłakanym w skutkach.
Kraków w połowie ubiegłego stulecia to senne prowincjonalne miasto na peryferiach monarchii austro-węgierskiej, którego środowisko intelektualne i patriotyczne, skłócone między sobą, podzielone na koterie dusiło się w marazmie i nudzie, tęsknie wspominając niegdysiejsze lata wielkości i sławy, a mające wciąż świeżo w pamięci tragiczne wydarzenia z roku 1846: rzeź, głód i represje. Docierające tutaj z Europy echa rewolucyjnych niepokojów wytworzyły atmosferę oczekiwania przemieszanego z euforią, przeradzającą się w jakiś irracjonalny amok - zaślepienie - popychające do czynów nierozważnych, nieprzemyślanych, wręcz śmiesznych a chwilami nawet groteskowych: rewolucję przygotowywano i przeprowadzano tak, jak zabawę tańcującą. Hurrapatriotyczny zapał zwany też słomianym, wiece, kłótnie, demonstracje, bufonada i blaga - toż to niemal ostatni zajazd! Czyż nie o tym samym pisał kilkanaście lat później (rok 1892) Stefan Żeromski: "Galicja - Kraków to niewyczerpane źródło humoru, to po prostu sam humor, potrzebujący opisu. Dokoła nędza, głód, ciemnota - i ci w... swoich kontuszach i ...kitach (...)".
Tę egzaltowaną i irracjonalną atmosferę wydarzeń odtworzył na scenie Bradecki nadzwyczaj sugestywnie. Rozgrywa się przed naszymi oczami zapyziałe misterium komicznego patosu i groteski, jeszcze jedna i nie ostatnia próba wybicia się na niepodległość. Rewolucyjny zryw dziejący się przy wtórze melodyjki "O mein liber Augustin" dobywające się z zachrypniętej katarynki. Reżyser dla podkreślenia tej tragikomicznej aury wprowadził do gry aktorów elementy z filmowej burleski: potknięcia, upadki, chwilami zaplanowany chaos scen i niespodziewane puentowanie sytuacji, kiedy modernistyczny kredens zieje ogniem armatnich luf. Ten monumentalny mebel to nie tylko istotny element scenograficzny (notabene doczekał się był wielu wnikliwych opisów) ale przede wszystkim symbol epoki i w pewnym sensie narodowej historii, gdzie wciąż trwają niczym zastawa z okresu fin de siecle'u te same przedkładania pompatycznych gestów i hołdowanie mrzonkom ponad realną pracę, pozytywnie i konkretne działanie.
Inscenizacja Tadeusza Bradeckiego "Wiosny Narodów w cichym zakątku" ostrością swej artystycznej wizji wpisuje się do dorobku Starego Teatru, współbrzmi z nim. Jest w tym spektaklu jakaś wyczuwalna nieomal intuicyjnie, łączność z "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego, który analizując treść tego dramatu stwierdził: "To jego (Wyspiańskiego - BBW) requiem dla chęci wyzwolenia się spod presji śmierci i spod presji społeczeństwa, które widzi jako naród kłamiący prawdzie i dlatego umierający".
O reżyserii Bradeckiego napisano już prawie wszystko: jest bardzo sprawny warsztatowo, wrażliwy i pomysłowy - zręczny rzemieślnik i artysta. Umie on tak pokierować grą aktorów, że osiągają na scenie niezwykłą sugestywność interpretacyjną. Zaowocowało to w tym spektaklu kreacjami Anny Polony, Tadeusza Huka, Jerzego Grałka i świetnymi rolami Zbigniewa Kosowskiego oraz Ewy Kolasińskiej.
Trzeba również dodać, że i inne elementy tego spektaklu - scenografia Urszuli Kenar (kredens!) i muzyka Stanisława Radwana stoją na najwyższym profesjonalnym poziomie.